Ekonomiczne skutki pandemii koronawirusa już w lutym uderzyły w polskie firmy z sektora turystycznego, gdy zagraniczni turyści zaczęli masowo odwoływać przyjazdy do Polski. Kryzys z całą mocą uderzył w pozostałe firmy, gdy rząd wprowadził kwarantannę całego społeczeństwa. O tym, jak wygląda sytuacja najemców lokali w zamkniętych galeriach handlowych, pisze nasza czytelniczka.

Fot. JB/Bizblog.pl
Piszę, gdyż czuję się bezradna w sytuacji, która dotyczy mnie i wielu moich przyjaciół i znajomych. Mówię w imieniu osób, które prowadzą swoją działalność gospodarczą w centrach handlowych.
Wiem, że wielu przedsiębiorców w związku z pandemią koronawirusa jest teraz w bardzo trudnej sytuacji, szczególnie ci działający w branży turystycznej lub transportowej. Mam jednak wrażenie, że bardzo mało mówi się o nas, przedsiębiorcach handlujących tylko lub głównie w centrach handlowych.
Pierwszy cios dla naszej branży nastąpił, kiedy zabroniono handlu w niedzielę. Rząd podawał wiele nieprawdziwych informacji i założeń np. że handel rozłoży się na inne dni. To zupełna nieprawda. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Mając 21 lat, założyłam działalność gospodarczą polegającą na prowadzeniu lodziarni w centrum handlowym. W krótkim czasie moja działalność rozrosła się do pięciu całorocznych lodziarni.
Mniej więcej 30-35 procent obrotu tygodniowego przypadało na niedzielę, z uwagi na to, że osoby, które nie miały czasu na zakupy w tygodniu, przychodziły do centrum handlowego całymi rodzinami w niedzielę i miały czas na to, żeby w spokoju pójść z dziećmi na lody.
Były również osoby, które na nasze lody przychodziły specjalnie, nawet bez udawania się wcześniej na zakupy do supermarketu. W niedzielę wreszcie miały na to czas, aby spokojnie spędzać czas z rodziną w kawiarniach i restauracjach przy okazji robiąc zakupy. Przez 14 lat moja działalność rozwijała się, zatrudniałam nowe osoby, płaciłam ZUS-y, podatki, VAT. Z radością i optymizmem patrzyłam w przyszłość.
Pierwszy cios: zakaz handlu w niedzielę
Aż nagle zostaliśmy wszyscy zaskoczeni pomysłem zakazu handlu w niedzielę. Od tamtej pory bałam się otwierać jakąkolwiek nową lodziarnię i niestety jedną z pięciu musiałam zamknąć.
Moje obroty z dnia na dzień spadły o 30 proc. Oczywiście w centrach handlowych, mimo mniejszej ilości dni handlowych, mój czynsz nie zmienił się. A trzeba wiedzieć, że ten czynsz wynosi w moim przypadku około 400 zł za metr kwadratowy netto. Nie zwolniłam również żadnego pracownika, po części dlatego, że część z nich była w okresie chronionym ze względu na wiek, ale przede wszystkim dlatego, że czuję się za nich odpowiedzialna i nie chciałam żadnego z nich stracić.
Płacę zatem te same pensje, ZUS i czynsz, ale przy o 30 proc. niższych obrotach. I oczywiście nie mam za to żadnej rekompensaty znikąd. I oczywiście można powiedzieć, że takie jest ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, ale przecież tej działalności nie prowadzą jacyś nadludzie, tylko normalne osoby, takie jak ja – matki i żony, które też pragną jakiejś stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa.
Niestety ze strony państwa nie dostaliśmy żadnej pomocy ani rekompensaty, bo nie jesteśmy górnikami czy rolnikami. Nie jesteśmy również pupilami obecnej władzy, która zakłada, że i tak musimy sobie poradzić. Ja poradziłam sobie, zamykając jedną z lodziarni, gdyż ta lokalizacja generowała około 40 procent obrotu w niedzielę i oczywiście po wprowadzeniu zakazu handlu w niedzielę było to nie do odrobienia.
Przechodząc do rzeczy, w sobotę zabroniono nam działalności w centrach handlowych, które – mam wrażenie – są ostatnio ulubionym „chłopcem do bicia” dla rządu. A my, mali przedsiębiorcy, jako współpracujący z nimi także obrywamy rykoszetem.
100 tys. zł stałych kosztów, można się załamać
Tak więc, od soboty nie możemy w ogóle pracować ani sprzedawać czegokolwiek, co oznacza, że nasze przychody wynoszą zero złotych. W tej chwili zatrudniam na umowę o pracę 30 osób. Osobom tym muszę wypłacić pensje lub chorobowe, zapłacić za nie ZUS i oczywiście zapłacić czynsz za cały miesiąc z góry, mimo iż przez większość miesiąca muszę mieć zamknięte lokale. Oczywiście cały ciężar tej sytuacji ponoszą mali przedsiębiorcy, gdyż umowy z centrami handlowymi są tak skonstruowane, aby całe ryzyko ponosili najemcy.
Reasumując, mam stałe koszty sięgające około 100 000 zł i brak jakiegokolwiek przychodu przez większość miesiąca.
Można się zupełnie załamać, choć moja sytuacja i tak jest lepsza niż części moich kolegów, gdyż mam na szczęście jeszcze przychody z innych źródeł n a przykład z najmu. Jednak co mają zrobić osoby, które prowadzą działalność tylko w centrach handlowych? Z dnia na dzień uniemożliwiono im prowadzenie działalności bez żadnej rekompensaty i pomocy.
Zawiesić czynsze, choćby w połowie
Po wielu rozmowach z takimi przedsiębiorcami napiszę, co najbardziej by nam pomogło:
- umorzenie lub zawieszenie pobierania danin publicznych przez najbliższe 3, lub nawet 6 miesięcy (ZUS, VAT),
- być może to zbyt kontrowersyjne dla dzisiejszej władzy, ale aby złagodzić skutki tego kryzysu, można by czasowo zawiesić zakaz handlu w niedzielę choćby tylko do końca tego roku. Oczywiście przy założeniu, że wszyscy pracownicy na umowę o pracę mają dowolność wyboru czy chcą pracować w niedzielę, czy nie, oraz obowiązkowych dwóch sobót i dwóch niedziel wolnych (doskonale rozumiem potrzebę pracowników spędzania czasu z rodziną czy też odpoczynku)
- odgórne narzucenie centrom handlowym, aby za okres przestoju, nie naliczały czynszu swoim najemcom, lub naliczały go tylko np. w połowie,
- zrefinansowanie częściowe lub całościowe pensji pracowników na czas pandemii.
Myślę, że takie rozwiązania są bardzo potrzebne i sprawiedliwe w bardzo ciężkiej sytuacji, z jaką my, Polacy się teraz mierzymy. Bądźmy w tym trudnym czasie jeszcze bardziej solidarni i odpowiedzialni za siebie nawzajem.
Imię i nazwisko do wiadomości redakcji.