Kryzys energetyczny trwa. MAE: mogą wrócić wyższe rachunki i przerwy w dostawach prądu
Na stacjach paliw promocja goni promocję, a ceny gazu i węgla wróciły do poziomów z początku 2022 r. Wydawać mogłoby się, że najgorsze za nami i kryzys energetyczny w końcu nam odpuści. Ale dr Fatih Birol, dyrektor wykonawczy Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE), jest odmiennego zdania. Przekonuje, że tej zimy możemy ponownie być przyparci do muru.
45 euro kosztowała 1 MWh gazu na giełdzie Dutch TTF Natural Gas Futures na przełomie stycznia i lutego 2022 r. Dzisiaj to ok. 33–34 euro, a kontrakty długoterminowe na ostatni kwartał 2023 r. wyceniane są na 46,6 euro, a te na pierwszy kwartał 2024 r. - na 52,4 euro. Z kolei za tonę węgla w portach ARA obecnie płacimy ok. 123 dol., a między styczniem a lutym ub.r. byliśmy na poziomie ok. 155–160 dol. I jeszcze ropa: na przełomie pierwszego i drugiego miesiąca 2022 r. baryłka Brent kosztowała w granicach 93–94 euro. Teraz? Ok. 76 dol.
Z tych porównań wynika, że kryzys energetyczny nam odpuścił i ceny przestają już szaleć. Ale zdaniem szefa MAE na spokój jest zdecydowanie za wcześnie i już w najbliższą zimę znowu możemy być przyparci do energetycznej ściany.
W scenariuszu, w którym chińska gospodarka jest bardzo silna, kupuje dużo energii z rynków i mamy ostrą zimę, możemy zobaczyć silną presję na wzrost cen gazu ziemnego, co z kolei będzie stanowić dodatkowe obciążenie dla konsumentów - prognozuje dr Fatih Birol w rozmowie z BBC.
Kryzys energetyczny, czyli wyższe rachunki
Analitycy oczekiwali tak po prawdzie od początku roku presję na cenę ropy właśnie ze strony Pekinu. Ale chińskie ożywienie gospodarcze okazało się słabsze od strachu przed amerykańską inflacją i przez to ropa zamiast zyskiwać na cenie - raczej taniała. Teraz swoje prognozy dotyczące chińskiego wzrostu tnie zarówno Goldman Sachs, jak i agencja ratingowa S&P Global. Analitycy przekonują, że istnieje ryzyko, że ożywienie gospodarcze straci na sile w obliczu słabego zaufania konsumentów i rynku mieszkaniowego. Mimo to szef MAE jest bardzo ostrożny.
Nie wiemy jeszcze, jak silnie odbije się chińska gospodarka - twierdzi dr Fatih Birol.
Tym samym nie możemy do końca wykluczyć scenariusza, w którym jesteśmy ponownie świadkami gwałtownego wzrostu cen gazu. Szef MAE bierze też bardzo poważnie pod uwagę przerwy w dostawach energii w Europie tej zimy. Dlatego rządy poszczególnych krajów powinny dalej subsydiować rachunki energetyczne.
Naftowy zysk a porozumienie paryskie
Przy okazji Birol zwrócił uwagę, że wcześniej kryzys energetyczny doprowadził do boomu na paliwa kopalne, wbrew ostrzeżeniom klimatycznym. Wszak naukowcy od lat nakłaniają biznes do zamykania projektów związanych z gazem, ropą i węglem, a nie otwierania nowych. I jeżeli dalej chcemy bawić się w ten sposób w kotka i myszkę, to porozumienie paryskie już teraz możemy wyrzucić do kosza.
Jeśli świat poważnie podchodzi do sprawy klimatu, to musimy znacznie zmniejszyć zużycie ropy i gazu w nadchodzących latach - nie ma cienia wątpliwości dr Fatih Birol.
Szef MAE przekonuje, że istniejące złoża ropy i gazu wystarczą, aby zaspokoić malejący popyt. Tylko trzeba naprawdę bardziej wejść w odnawialne źródła energii. Wcześniej Agencja szacowała, że globalny popyt na ropę naftową musi spaść do ok. 75 mln baryłek dziennie do 2030 r. Inaczej o neutralności klimatycznej w 2050 r. możemy zapomnieć. Tymczasem 5-letniej prognoza średnioterminowa przewiduje, że do 2028 r. popyt na ropę wyniesie ok. 106 mln b/d.
Czytaj też: Jak załatwić sobie tańszy prąd?