Opłaty za korzystanie z biurek, komputerów, przesiadywanie w salach konferencyjnych, kary za robienie nadgodzin – pewna japońska firma postanowiła wyceniać praktycznie każde działanie swoich pracowników, płacąc im w wirtualnej walucie. Efekty są porażające.
Wyobraź sobie, że twoja pensja nie jest uzależniona od czasu, jaki spędzisz w biurze. Wręcz przeciwnie, na jej wysokość masz wpływ w każdej minucie. Wszystko zależy od tego, jakie podejmiesz decyzje.
Jeżeli chcesz skorzystać z miejsca na mokry parasol – płacisz. Jeżeli robisz naradę zespołu w sali konferencyjnej, firma ściąga z ciebie ok. 100 dol. za każdą godzinę. Poza bezsensownymi spotkaniami karane są też nadgodziny jako przejaw braku efektywności w działaniu. Po wprowadzeniu regulaminu ich liczba spadła podobno o 9 proc.
Z drugiej strony jesteś wynagradzany za każde ulepszenie, które pomaga przedsiębiorstwu zarabiać pieniądze
Dziennikarz Bloomberga, który opisuje działanie firmy Disco Corp., pisze, że dział produkcji płaci inżynierom za projektowanie, a następnie dostaje pieniądze od działu sprzedaży za wytworzenie produktów.
Jego rozmówca za możliwość porozmawiania w siedzibie firmy musiał uiścić opłatę w wirtualnej walucie. Skorzystał przecież z sali konferencyjnej. Zastrzegł jednak, że do publikacji nie dopłacał, bo został później wynagrodzony za rozreklamowanie Disco Corp.
W takim systemie pojęcie samozatrudnienia stałoby się częściowo uzasadnione. Pracownicy niby są związany umowami z przedsiębiorstwem, w rzeczywistości działają jednak jak zbiór powiązanych ze sobą firm. Takich, które z jednej strony ze sobą współpracują, a z drugiej toczą zaciętą rywalizację. Ta ostatnia jest pobudzana przez tzw. Kolosseum, czyli aukcję, na której pracownicy ścierają się na idee i pomysły. W zamian za pieniądze oczywiście.
Całość rozliczana jest na koniec każdego kwartału w jednostkach Will
W przypadku deficytu pracodawca zabiera część wynagrodzenia, ale jeżeli pracownikowi uda się wypracować zysk, to jego pensja powiększa się o stosowną kwotę. I wydaje się, że zatrudnieni w Disco Corp. finansowo źle na tym nie wychodzą. Bloomberg pisze, że zarabiają dwukrotność średniej krajowej. Za same premie wynikające z nadmiaru Will można ponoć uzbierać w ciągu roku na „samochód zagranicznej marki”.
Dużo zyskała także sama firma. Od momentu wdrożenia tego systemu, czyli od 2011 r., jej marża operacyjna wzrosła z 16 do 26 proc., a giełdowa wycena spółki poszła do góry aż czterokrotnie.
Rozwiązanie nie jest jednak tak sielankowe, jak mogłoby się wydawać. Choć Japończycy to generalnie dość zorganizowana i zespołowa nacja, przyzwyczajenie się do operowania Will zajęło im kilka lat. A to i tak dobrze, bo zespoły z USA i Chin do tej pory w pełni nie przyswoili tego podejścia.
I tak szczerze mówiąc, nie dziwi mnie to. Japończycy kuszą niby braniem odpowiedzialności w swoje ręce, w rzeczywistości sprowadzają jednak relacje w firmie do poziomu pieniędzy.
Przykład? Chcesz wyjść wcześniej z pracy — zapłać koledze za skończenie raportu. System, w którym urodzeni przedsiębiorcy będą czuć się jak ryba w wodzie, nie przypada pewnie do gustu osobom, chcącym pracować pod kimś. I chociażby dlatego raczej się nie upowszechni.
Czytaj także: Nadgodziny. Kiedy pracodawca może je nakazać?