Polscy rolnicy idą w konopie siewne. Szkoda, że ich tropem nie podążają przepisy
Konopie siewne są w naszym kraju coraz popularniejsze. W latach 2012-2019 ich areał wzrósł pięciokrotnie. Jak jednak wskazują uczestnicy konferencji „Konopie Medyczne w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej”, rozwój tego sektora hamuje fakt, że uprawy konopi siewnych w naszym kraju opierają się na ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii.
Konopie siewne (włókniste) to takie, które zawierają śladowe ilości psychoaktywnego THC. Zgodnie z polskim prawem nie więcej niż 0,2 proc. Zdaniem Witolda Czeszaka z Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich ta roślina może być z powodzeniem wykorzystywana w sektorze spożywczym, kosmetycznym, włókienniczym, budowlanym, weterynaryjnym i medycznym.
Mówi się o wykorzystaniu jej na tysiące sposobów. Codziennie możemy spotkać się z nowym zastosowaniem. To ją odróżnia od innych roślin
– uważa Witold Czeszak.
Konopie siewne coraz bardziej popularne nad Wisłą
Jacek Kramarz z HemPoland, pierwszej, prywatnej firmy w Polsce, która uzyskała licencję na prowadzenie upraw i przetwórstwa konopi włóknistych, przekonuje z kolei, że bardzo wyraźnie widoczny jest rozwój rynku konopnego w Europie, co miało nastąpić po tym, jak się okazało, że można bezpiecznie wytrącać z tej rośliny niepsychoaktywne kannabinoidy.
Około 75 proc. przychodów pochodzi właśnie z rynku kannabinoidów. One napędzają ten rozwój
– twierdzi Jacek Kramarz.
Tymczasem co najmniej równie potężny potencjał konopi siewnych ma drzemać w ich przemysłowym wykorzystaniu. Jak na te trendy reaguje polska branża rolnicza? Na podstawie wniosków o dopłaty bezpośrednie, które trafiły do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa można wnioskować, że w latach 2012-2019 areał konopi siewnych w Polsce wzrósł pięciokrotnie - do ok. 3000 ha. Eksperci, którzy dużą w tym rolę widzą m.in. w Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020, przekonują, że to dopiero początek.
To cały czas jest jednak nisza. Widzimy potencjały do rozwoju
– nie ma wątpliwości Katarzyna Średnicka z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Przychód z jednego hektara to 15 tys. zł
Nie jest tajemnicą, że w naszym kraju panują doskonałe warunki do uprawy konopi włóknistych. Można je wysiewać od początku kwietnia do końca czerwca. Zezwolenie na uprawę jest w gestii samorządów. Otrzymuje się je od wójta, burmistrza lub prezydenta. Wniosek do wypełnienia jest dosyć prosty. Trzeba m.in. wskazać lokalizację uprawy i dokładną odmianę konopi, jakich będzie dotyczyć. Należy pamiętać jednak przy tej okazji, że lokalizacja musi być zgodna z wytycznymi wskazanymi przez poszczególne sejmiki wojewódzkie.
Konopie siewne zaczynają coraz odważniej też konkurować z innymi roślinami. Np. pod względem liczby aminokwasów mogą być alternatywą chociażby dla rzepaku. Za tą dywersyfikacją wykorzystania konopi idą rzecz jasna zyski. Dzisiaj szacuje się, że z 1 ha w Polsce można wypracować przychód w wysokości ok. 15 tys. zł.
Coraz bardziej rośnie świadomość polskich rolników, jak i urzędników gminnych
– twierdzi Patryk Czech, współzałożyciel Afori, firmy propagującej uprawianie konopi w Polsce od 2017 r.
To bardziej przeciwdziałanie niż promocja?
Są jednak tacy, którzy uważają, że w naszym kraju o wzroście rynku konopi siewnych można byłoby mówić na poważnie dopiero wtedy, kiedy faktycznie byłby on promowany.
„Ustawodawca w Polsce chce najpierw czemuś przeciwdziałać, a nie promować. Świadczy o tym fakt, że uprawa konopi siewnych w naszym kraju opiera się na ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii” - zwraca uwagę mecenas Paweł Sawicki.
Najlepszym rozwiązaniem miałoby być uregulowanie wszelkich upraw jedną ustawą. Wtedy mamy mieć szansę, żeby ten konopny światowy trend nam nie umknął.
Przecież już teraz w Stanach Zjednoczonych, czy Australii jest bardzo duże zapotrzebowanie na paździerze konopne
– twierdzi Paweł Sawicki.
Zdaniem części ekspertów ów legislacyjny porządek powinien też ująć nowe limit dla stężenia THC. Obowiązujący w Polsce: maksymalnie 0,2 proc. nie pozwala bowiem naszym rolnikom konkurować na równych zasadach z ich kolegami z Europy Zachodniej, gdzie ta granica ustanowiona jest między 0,3 proc. a 1 proc. (tak np. jest w Szwajcarii). W przypadku nowelizacji pod tym względem polskich regulacji rolnicy dostaliby także dostęp do znacznie większej liczby odmian konopi niż ma to miejsce teraz.