Putin odgryza się Zachodowi. Jego decyzja wywraca do góry nogami handel gazem z Rosji. I uderza głównie w UE
Putin aż tak bardzo nie spodziewał się zachodniej solidarności i szerokiego wachlarza sankcji, nałożonych za agresję na Ukrainę - że długo się wygrażał rewanżem. W końcu postanowił dopiec Zachodowi nie tylko słowami i domaga się, żeby za chwilę nieprzyjazne kraje płaciły za dostawy rosyjskiego gazu ziemnego w rublach, a nie w euro czy dolarach. Pierwszym efektem tych zapowiedzi jest skok cenowy surowca.
Najpierw Dmitrij Miedwiediew, były prezydent i premier Rosji, w odpowiedzi na zachodnie sankcje zaczął wygrażać Zachodowi, że ten za chwilę obudzi się w nowej rzeczywistości, w której za gaz ziemny będzie płacić krocie. Ponieważ te groźby na nikim nie zrobiły większego wrażenia, Moskwa zaczęła przebąkiwać coś o ataku jądrowym, co w efekcie zagoniło Rosję w jeszcze większy dyplomatyczny róg. W końcu ktoś podsunął Putinowi nowy pomysł.
W środę po południu Kreml poinfo0rmował że od teraz nieprzyjazne Rosji kraje, czyli te, które sprzeciwiają się rosyjskiej agresji na Ukrainę, mają za gaz płacić tylko i wyłącznie w rublach. Tym samym potwierdzają się wcześniejsze analizy wskazujące, że Moskwa nie może pozwolić sobie na zakręcenia kurka z gazem, węglem, czy ropą. Ale na manipulacje cenami tych surowców na rynkach już jak najbardziej tak.
Po słowach Putina cena gazu zaczęła puchnąć
Putin tłumaczył w państwowej telewizji, że musi tak postąpić, bo przez zachodnie sankcje wycelowane w rosyjskie aktywa całkowicie utracił zaufanie do dolara i euro.
Rosyjski dyktator poinformował o wróżeniu szeregu środków, sugerując że zmiana płatności na rosyjskiego rubla jest dopiero pierwszym uderzeniem w Zachód z całej serii. Na razie lista nieprzyjaznych krajów, których ma to dotyczyć ogranicza się do: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i UE. Wpisano tam też Japonię, Kanadę, Norwegię, Singapur, Koreę Południową, Szwajcarię i Ukrainę.
Wcześniej rosyjscy politycy sugerowali jeszcze poważniejsze konsekwencje, jeżeli Bruksela rzeczywiście zdecyduje się na embargo na rosyjski import, czemu w UE sprzeciwiają się obecnie najbardziej Niemcy i Węgry.
Z kolei Aleksander Nowak, rosyjski minister energetyki, oznajmił w Dumie, że w takim przypadku, kiedy UE nie kupowałaby energii z Rosji, rynki energetyczne by się załamały, a ceny surowców gwałtownie zaczęłyby rosnąć. I faktycznie, z tym drugim zjawiskiem już mamy do czynienia. Zaraz po zapowiedzi Putina cena gazu skoczyła wyraźnie w górę. Hurtowe ceny spuchły nawet o 30 proc. Na giełdzie trzeba już zapłacić 5,17 dol. za mln btu i tym samym jesteśmy coraz bliżej rekordowego poziomu z początku lutego (5,42 dol.).
Bruksela porzuci rosyjski gaz jeszcze w tym roku?
Czy taki ruch ze strony Rosji wyhamuje unijne zapędy, żeby od rosyjskiej energii jak najszybciej się uniezależniać? To mocno wątpliwe, zwłaszcza po deklaracjach Thierry'ego Bretona, komisarza UE ds. rynku wewnętrznego, który w rozmowie z „Rzeczpospolitą” sugeruje przeprowadzenie tego rozbratu znacznie wcześniej. Pierwotnie unijny politycy wskazywali, że do końca 2022 r. można byłoby się pozbyć jakieś dwie trzecie rosyjskiej energii.
Jak można byłoby zastąpić 155 mld m3 importowanego co roku do UE gazu ziemnego? Komisarz UE ds. rynku wewnętrznego pokazuje kilka możliwości. Zwiększony import LNG miałby dać dodatkowe 50 mld m3. Energia słoneczna i wiatrowa dołożyłyby ok. 22,5 mld m3, a biogaz - 3,5 mld m3. Oszczędzanie energii przez mniejszą konsumpcję i renowację budynków przyniosłoby kolejne 14 mld m3. Przedłużenie żywota elektrowni jądrowych w Belgii i Niemczech ma dać 12 mld m3, a utrzymania wydobycia w holenderskim Groningen - 3 mld m3.