Takiej burzy w branży lotniczej nie mieliśmy już dawno. W połowie czerwca Amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa zasugerowała przewoźnikom, że nadszedł czas, by zaktualizować średnią wagę pasażerów. Ponoć jesteśmy ciężsi niż kilka lat temu. No i linie lotnicze mają problem, bo pytanie o większy brzuch może nie zostać odebrane ze zrozumieniem.
Za każdym razem, gdy ktoś rzuci pomysł z gatunku: „hej, otyli klienci powinni płacić więcej, bo zajmują półtorej miejsca w samolocie” robi się nieprzyjemnie. W praktyce dotyczy to jednak tylko garstki pasażerów. Co stałoby się, gdyby wszystkie linie lotnicze zaczęły sprawdzać ile ważymy?
Idę o zakład, że awantury przy odprawie stałyby się czymś tak naturalnym, jak porażki reprezentacji Polski na mistrzostwach. Zero zdziwienia, sama irytacja. Przewoźnicy woleliby tego uniknąć, dlatego zalecenie Amerykanów nie wywołało zbytniego entuzjazmu. Choć być może powinno.
Problem polega na tym, że samoloty muszą być odpowiednio wyważone. Urząd zauważył, że obecnie wylicza się je według programów wagowych sprzed 2 lat. A te nie odzwierciedlają już obecnej wagi pasażerów.
Waga a bezpieczeństwo lotu samolotem
Linie lotnicze wiją się jak mogą. Gdy serwis Simple Flying zapytał przedstawicieli przewoźników o wagę pasażerów usłyszały, że nawet jeśli pasażerowie mają nieco zaokrąglone brzuchy, to jest to dla nich bez znaczenia. Alaska Airlines stwierdziły, że owszem, może nadbagaż wpłynąłby na ich kalkulacje, ale "tylko na wybrane trasy długodystansowe podczas wiatru czołowego".
W podobnym tonie wypowiedziało się też kilku innych przewoźników. Niektórzy z tego grona się jednak wyłamują. Rzecznika American Arlines powiedziała, że linia podniosła średnią na pasażera o 8 funtów (ponad 3 kg) z 182 funtów (82,5 kg) latem i 187 funtów (prawie 85 kg) zimą.
Wcześnie na zważenie klientów zdecydowała się też Air New Zeland. W ramach badania część pasażerów została poproszona o zważenie siebie i bagażu podręcznego podczas odprawy. To efekt wymogów Urzędu Lotnictwa Cywilnego Nowej Zelandii, który wymaga, by linie lotnicze przeprowadzały akcję zwaną „tydzień z wagą” co pięć lat.
Niewłaściwe oszacowanie wagi pasażerów nie musi skutkować jakąś spektakularną katastrofą, ale może być potencjalnie niebezpieczne. Przykład? Jedna z linii w trakcie lotu z Wielkiej Brytanii do Hiszpanii omyłkowo zarejestrowała kobiety jako dzieci. Zamiast standardowej wagi 69 kg system zapisał sobie 35 kg. I wyszło na to, że samolot zabiera na pokład o tonę pasażerów mniej.
Wydział badania wypadków lotniczych uznał tę sytuację za "poważny incydent".
Linie lotnicze mogą zarobić
Z drugiej strony kryzys może skłonić przewoźników do refleksji w tym temacie. jeśli nie ze względu na bezpieczeństwo, to w wyniku szukania optymalizacji kosztów. Kilka lat temu startup Fuel Matrix zapewniał, że jest w stanie dyskretnie ważyć pasażerów.
Dyrektor ds. operacyjnych Nick Brasier twierdzi, że przez takie tankowanie na zapas samoloty przewoźników spalają do 0,5 proc. paliwa więcej. Niby niedużo, ale już teraz ma się to przekładać na okrągły miliard dolarów rocznie dla całej branży. Startup chce położyć specjalną poduszkę w miejscu nadawania bagażu. Na koniec pasażer dostanie na ekranie pytanie o, to czy na niej stanął. Jeżeli wciśnie przycisk „tak”, komputer prześle jego dane do systemu. Przy zapewnieniu anonimizacji taki danych, ma to sens.