W 2020 r. frankowicze złożyli ok. czterokrotnie więcej pozwów przeciw bankom niż rok wcześniej. Jakieś 70 proc. z nich trafia do Sądu Okręgowego w Warszawie. Efekt? Każdy z sędziów w wydziale cywilnym w stolicy ma obecnie do przeanalizowania jakieś 400 tys. stron dokumentów. Myślicie, że dadzą radę?
Sądy są niemal sparaliżowane, a frankowicze będą pewnie czekać na swoje sprawy na wokandzie latami. A nie musieliby, bo przecież mogą złożyć pozew wcale nie w miejscu, gdzie główną siedzibę ma bank, ale we własnym miejscu zamieszkania. Halo, Frankowicze, obudźcie się, bo sądownictwo w stolicy zaraz eksploduje!
Wyrok TSUE jesienią 2019 r. ośmielił frankowczów do sądowej badali przeciw bankom do tego stopnia, że sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli.
W 2020 r. do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło 17,6 tys. pozwów dotyczących kredytów we frankach i to dane od stycznia do listopada, bo grudzień nie został jeszcze policzony. To 280 proc. więcej niż w 2009 r. i jak informuje Sekcja Prasowej Sądu Okręgowego w Warszawie, pozwy frankowiczów stanowiły w 2020 r. aż 71 proc. łącznego napływu do wydziałów cywilnych pierwszej instancji warszawskiego Sądu Okręgowego - pisze serwis next.gazeta.pl.
Ta frankowa fala zalewająca stołeczny sąd powoduje, że tracą wszyscy, bo sąd się zatyka. O ile w 2019 r. stos nierozpatrzonych spraw liczył 6,5 tys. spraw frankowych i 13 tys. spraw pozostałych, o tyle na koniec listopada 2020 r. kolejka urosła do 16,7 tys. spraw frankowych i 15 tys. pozostałych.
Mission impossible: 400 tys. stron akt do przeczytania
Obecnie każdy z sędziów ma 590 spraw, z czego 313 frankowych, którymi ma obowiązek jednocześnie się zająć, czyli przeczytać akta, wydać odpowiednie zarządzenia bądź postanowienia, wyznaczyć terminy rozpraw i przeprowadzić je, wydać wyroki i jeszcze napisać uzasadnienia. Wiecie, ile to samego czytania? 400 tys. stron na jednego sędziego.
A będzie jeszcze gorzej. Kilka tygodni temu „Puls Biznesu” opisał raport przygotowany na zlecenie Raiffeisen Bank International przez jedną z firm doradczych z tzw. wielkiej czwórki. Raport opisywał trzy scenariusze rozwoju sytuacji: optymistyczny, umiarkowany i pesymistyczny.
W pierwszym liczba pozwów frankowych miała w 2020 r. sięgnąć 10 tys., a do końca 2024 r. w sumie 30 tys. Dane z samego Sądu Okręgu w Warszawie i to bez liczb za grudzień pokazują, że scenariusz ten można już teraz włożyć między bajki.
Scenariusz umiarkowany to 110 tys. pozwów do 2024 r., z czego najwięcej, bo 40 tys. z nich wpływa do sądów w 2021 r. Wyobraźcie sobie, że ten biedny zapchany już teraz Sąd Okręgowy w Warszawie bierze na klatę 70 proc. z tych 40 tys. tylko w tym roku? Ja nie.
Nie wyobrażam sobie też, jak sędzia ma być w stanie przeczytać jeszcze więcej tomów akt, ani jak długo frankowicze, ale i wszyscy czekający na swoją kolej w warszawskim wydziale spraw cywilnych będą czekać na pierwszą rozprawę. Dziś czeka się nawet rok. A to dopiero początek.
Wspomnę tylko, że jest jeszcze wariant pesymistyczny - 280 tys. frankowych pozwów w latach 2020-2024. Totalny paraliż. Na miejscu warszawskich sędziów rwałabym włosy z głowy.
Frankowicze, wracajcie do swoich miast!
Wspomniałam, że szacuje się, że 70 proc. pozwów, jakie frankowicze składają przeciw bankom, trafia do warszawskiego sądu. Dlaczego? Bo to w Warszawie główną siedzibę ma większość banków.
Przecież konsument ma prawo wybrać sąd właściwy dla swojego miejsca zamieszkania! Czy prawnicy o tym zapominają? Czy są na tyle leniwi, że sami po prostu chcą mieć blisko na rozprawy? Bo pewnie najwięcej kancelarii prawnych zajmujących się sprawami frankowymi mieści się właśnie w Warszawie no i może jeszcze kilku dużych miastach.
A może to jest jakiś sposób na wybór kancelarii? Frankowiczu, nie wiesz, na jakiej podstawie wybrać prawnika, bo kancelarie wyrastają jak grzyby po deszczu? Wybierz tego, który ma głowę na karku i nie każe Ci z powodu swojego lenistwa czekać na rozprawę latami. Skorzystasz ty i dziesiątki tysięcy ludzi, którym nie zablokujesz stołecznego sądu.