Błagał polskie restauracje, by kupiły od niego e-menu. Teraz nie może opędzić się od chętnych
Gdy przeszło rok temu Volodymyr Turchak próbował zainteresować polskie restauracje wprowadzeniem wirtualnych kart menu, menedżerowie lokali kręcili z powątpiewaniem głową. Dzisiaj sami dopominają się o to rozwiązanie. Oto krótka historia pomysłu, który o mało nie wyprzedził swoich czasów.
Zamiast karty dań niepozorna naklejka z kodem QR umieszczona w rogu stolika. Po nakierowaniu kamery telefonu na znaczek, w przeglądarce otwiera się strona internetowa, przenosząca klienta do restauracyjnego menu. Pomysł prosty, łatwy do wdrożenia i obsługi, a do tego ekologiczny. Z sukcesem wykorzystywany za granicą. W Polsce o mało co nie przepadł z kretesem.
Pierwsze podejście do zainteresowania polskich restauratorów QR Menu Volodymyr Turchak zrobił ponad roku temu. Współzałożyciel startupu myREST odbijał się od drzwi. I to dosłownie, bo w ramach walki o zamówienia zdarzało mu się wchodzić do restauracji i żądać spotkań z przełożonymi. Gdy rozmawiałem z nim jakiś czas temu wspominał, że menedżerowie i kelnerzy uznali, że obsługa tego systemu będzie zbyt problematyczna.
Epidemia odwróciła role. Teraz nie może się opędzić od chętnych
Zniechęcony Turchak (wraz z pozostałymi twórcami startupu - Bogdanem Tyskyy, Aliną Usyk, Tarasem Gopko) wykonał szybki zwrot i założył kompleksowy system, który integruje różne kanały dotarcia do klienta. Zbiera rezerwacje dokonywane na witrynie restauracji, Facebooku, Instagramie i w Google. Następnie kilkoma kliknięciami zaklepuje klientowi stolik na określoną godzinę.
Nie usunęliśmy QR Menu z naszej oferty, wpisując w pakiet usług. I teraz po otwarciu restauracji po lockdownie, zaobserwowaliśmy ogromny wzrost popytu na aplikacje QR. Restauratorzy wpisywali w wyszukiwarkę zapytania o produkty, które mieliśmy już przygotowane
– mówi Bizblog.pl Turchak
W porównaniu z listopadem ubiegłego roku liczba klientów na bezpłatnej wersji próbnej wzrosła o 400 proc, a ruch na stronie internetowej myREST – o 180 proc. Do rejestracji przystępuje w ostatnim czasie średnio siedem restauracji dziennie. Ogółem startup ma już pod sobą przeszło 3500 stolików, głównie na terenie Krakowa i Warszawy.
Tłumaczę sobie to tym, że menu nie trzeba dotykać. Zarazki się na nim nie przenoszą. W czasie obaw przez koronawirusem to dla klientów i menedżerów restauracji bardzo wygodne rozwiązanie
- wyjaśnia przedsiębiorca
Korzystając ze wzmożonego zainteresowania, myREST zdecydował się na rozszerzenie darmowego okresu próbnego z miesiąca do dwóch. Co potem? Najtańszy pakiet kosztuje 149 zł miesięcznie. Najdroższy, zawierający pomoc osobistego doradcy zaczyna się od 499 zł.
Przyszłość w botach?
Idąc za ciosem myREST, uruchomiło w maju własnego bota, dzięki któremu klienci będą mogli za pośrednictwem Messengera rezerwować stoliki, sprawdzić godziny pracy lokalu i możliwości dowozu jedzenia na wynos. Jeśli chodzi o to ostatnie, bot może przenieść nas na odpowiednią stronę w serwisach Pyszne.pl albo Uber Eats.
Branża gastronomiczna – zdaniem Turchaka – była do tej pory dość skostniała. Dość powolnie przyswajała technologiczne nowinki, a w wielu lokalach postęp zatrzymał się na możliwości dokonywania płatności kartą. Kilka lat temu przekonał się o tym niemiecki startup Quandoo, który umożliwiał rezerwację stolików za pomocą strony WWW i aplikacji. Warta setki milionów złotych firma zawinęła się z naszego kraju w niecałe dwa lata po wejściu, nie podając nawet powodów kapitulacji.
Covid-19 pcha teraz wyobraźnię restauratorów w nowe rejony. Nałożone na lokale restrykcje są dla wszystkich dość uciążliwe. Trudno wykluczyć, że w przyszłości restauracje czy puby nie zaczną w końcu kierować swoją uwagę na rozwiązania ograniczające kontakt (bezpośredni i pośredni) klienta z obsługą do minimum. A wtedy podobne do opisywanych produkty będą jak znalazł.