REKLAMA

Dlaczego niemiecka chemia i czekolada są w Polsce o 20 proc. droższe niż w Niemczech?

„Nie ma racjonalnego powodu. Po prostu Niemcy zbudowały Polskę jako kraj taniej siły roboczej i rynek zbytu, a my się daliśmy tak wykołować” – mówi niemiecki biznesmen, który od 30 lat zajmuje się wprowadzaniem firm niemieckich na polski rynek.

Niemiecka chemia i słodycze. Dlaczego są w Polsce o 20 proc. droższe niż w Niemczech?
REKLAMA

Chemia z Niemiec nie dość, że lepsza, przynajmniej zdaniem niektórych, to jeszcze tańsza u naszych zachodnich sąsiadów niż u nas! Słodycze? To samo. Fora internetowe pełne są takich przykładów. I oburzenia polskich klientów.

REKLAMA

Trzy lata temu firma TakeTask na zamówienie "Gazety Wyborczej" wykonała nawet badanie tzw. metodą tajemniczego klienta, by sprawdzić różnice w cenach pomiędzy rynkiem niemieckim a polskim na przykładzie niemieckiej sieci handlowej Lidl. Aby badanie zostało uczciwie przeprowadzone, tego samo dnia po obu stronach granicy i to w miastach podobnej wielkości - w niemieckim Görlitz i polskim Jaworze w województwie dolnośląskim. Efekt? 

Żel do WC w Niemczech za 3,16 zł, w Polsce - 5,99 zł

Asortyment różni się między sobą, ale spośród 68 tych samych oferowanych w obu krajach, 38 było tańszych w Niemczech. Przykładowo żel do WC W5 Maxx Power w Niemczech kosztował wówczas 3,16 zł, a w Polsce - 5,99 zł. Cena lakieru do włosów w Polsce to 7,49 zł, a w Niemczech - 4,84 zł. Oliwa z oliwek Primadonna 0,5 l - w Polsce była za 15,99, w Niemczech za 14,19 zł. W skrajnym przypadku różnica w cenie jednego z produktów sięgała 85 proc. Na niekorzyść Polski.

I to mimo że przecież siła nabywcza Niemców jest znacznie większa. Przypomnę tylko nieśmiało, że średnia polska pensja to 26 proc. pensji niemieckiej i to obecnie, a kilka lat temu ta proporcja wypadała dla nas zapewne jeszcze gorzej.

Potwierdzają to sami Niemcy. Według raportu Brandenburskiej Centrali Konsumenckiej (Verbraucherzentrale Brandenburg) - organizacji zajmującej się doradztwem transgranicznym w zakresie praw konsumentów - chemia gospodarcza, słodycze i kosmetyki są o ponad 20 proc. tańsze w Niemczech niż w Polsce.

Dlaczego tak się dzieje?

„Nie ma żadnego ekonomicznego powodu, żeby taka sama czekolada - o tym samym składzie, masie i tego samego producenta - była w polskim Lidlu droższa, niż w Niemczech. To samo dotyczy środków do prania. Najczęstszy argument przedstawicieli niemieckich sieci handlowych, że ceny w Polsce muszą być wyższe, bo zawierają koszty transportu, jest niedorzeczny. Odległość między Frankfurtem nad Odrą a Słubicami jest żadna, a mimo to ceny niektórych artykułów w drogerii pewnej sieci po stronie niemieckiej są wyraźnie niższe”

- powiedział w niedawnej rozmowie z PAP Reinhard Petzold, szef Niemiecko-Polskiego Towarzystwa na Rzecz Współpracy Gospodarczej (DePoWi), który od 30 lat zajmuje się wprowadzaniem firm niemieckich na polski rynek.

Zdaniem Petzolda, po prostu niemieccy dystrybutorzy zorientowali się, że po stronie polskiej istnieje duży popyt na niemieckie towary i wykorzystują to, podnosząc ceny. 

„Nie każdy Polak może sobie pozwolić na podróż do Niemiec. Z naszych badań wynika, że niemieckie sieci handlowe sprzedają w Polsce te produkty, które Polacy chętnie kupują w Niemczech”

- tłumaczył PAP ekspert.

Pytanie, dlaczego Polacy chcą płacić wyższe ceny? Niektórzy być może nie zdają sobie sprawy z tego, że przepłacają. Inni po prostu uwierzyli w siłę reklamy.

„Państwa dawnego bloku socjalistycznego po przełomie demokratycznym zostały zalane towarami z Zachodu. Wraz z tym pojawiły się reklamy, które obiecywały niestworzone rzeczy. Ludzie byli olśnieni i zaczęli kojarzyć m.in. niemieckie rzeczy z lepszą jakością”

- wyjaśnia Reinhard Petzold.

„Polacy zostali rozjechani przez kapitalizm”

A jego dalsza diagnoza jest jeszcze smutniejsza. Twierdzi on bowiem, że:

I dodaje:

Ciekawe, że różnice w cenach są widoczne również na innych rynkach i niestety też frustrują Polaków. Cofnijmy się jeszcze raz o trzy lata i wróćmy do Lidla. Kilka miesięcy przed tym, jak „Gazeta Wyborcza” zleciła swój sondaż, w polskich mediach wybuchła afera, ponieważ ktoś z konsumentów zorientował się, że majtki sprzedawane brytyjskim Lidlu kosztują w przeliczeniu z funtów 9 zł, podczas gdy za te same w Polsce trzeba zapłacić 20 zł. Majtki zresztą nie były jedynym tańszym produktem, jak się okazało, a średnia pensja Polaka to tylko 30 proc. średnich zarobków Brytyjczyka.

Lidl tłumaczył się wówczas, że „podstawą kształtowania cen są warunki na danym rynku, m.in. popyt i podaż, koszty transportu do danego kraju, koszty magazynowania, wysokość VAT-u, różnice w kursach walut, gusta i preferencje konsumentów”.

Jakoś nie chce mi się wierzyć, że koszty magazynowania są w Wielkiej Brytanii niższe niż w Polsce. Ani że transport z Niemiec więcej kosztuje do Polski niż na znacznie odleglejsze Wyspy. 

REKLAMA

Wychodzi na to, że Niemcy ciągle są przekonani, że Polacy są napaleni na zagraniczne produkty jak szczerbaty na suchary i ciągle to wykorzystują.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA