Ty też już zarabiasz 5 tys. zł miesięcznie? Żadne dane tak nie irytują Polaków
Przeciętne wynagrodzenie w trzecim kwartale 2019 r. wyniosło 4931,59 zł - podał w środę Główny Urząd Statystyczny. Zaledwie rok temu było to 4580 zł, czyli w rok średnia płaca poszła aż o 7,7 proc. Dobrze wiemy, że żadne dane GUS nie budzą tylu emocji, co te dotyczące zarobków. Wielu naszych czytelników jest rozjuszonych doniesieniami na ten temat. Wystarczy poczytać komentarze pod materiałami. No cóż, gusowskie komunikaty na temat wynagrodzeń to przykład najgorszego PR-u, jaki można zrobić statystyce.
Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, cholerne kłamstwa i statystyki. Albo: Statystyka to matematyczny kamuflaż błędu. Albo jeszcze coś takiego: statystycznie ja i mój pies mamy po trzy nogi.
Wielu z nas od czasu do czasu lubi rzucić w jakiejś dyskusji tak niby od niechcenia jednym z tego typu powiedzonek - często błędnie przypisywanych znanym ludziom - a następnie przymrużyć oczy i uśmiechnąć się z samozadowoleniem. Tak, to świetny wytrych na zbicie dowolnego twierdzenia opartego na danych statystycznych.
Oczywiście przekonanie o immanentnym fałszu statystyki jest równie prawdziwe, jak pogłoski o śmierci Marka Twaina, ale faktem jest, że bywa ona traktowana w taki sposób, że zaufanie do tej dziedziny nauki jest znacznie niższe, niż na to zasługuje.
Przykładem fatalnego użycia danych statystycznych są komunikaty Głównego Urzędu Statystycznego na temat zarobków Polaków. Zaznaczmy na wstępie, że to nie wina samego GUS-u, ponieważ ten urząd jedynie robi to, co każe mu ustawa.
Użyteczność komunikatów na temat przeciętnego wynagrodzenia ogranicza się w zasadzie do ustalania przez rząd wysokości składek ZUS płaconych przez przedsiębiorców, osób na wychowawczym czy do ustalania rocznego limitu składek emerytalno-rentowych, czyli tak zwanego limitu 30-krotności.
Niestety dane statystyczne na temat przeciętnego wynagrodzenia Polaków są tak fatalnie skonstruowane, że o prawdziwej sytuacji na rynku pracy mówią bardzo niewiele.
Problem 1: kwota brutto
Posługiwanie się kwotą brutto powinno być zarezerwowane dla urzędników resortu rodziny i pracy, ZUS-u czy księgowych. Użyteczność tego parametru dla zwykłych obywateli jest znikoma. Jest to bowiem jedynie wirtualny, księgowy parametr, który w naturze, czyli w przepływach pieniężnych pomiędzy obywatelami, nie występuje.
GUS podaje kwotę przeciętnego wynagrodzenia 4931,59 zł. W domyśle chodzi jedynie o osoby pracujące na umowę o pracę (o tym za chwilę), czyli taki pracownik na konto dostaje tylko 3565,49 zł. To może te prawie 5 tys. zł to koszt pracodawcy? Też nie. Aby pracownik mógł dostać na rękę te 3,5 tys. zł, pracodawca musi wydać 5941,57 zł.
Problem 2: wąska grupa
Kolejny problem jest taki, że pod używanym przez GUS terminem „przeciętne wynagrodzenie” w podawanych kwartalnie danych kryje się „przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej”. To dane, które są zawężone do osób pracujących na etacie, a dodatkowo tylko w podmiotach (firmach, instytucjach), które zatrudniają (na umowę o pracę) co najmniej 10 osób.
GUS podaje też comiesięczne dane o przeciętnym wynagrodzeniu w sektorze przedsiębiorstw, ale i tutaj brane są pod uwagę tylko te firmy, które zatrudniają na umowę o pracę co najmniej 10 osób. Wyłączone są więc setki tysięcy firm z sektora MŚP, który stanowi główny trzon polskiej przedsiębiorczości.
Problem 3: średnia zamiast mediany
Nie mniejszym niż poprzednie problemem jest liczenie przez GUS średniej zamiast mediany wynagrodzeń.
Na czym polega problem ze średnią? Jak pisał w Bizblog.pl Rafał Hirsch, jeśli w jakiejś grupie dziesięcioosobowej ktoś zarabia 500 tysięcy, a pozostałych dziewięć osób zarabia 1800 zł, to w tej grupie średnia płaca wynosi 51,6 tysięcy złotych, czyli 28 razy więcej niż zarabia 90 proc. osób w tej grupie.
Dla odmiany mediana mówi nam, jaka jest wartość środkowa, ale w takim sensie, że połowa osób zarabia więcej, a druga połowa - mniej. W powyższym przypadku mediana wyniesie, uwaga, 1800 zł. Czyli mediana zarobków mówi nam, ile najczęściej zarabia się w danej grupie.
Jeśli kolejny raz przeczytacie dane na temat przeciętnej płacy Polaków i skoczy wam ciśnienie, pamiętajcie, że do tych danych trzeba podchodzić z olbrzymią rezerwą.