Euro opuściło złotego. Ale dolar i frank szwajcarski dosłownie zbombardowały nam walutę
To nie był dzień złotego. Ba, wszystko wskazuje, że to nie będzie nawet tydzień naszej waluty. Tylko od wtorku dolar umocnił się o 10 gr, wariować też zaczyna frank szwajcarski.
Aktualizacja: 4 września, godz. 9.00.
W czwartek złoty tracił na wartości do wszystkich najważniejszych walut. Euro zdrożało do 4,43644 zł, dolar do 3,74635, a frank szwajcarski do 4,12096. W piątek rano nasz pieniądz dalej słabł, EUR było kwotowane na 4,44220, USD na 3,75380, a frank 4,12124.
Jeszcze w poniedziałek rano mogło się wydawać, że podążająca jak cień za euro nasza waluta dalej będzie święcić tryumfy po tym, jak amerykański Fed zrobił wszystko, by obrzydzić światu dolara, maksymalnie obniżając stopy.
Ale z 1 września i przeciętnymi danymi o PMI w Europie i zinterpretowanymi jako zaskakująco dobre ISM dla USA wszystko się zmieniło. Po dwóch miesiącach słabowania amerykańska waluta zaczęła powoli odzyskiwać wigor.
USA narzuca reguły gry. Koniec słabego dolara?
Dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, zauważa, że status dolara jako pieniądza rezerwowego od dziesięcioleci daje Jankesom przywilej eksportowania polityki pieniężnej.
I teraz właśnie mamy taką sytuację. Gdy Fed osłabił dolara, ceny w Europie zaczęły spadać. W strefie euro pierwszy raz od czterech lat obniżyły się o 0,2 proc. Dokładnie tego samego dnia kurs euro do dolara osiągnął 1,2.
Dołujący zielony to błogosławieństwo dla firm zza oceanu. Wskaźnik odzwierciadlający aktywność amerykańskich przedsiębiorstw przemysłowych wzrósł czwarty miesiąc z rzędu, tym razem do 56 pkt. Kluczowa była w tym wypadku skala wzrostu, rynek spodziewał się, że będzie to tylko 54,8 proc.
W Europie lepszymi od oczekiwań odczytami PMI dla przemysłu pochwalić się mogły jedynie Niemcy (52,5 pkt, prognoza 50,8) i strefa euro (50,5 pkt, prognoza 50,1), ale w obu przypadkach nie było to tak efektowne odbicie jak w USA.
W czwartek doszły kolejne dane. Nowych bezrobotnych przybyło w USA 881 tys. Dużo, ale ekonomiści oczekiwali, że w minionym tygodniu zarejestrowało się w pośredniakach 950 tys. osób. Wydajność pracy w II kwartale wzrosła o 10,1 proc., analitycy obstawiali 7,4 proc., a jednostkowe koszty pracy zwiększyły się o 9 proc., prognozowano 12,1 proc.
Potem pojawiły się jeszcze dane o PMI i ISM dla usług. Już nie tak spektakularne jak w przypadku przemysłu, ale w pierwszym wypadku były lepsze od oczekiwań (55 pkt., prognoza 54,8), a w drugim właściwie zgodne z rynkowym konsensusem (56,9 pkt., prognoza 57). Z tej serii wyłamały się zdecydowanie gorsze od spodziewanych dane o deficycie handlowym (-63,6 mld dol., prognoza -58,0 mld dol.). Po tych ostatnich zielony jakby na chwilę stracił rezon, ale para EUR/USD nawet nie przebiła 1,85…
Frank szwajcarski znów drożeje
Analitycy są zdania, że do większych wzrostów na dolarze raczej nie dojdzie. Martwi mnie jednak trochę, że złoty, który podążał do tej pory jak cień za euro, odzyskanie części strat przez wspólnotowego pieniądza zignorował. Tymczasem zawsze gdy to dolar rządzi, nasza waluta zbiera cięgi, podobnie zresztą jak forint i korona i wszystkie aktywa uchodzące za ryzykowne, a więc też akcje (widzieliście, jak w czwartek zwaliły się indeksy za oceanem?).
Na dodatek straty złotego do innych walut nie były wcale symboliczne. Do euro złoty od rana stracił ponad 0,5 proc., do dolara 0,75 proc., a do franka prawie 0,8 proc.
Ktoś powie: pół albo jeden procent – niewielka różnica. Pomyślcie tylko, co by się działo, gdyby złoty przez miesiąc codziennie tracił tyle na wartości.