Do polskich szkół wraca nauka zdalna. Po cichu i bez ogłaszania na rządowych konferencjach

Nauka zdalna wraca do szkół, ale bez oficjalnych zapowiedzi i zaradzeń. Eksperci przekonują, że rzeczywista liczba chorych na COVID-19 jest co najmniej cztery razy wyższa od podawanej oficjalnie. A i tak zakażonych przybywa każdego dnia wyraźnie. Tydzień temu w czwartek (21.10) odnotowano w kraju 5592 nowych przypadków koronawirusa. W czwartek 28 października było ich już 8378. To wzrost, patrząc tydzień do tygodnia, aż o 33 proc. Z kolei w piątek 22 października nowych zakażonych było 5706, a tydzień później już 9387. Więcej o ponad 39 proc. Reakcja rządu?

Niestety wygląda na to, że to tylko pobożne życzenia rządzących. Jak donosi  „Rzeczpospolita”, już co dziesiąty uczeń nie uczy się stacjonarnie. Tak zresztą wynika z danych Ministerstwa Edukacji i Nauki: dotoczy to już 9,8 proc. podstawówek i 9,3 proc. szkół ponadpodstawowych.

Widać wyraźnie, jak każdego dnia przybywa szkół, które przechodzą na tryb hybrydowy lub zdalny. Jeszcze na początku tygodni 25 października 94,7 proc. wszystkich podstawówek w kraju uczyło stacjonarnie. Teraz to 90,2 proc. W przypadku zaś szkół ponadpodstawowych było 95,2 proc., a jest 90,7 proc.

Ministerstwo Edukacji i Nauki nawet w obliczu takich dużych wzrostów cały czas twierdzi, że wszystko jest pod kontrolą i nic niepokojącego się nie dzieje. Tymczasem od plotek aż huczy. Pierwsza głosi, że nauka zdalna oficjalnie będzie wprowadzona jeszcze w listopadzie. Tak rodzice tłumaczą sobie obecne natężenie sprawdzianów i kartkówek. Druga koncentruje się na nauczycielach i niepowodzeniu ich rozmów z ministrem edukacji Przemysławem Czarkiem (chodzi m.in. o wyższe pensum i wyższe zarobki). Wprowadzenie nauki zdalnej storpedowałoby wtedy ewentualny strajk nauczycieli. Ale Ministerstwo Zdrowia temu zdecydowanie zaprzecza.