Ban na Huaweia? Lepiej, żebyśmy nie poszli w ślady Trumpa, konsekwencje będą wtedy opłakane
Jesteśmy świadkami potężnych przetasowań na światowej mapie technologii, które swój początek zawdzięczają Donaldowi Trumpowi. Wydaje się, że ekscentryczny, amerykański prezydent nie cierpi status quo i za wszelką cenę stara się odcisnąć swoje piętno na rynku aplikacji. Może to być dopiero pierwszy klocek domina – przewracając go Stany Zjednoczone mogą doprowadzić do bardzo daleko idącej w skutki rewolucji.
Światowa gospodarka to system naczyń połączonych, o czym przekonaliśmy się, kiedy Trump ogłosił ban na TikToka. Jedno ogłoszenie zaczęło mnożyć pytania. Czy Amerykanie dostaną swoją wersję aplikacji? Jak przepływały będą informacje pomiędzy USA, Chinami a Europą? Kto będzie rozwijał aplikację ze Wielką Wodą, zarządzał algorytmem i dbał o bezpieczeństwo danych? Nawet dziś najlepszą odpowiedzią jest „okaże się w praktyce”.
Wiemy, że Trumpa pobłogosławił mariaż Oracle i Walmarta. Obie korporacje wezmą się za wprowadzanie TikToka pod amerykańskie strzechy – pierwsza będzie hostowała go w swojej chmurze, a druga obsługiwała reklamowo. Smakiem obejść się musiał Microsoft, który na papierze wydawał się bardziej oczywistą przystanią apki dla milenialsów.
Po wyznaczeniu deadline’u na dokończenie transakcji ByteDance nie miał wyboru i musiał się dostosować, godząc się na stworzenie TikTok Global w Stanach Zjednoczonych. Zabawmy się w analityków biznesowych i zastanówmy, jak na taki ruch odpowiedzieć mogą Chińczycy?
Silną pozycją w Państwie Środka cieszy się Apple, które okupuje 8,5 proc. chińskiego rynku smartfonów. Przychody z Chin kontynentalnych stanowią również dużą część ogółu sprzedaży w firmie Tima Cooka. W ciągu ostatniego kwartału było to nawet 15 proc. Dodatkowo, większość iPhone’ów, Maców czy innych sprzętów z jabłuszkiem na obudowie jest produkowana właśnie w Chinach, a trzech z czterech podwykonawców Apple ma tam swoją fabrykę.
Gdyby Chiny chciały odpowiedzieć okiem za oko wybrałyby uderzenie w Apple
Świat, gdzie jedno państwo zabrania swoim firmom robienia interesów z firmami z innego kraju, wcale nie wywodzi się z science-fiction. W maju tego roku Trump zadecydował, że amerykańskie przedsiębiorstwa do maja 2021 r. nie będą mogły współpracować z Huawei i ZTE. Prezydent USA uderzył w skomplikowane łańcuchy produkcyjne i mocno powiązane korporacje – Google współpracował przecież z Huawei przy Androidzie, a mnóstwo amerykańskich firm zamawiało swoje zasoby u chińskich podwykonawców.
Trump dał przykład, a Chiny powoli zaczęły się odwdzięczać. Na razie rozpoczynają wymianę komputerów i oprogramowania w administracji publicznej, chcąc pozbyć się amerykańskiego sprzętu. Akcja obejmie od 20 do 30 mln komputerów i pokrewnych urządzeń i zakończy się dopiero za dwa lata.
Świadkami taktyki wet za wet byliśmy już w przypadku relacji indyjsko-chińskich
Te ochłodziły się przed kilkoma miesiącami po starciu na pograniczu himalajskim. Wkrótce później Hindusi zbanowali 177 chińskich aplikacji z TikTokiem i Baidu na czele. Dostało się nawet PUBG, które w Indiach wydaje chiński Tencent.
