Mów do mnie normalnie!
Czy prostszy, bardziej swobodny i bezpośredni sposób komunikowania się może pomóc bankom centralnym opanować inflację bez wpychania gospodarek w ostrą recesję?
Autor: Rafał Woś, Obserwator Finansowy
W Pieśni XII „Odysei” główny bohater musi się przeprawić przez wąską i śmiertelnie niebezpieczną cieśninę. Po jej obu stronach czyhają straszne potwory – Scylla i Charybda. Jeden pożera marynarzy, drugi zaś wciąga statki w śmiercionośny wir. Ale Odyseusz nie ma wyjścia – musi tamtędy przepłynąć. Inaczej nigdy nie dotrze do domu, żony, syna i psa.
Do dziś używa się tej metafory z Homerowskiego eposu, by opisać ekstremalnie trudną ścieżkę pomiędzy dwoma niebezpieczeństwami. Pasuje więc jak ulał do wyzwań 2023 r. Może się także przydać w kolejnych latach, gdy trzeba będzie się zmieścić między Scyllą zbyt wysokiej inflacji a Charybdą recesji wywołanej nadmiernym schłodzeniem koniunktury. Dobre, nowoczesne i obliczone na prostotę komunikowanie polityki monetarnej okaże się tu bardzo użyteczne i pomocne.
W poprzednich odcinkach cyklu o nowej komunikacji banków centralnych opisaliśmy trwający od kilku lat proces, który polega na przechodzeniu od starej komunikacji w stylu legendarnego szefa Bank of England Montagu Normana („niczego nie tłumaczyć, za nic nie przepraszać”) do komunikacji nowej – takiej, która rozumie wyzwania i oczekiwania stojące przed bankami centralnymi w XXI w.
Ta zmiana jest konieczna.
Wygląda bowiem na to, że już na dobre utrwaliło się oczekiwanie, że bank centralny weźmie na siebie część politycznej odpowiedzialności za zwalczanie kryzysów ekonomicznych. Jeszcze w czasie krachu w 2008 r. banki centralne pomogły – by tak rzec – w drodze wyjątku. Szybciej zdecydował się na to Fed, wprowadzając luzowanie ilościowe. Dłużej do nowych oczekiwań dostosowywał się Europejski Bank Centralny. W czasie pandemii COVID-19 już jednak oba największe banki centralne globu nie dały się dwa razy prosić. Rządy dostały nie tylko tani pieniądz dzięki zerowym stopom, ale także dyskretną pomoc przy „utylizacji” części długu publicznego.
Wydaje się więc zupełnie oczywiste, że teraz, gdy mamy jednocześnie kryzys inflacyjny i energetyczno-surowcowy, opinia publiczna znów zwróci się do banków centralnych o pomoc. A banki? Banki będą pomagać, bo skończyły się czasy, gdy odwracały się, mówiąc „to nie nasza sprawa”. I bardzo dobrze.
To jedynie cześć materiału. Całość znajdziesz tutaj: Mów do mnie normalnie!