„Nie ma racjonalnego powodu. Po prostu Niemcy zbudowały Polskę jako kraj taniej siły roboczej i rynek zbytu, a my się daliśmy tak wykołować” – mówi niemiecki biznesmen, który od 30 lat zajmuje się wprowadzaniem firm niemieckich na polski rynek.

Chemia z Niemiec nie dość, że lepsza, przynajmniej zdaniem niektórych, to jeszcze tańsza u naszych zachodnich sąsiadów niż u nas! Słodycze? To samo. Fora internetowe pełne są takich przykładów. I oburzenia polskich klientów.
Trzy lata temu firma TakeTask na zamówienie "Gazety Wyborczej" wykonała nawet badanie tzw. metodą tajemniczego klienta, by sprawdzić różnice w cenach pomiędzy rynkiem niemieckim a polskim na przykładzie niemieckiej sieci handlowej Lidl. Aby badanie zostało uczciwie przeprowadzone, tego samo dnia po obu stronach granicy i to w miastach podobnej wielkości - w niemieckim Görlitz i polskim Jaworze w województwie dolnośląskim. Efekt?
Żel do WC w Niemczech za 3,16 zł, w Polsce - 5,99 zł
Asortyment różni się między sobą, ale spośród 68 tych samych oferowanych w obu krajach, 38 było tańszych w Niemczech. Przykładowo żel do WC W5 Maxx Power w Niemczech kosztował wówczas 3,16 zł, a w Polsce - 5,99 zł. Cena lakieru do włosów w Polsce to 7,49 zł, a w Niemczech - 4,84 zł. Oliwa z oliwek Primadonna 0,5 l - w Polsce była za 15,99, w Niemczech za 14,19 zł. W skrajnym przypadku różnica w cenie jednego z produktów sięgała 85 proc. Na niekorzyść Polski.
I to mimo że przecież siła nabywcza Niemców jest znacznie większa. Przypomnę tylko nieśmiało, że średnia polska pensja to 26 proc. pensji niemieckiej i to obecnie, a kilka lat temu ta proporcja wypadała dla nas zapewne jeszcze gorzej.
Potwierdzają to sami Niemcy. Według raportu Brandenburskiej Centrali Konsumenckiej (Verbraucherzentrale Brandenburg) - organizacji zajmującej się doradztwem transgranicznym w zakresie praw konsumentów - chemia gospodarcza, słodycze i kosmetyki są o ponad 20 proc. tańsze w Niemczech niż w Polsce.
Dlaczego tak się dzieje?
Zdaniem Petzolda, po prostu niemieccy dystrybutorzy zorientowali się, że po stronie polskiej istnieje duży popyt na niemieckie towary i wykorzystują to, podnosząc ceny.
Pytanie, dlaczego Polacy chcą płacić wyższe ceny? Niektórzy być może nie zdają sobie sprawy z tego, że przepłacają. Inni po prostu uwierzyli w siłę reklamy.
„Polacy zostali rozjechani przez kapitalizm”
A jego dalsza diagnoza jest jeszcze smutniejsza. Twierdzi on bowiem, że:
I dodaje:
Ciekawe, że różnice w cenach są widoczne również na innych rynkach i niestety też frustrują Polaków. Cofnijmy się jeszcze raz o trzy lata i wróćmy do Lidla. Kilka miesięcy przed tym, jak „Gazeta Wyborcza” zleciła swój sondaż, w polskich mediach wybuchła afera, ponieważ ktoś z konsumentów zorientował się, że majtki sprzedawane brytyjskim Lidlu kosztują w przeliczeniu z funtów 9 zł, podczas gdy za te same w Polsce trzeba zapłacić 20 zł. Majtki zresztą nie były jedynym tańszym produktem, jak się okazało, a średnia pensja Polaka to tylko 30 proc. średnich zarobków Brytyjczyka.
Lidl tłumaczył się wówczas, że „podstawą kształtowania cen są warunki na danym rynku, m.in. popyt i podaż, koszty transportu do danego kraju, koszty magazynowania, wysokość VAT-u, różnice w kursach walut, gusta i preferencje konsumentów”.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że koszty magazynowania są w Wielkiej Brytanii niższe niż w Polsce. Ani że transport z Niemiec więcej kosztuje do Polski niż na znacznie odleglejsze Wyspy.
Wychodzi na to, że Niemcy ciągle są przekonani, że Polacy są napaleni na zagraniczne produkty jak szczerbaty na suchary i ciągle to wykorzystują.