Co ten covid zrobił z lataniem? Jedno z największych europejskich lotnisk - Amsterdam-Schiphol – grozi degradacja do poziomu mało znaczącego portu obsługującego kilka lokalnych linii lotniczych. Zagraniczni przewoźnicy mają holenderskiego hubu lotniczego dość i zastanawiają się, czy z niego nie uciec.
Zaczęło się. Zagraniczni przewoźnicy mają powyżej uszy bałaganu panującego w stolicy Niderlandów. I pomyśleć, że w czasach swojej świetności Schiphol obsługiwał około 70 mln pasażerów rocznie, co dawało mu trzecie miejsce w Europie zaraz po londyńskim Heathrow i lotnisku Charlesa de Gaulle'a pod Paryżem.
Wszystkie z tych portów mają teraz swoje problemy. Brytyjczycy nakazali liniom zredukować liczbę podróżnych do 100 tys. dziennie, co skutkowało m.in. tym, że British Airways zaczął czasowo kasować loty z Polski do Londynu. We Francji doszło do strajku pracowników, a wściekli pasażerowie skarżyli się, że nie są w stanie odebrać swoich walizek po przylocie.
Ale Amsterdam.
Oj, Amsterdam to zupełnie inny poziom patologii
Doświadczenia pechowego turysty nie są efektem niefortunnego zbiegu okoliczności. Pasażerowie odlatujący z Amsterdamu cały czas piszą, że czas odprawy to minimum 3-4 godziny.
Holendrzy bronią się jak mogą. Władze lotniska wprowadziły na czas wakacji dobowe limity pasażerów i już zapowiedziały, że podobne będą obowiązywały we wrześniu (67,5 tys.) i październiku (69,5 tys.).
Lotniczy eksperci kręcą jednak nosem
Ich zdaniem dramatu dało się uniknąć. Przed tzw. wysokim sezonem linie lotnicze i touroperatorzy wzięli zarządzających port na bok i dyskretnie zaczęli tłumaczyć, że przez drastyczny niedobór kadr lotnisku grozi paraliż. Informatorzy „De Telegraaf" twierdza, że Schiphol całkowicie olał te ostrzeżenia, jak i proponowane rozwiązania. A klienci sugerowali na przykład wykorzystanie studentów, pracowników tymczasowych, a nawet skorzystanie z pomocy wojska i policji.
Efekt? Dzisiaj Schiphol prowadzi rozpaczliwą rekrutację starając się załatać dziurę w zatrudnieniu sięgającą około tysiąca osób. Doszło do tego, że jeden z przewoźników - Transavia - została upomniana za to, że przywozi zbyt wielu pasażerów.
„Fortune” na podstawie danych FlightAware przygotował listę lotnisk. Statystyki dotyczyły okresu od 26 maja do 19 lipca. Stolica Holandii zajęła drugie miejsce w Europie pod względem opóźnień (41,5 proc.) i pierwsze w kategorii odwołanych lotów (4 proc.)
Schiphol w ciągu kilku miesięcy zrujnował opinię, na którą pracował długie lata. I jeżeli linie lotnicze się od niego odwrócą kolejne długie lata zajmie Holendrom przekonywanie przewoźników do powrotu.