Takie działania mogą stać się normalnością w przypadku każdego większego rynku. W czerwcu Brazylijczycy zatrzymali u siebie testy płatności amerykańskiego WhatsAppa, powołując się na konieczność zachowania „szybkiego, bezpiecznego, transparentnego, otwartego i taniego systemu”. W przyszłości podobne zastrzeżenia mogą mieć Indonezyjczycy – online jest ich aż 150 mln. W kraju rządzi YouTube, przed WhatsAppem i Facebookiem, ale pewnego dnia politycy mogliby dojść do wniosku, że nie podoba im się, że większość ich wyborców czerpie informacje z platform, których właścicielami są Amerykanie. Precedens został już ustanowiony.
Teoretycznie, indyjskiemu rządowi mogłoby się nie podobać, że koreański Samsung sprzedaje co czwarty telefon w ich kraju, a resztę podium zajmują chińscy producenci. Mógłby chcieć wspierać lokalnego producenta – Micromaxa, który przegrał z zagraniczną konkurencją, ale jeszcze w trzecim kwartale 2018 roku odpowiadał za blisko 10 proc. rynku.
Taka polityka działa jednak w interesie wąskiej grupy producentów, a na niekorzyść konsumentów, którzy muszą płaci wyższe ceny i na ogół dostają produkt niższej jakości.
Świetnie widać to na przykładzie WeChata. Trump nakazał jednemu z najpopularniejszych komunikatorów na świecie na wyniesienie się ze Stanów Zjednoczonych. Powód miał być ten sam, co w przypadku TikToka – chińskie pochodzenie. Front krytyki pomysłu okazał się jednak bardzo szeroki. WeChat zapewnia bowiem łączność milionom ludzi na świecie – zwłaszcza tym, którzy opuścili Chiny, ale wciąż chcą pozostawać w kontakcie ze swoimi bliskimi. „New York Times” przywoływał właśnie ten przykład w swoim artykule, w którym cytował Lan Xuezhao, założycielkę funduszu VC z San Francisco, która wyemigrowała z Chin:
Nie ma opcji, aby ludzie tacy, jak ja nie używali WeChata. Jest niezbędny.
Co ciekawe, przysporzyło to również zmartwień Apple, które nie mogłoby prowadzić interesów z WeChatem. Użytkownicy nie mogliby się posługiwać Apple Pay do doładowywania kont ani ściągać aktualizacji oprogramowania z App Store’a. WeChat stałby się martwą i podatną na zakusy hakerów aplikacją, ale tylko dla posiadaczy iPhone’ów. Tymczasem dziś jest to praktycznie centrum mobilnego życia – od komunikacji, przez płatności, po newsy, media społecznościowe, pożyczki czy bilety.
Dla znacznej części Chińczyków telefon równa się WeChat. Ankieta na 1,2 mln ludzi na tamtejszym odpowiedniku Twittera – Weibo – dała jasne wyniki: 95 proc. osób wybrało WeChata, zamiast iPhone’a. Łatwo się więc domyśleć jak zbanowanie aplikacji wpłynęłoby na sprzedaż iPhone’ów w Chinach. Analityk Kuo Ming-chi przeprowadził symulację, która pokazała, że jeśli WeChat zniknie z App Store’a, globalne wpływy ze sprzedaży iPhone’ów spadną o 1/4. Wpływy z tytułu sprzedaży pozostałych sprzętów (Mac, iPad, AirPods i reszta) o około 1/5.
Plany dalsze niż wybory
Podkreślanie, że Chiny planują swoje działania w bardzo długim terminie stało się już dziennikarską sztampą. Kontrastuje z tym twierdzeniem zachowanie Trumpa, który krótkowzrocznie szafuje groźbami kolejnych banów. Całe szczęście są jeszcze amerykańskie sądy – ten z Kalifornii nie zgodził się na zakazanie dystrybucji WeChata w sklepach z aplikacjami, powołując się na pierwszą poprawkę do konstytucji, gwarantującą wolność słowa.
Podobne do zarysowanych w tym artykule problemów mogą się stać również udziałem Polski. W naszym kraju właśnie ważą się losy ustawy, która mogłaby wyłączyć Huaweia z budowy 5G. Obyśmy nie poszli w ślady Trumpa.