REKLAMA

Odkryłem, dlaczego Niemcy tak panicznie boją się inflacji i deficytów. Odpowiedź zwaliła mnie z nóg

Zdarza mi się czasami przeczytać jakieś prace naukowe. Często są ciekawe, ale ta zrobiła na mnie wyjątkowe wrażenie. Bo po pierwsze ktoś w końcu wpadł na to, żeby to zbadać, a po drugie ze względu na to, jaką uzyskał odpowiedź.

Recesja w Niemczech. Deficyt i inflacja wywołują panikę w Berlinie
REKLAMA

Trzech ludzi z uniwersytetów w Monachium, Zurichu i z Instytutu Jacques'a Delorsa w Berlinie postanowiło zbadać problem, nad którym od lat zastanawia się spora część ekonomistów, a przy okazji także dość pokaźne grono bankierów centralnych i polityków.

REKLAMA

Dlaczego Niemcy aż tak bardzo boją się inflacji? Aż tak bardzo boją się mieć deficyt w budżecie i aż tak bardzo cenią sobie nadwyżki? Dlaczego są tak niechętni wszelkim pomysłom na luzowanie polityki, zarówno tej fiskalnej, jak i monetarnej, nawet wtedy kiedy - tak jak teraz - ich gospodarka dochodzi na krawędź recesji? Bo Niemcy pod tymi wszystkimi względami wydają się być na tle europejskim, a nawet światowym, wyjątkowi.

Wyniki badań wskazują, że Niemcy nie znają własnej historii

Otóż sporej części Niemców mylą się dwa zupełnie różne i osobne kryzysy. Łączą je oni sobie w jeden długi ciąg negatywnych zdarzeń, zaczynając od hiperinflacji, która zdarzyła się im, i innym narodom europejskim po pierwszej wojnie światowej, a kończąc na dojściu do władzy Adolfa Hitlera. Mówiąc wprost i krótko: Niemcy boją się inflacji, jak nikt inny, bo uważają, że to wysoka inflacja doprowadziła Hitlera do władzy. Z badań, o których mowa we wspomnianej pracy naukowej, wynika, że ponad 40 procent Niemców uważa, że okres Wielkiej Depresji w latach 1930-1932, czyli tuż przed Hitlerem, charakteryzował się bardzo wysokim bezrobociem i bardzo wysoką inflacją. Z kolei zaledwie 4 procent badanych odpowiada, że bezrobociu towarzyszyła wtedy deflacja, a nie inflacja.

Spora część niemieckiej opinii publicznej widzi to tak: skończyła się pierwsza wojna światowa, w wyniku powojennego chaosu, zniszczeń, kar i reparacji wojennych nałożonych na Berlin pojawiła się wysoka inflacja. Fatalnie błędna polityka banku centralnego spowodowała, że zamiast maleć inflacja ta przekształciła się w katastrofalną hiperinflację. To z kolei doprowadziło do poważnego kryzysu gospodarczego, praktycznie załamania się niemieckiej gospodarki i rekordowo wysokich poziomów bezrobocia. Ludzie wpadli w ogromną biedę, rozpacz i desperację, i z tej rozpaczy i desperacji dali się uwieść faszystom, którzy obiecywali im lepsze życie i tak pojawił się Hitler w fotelu kanclerza Rzeszy.

Tak naprawdę w Niemczech było inaczej

Opisany wyżej ciąg zdarzeń jest prawdziwy aż do wybuchu hiperinflacji, co miało miejsce w okolicach 1920 roku. Jednak hiperinflacja skończyła się jesienią 1923 roku wraz z reformą walutową i kilkoma innymi istotnymi zmianami w niemieckiej polityce gospodarczej. Potem w latach 1924-1929 mieliśmy w całej Europie w miarę zdrowy okres wzrostu gospodarczego bez hiperinflacji, aż w październiku 1929 roku nadszedł krach w Nowym Jorku. Problemy dość szybko przeniosły się także do Europy, gdzie bankructwo austriackiego banku Creditanstalt w 1931 roku rozpoczęło potężny kryzys finansowy, w czasie którego inne banki padały jak kostki domina, a przemysł i małe firmy, pozbawione finansowania maszerowały prostą drogą w stronę masowych bankructw.

Nastąpiła bardzo głęboka recesja, a towarzyszyły jej poważne spadki cen, wywołane zarówno potężnym spadkiem popytu na rynku (bezrobotni nie mają zbyt dużo pieniędzy na zakupy), jak i rozpaczliwymi próbami niektórych firm utrzymania się na rynku za pomocą obniżek cen. W 1932 roku deflacja w Niemczech była ponad 10-procentowa. Inflacji wtedy nikt nie widział już od dobrych paru lat, a hiperinflacja była zdarzeniem sprzed dekady.

 class="wp-image-1010987"
Bezrobocie, inflacja i deflacja w Niemczech w latach 20. i  30. XX wieku. Źródło: Jacques Delors Institute, Berlin

To deflacja wyniosła Hitlera do władzy

Nie dające się zahamować, nakręcające się jak spirala spadki cen, a nie wzrosty, spowodowały, że coraz to kolejne firmy bankrutowały, bo przy spadających cenach nie były w stanie osiągnąć rentowności ani obsłużyć zadłużenia (które nie malało, tak jak ceny). W ten sposób cała gospodarka tak jakby znikała w czarnej dziurze przy nieustannie malejącej aktywności gospodarczej.

Dziś Niemcy epizod z deflacją wymazali z pamięci. A w zamian połączyli sobie w jedno dwa osobne kryzysy – ten deflacyjny z lat trzydziestych z tym hiperinflacyjnym z lat dwudziestych.

REKLAMA

To monstrualne nieporozumienie do dziś ma wymierny wpływ na kształt niemieckiej polityki gospodarczej, a co za tym idzie także na koniunkturę gospodarczą w strefie euro i całej Unii Europejskiej. Moim zdaniem to naprawdę niesamowite. I jednocześnie wyjątkowo przygnębiające, bo przez te niemieckie lęki, oparte – jak się okazuje – na zwykłej nieznajomości historii, cała Unia rozwija się wolniej, niż by mogła. O tym, że w 1932-33 gospodarka niemiecka zaczęła wychodzić z kryzysu w dużej mierze dzięki zwiększeniu rządowych wydatków inwestycyjnych, czyli czegoś, do czego dziś Niemców namawiają prawie wszyscy z MFW i EBC na czele w Berlinie też najwyraźniej wolą nie pamiętać.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA