Okęcie zamknięte w nocy na kilka godzin. Konflikt PAŻP z kontrolerami lotów zbiera żniwo
Środek nocy to czas, gdy na warszawskim lotnisku panuje cisza nocna, ale władze portu zezwalają samolotom na lądowanie w przypadku opóźnień albo sytuacji awaryjnych. W nocy 10 kwietnia było inaczej. Okęcie było całkowicie niedostępne dla samolotów. Powód? Zabrakło kontrolerów lotów.
Braki w obsadzie coraz mocniej dają się we znaki polskiemu lotnictwu. Od piątku zdecydowana większość samolotów, które lądowały na lotnisku im. Chopina, miała spore opóźnienia. O problemach z trzymaniem się rozkładu w Modlinie wspominał też szef należącej do Ryanaira linii Buzz.
Okazuje się, że kłopoty nie pojawiają się wyłącznie w ciągu dnia. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej podała, że w nocy w niedziele 10 kwietnia między 2.00 a 5.30 Okęcie nie przyjmowało samolotów. Powodem są braki kadrowe.
Od 2018 r. na Okęciu obowiązuje cisza nocna między 23.30 a 5.30. W tym czasie wyjątkowo na pasie do lądowania mogą zjawić się trzy rodzaje samolotów:
- Opóźnione, które miały planowo dotrzeć do Warszawy przed 23.30, ale im się to nie udało
- Zmuszone do lądowania awaryjnego – na trasie każdego lotu są wyznaczane lotniska zapasowe
- Realizujące lot humanitarny
Zamknięcie warszawskiego lotniska na kilka godzin mogło więc w najgorszym wypadku stworzyć utrudnienie dla pilotów przelatujących w okolicach stolicy. Być może dlatego, mają problem ze skompletowaniem załogi, PAŻP zdecydowała się na takie doraźne rozwiązanie.
Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, by takie sytuacje mogły mieć miejsce częściej. A to niestety całkiem możliwe, bo rozmowy z nową panią prezes utknęły w martwym punkcie. Negocjacje trwają od 4 kwietnia, a koniec ubiegłego tygodnia przywitał nas takim, niezbyt wnoszącym komunikatem:
Wraz z końcem miesiąca mija termin wypowiedzenia kolejnych 136 osób. Pewnie nie byłoby to aż takim problemem, gdyby zwolnienia rozłożyły się równomiernie na cały kraj. PAŻP zarządza przecież ok. 600 kontrolerami.
Żeby zrozumieć, dlaczego sytuacja jest tak poważna trzeba doprecyzować jedną rzecz – kontrolerzy lotów dzielą się na trzy grupy. Pierwsza z nich, najbardziej stereotypowa, to pracownicy, którzy siedzą w wieży kontrolnej i nadzorują sytuację na lotnisku.
Masowe odejścia dotyczą jednak dwóch pozostałych grup. Jedna z nich zajmuje się patrolowaniem całego polskiego nieba i siedzi na co dzień w dużej sali operacyjnej zlokalizowanej przy warszawskim Okęciu. Gdy samolot zbliża się do portu lotniczego, jest przejmowany przez kontrolerów zbliżania. Ci z lotniska im. Chopina właśnie odchodzą z pracy. To dlatego w ostatnich dniach mnóstwo maszyn krążyło nad Warszawą. Piloci musieli poczekać, aż ktoś przejmie ich i naprowadzi na pas startowy.
TVN24 pisze, że docelowo z 216 kontrolerów obszaru i zbliżania zostanie raptem 36. Przeliczmy, żeby to lepiej wybrzmiało: wraz z początkiem maja na stanowiskach zostanie tylko jedna szósta obsługi.
Negocjacje między kontrolerami lotów a Agencją będą kontynuowane w poniedziałek.