To nieprawda, że cała Europa chce być skazana na gaz od Putina. Holandia zbuduje nowe atomówki
Budowę nowych elektrowni atomowych w Holandii zapowiedział premier tego kraju podczas debaty telewizyjnej przed wyborami, które odbędą się już za nieco ponad dwa tygodnie. Mark Rutte powiedział wprost, że jego kraj nie może być skazany na "gaz od Putina z Rosji". To zupełnie odwrotnie niż Niemcy, które swoje atomówki wygaszą do końca 2022 roku, a jednocześnie forsują budowę gazociągu Nord Stream 2.
Fot. Photo RNW/Flickr (CC BY-ND 2.0)
Podczas niedzielnej debaty w telewizji RTL Nieuws Mark Rutte stwierdził, że Holandia musi zbudować nowe elektrownie atomowe, aby osiągnąć założone cele klimatyczne, a jednocześnie zachować suwerenność energetyczną.
Wiatr nie zawsze wieje, nie zawsze świeci też słońce, a nie chcemy być skazani na rosyjski gaz Putina z Rosji
– powiedział premier Holandii.
Obecnie w Holandii działa jedna elektrownia Jądrowa – w nadmorskim Borssele (na zdjęciu). Druga holenderska atomówka – w Dodewaard niedaleko od granicy z Niemcami – została wyłączona już w 1997 roku.
Wybory parlamentarne odbędą się już 15-17 marca, a Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) premiera Ruttego według sondaży zwycięstwo ma niemal w kieszeni. VVD niemal na pewno stworzy rząd koalicyjny, ale koalicjanci premiera wyrazili zdecydowane poparcie dla jego planu budowy nowych elektrowni atomowych.
Gdyby Holandia nie zdecydowała się na rozbudowę swojej energetyki jądrowej, stałaby się smakowitym kąskiem dla Gazpromu. Rosyjski koncern z przyjemnością za pośrednictwem Nord Stream 2 uzupełniłby niedobory gazowe Holendrów powstałe po wygaszaniu ich złoża gazowego Groningen, które ma zakończyć się w 2030 roku.
Niemcy żegnają atom
Budowę nowych reaktorów atomowych już w 2019 roku zapowiedziała też Francja, światowy lider pod względem udziału atomu w krajowym miksie energetycznym. Elektrownie atomowe zaspokajają aż trzy czwarte zapotrzebowania Francji na energię elektryczną.
Francuski program atomowy także był motywowany chęcią uzależnienia się od dostaw surowców energetycznych z zagranicy. Pomysł zbudowania aż 170 reaktorów jądrowych powstał zaraz po wielkim kryzysie paliwowym z 1973 roku. Wprawdzie ostatecznie zbudowano „tylko” 58 reaktorów, ale to i tak uczyniło z Francji nuklearną potęgę w energetyce.
W zupełnie innym kierunku podążają Niemcy. Po katastrofie w japońskiej Fukushimie w 2011 r. rząd Niemiec podjął decyzję o natychmiastowym wycofaniu z eksploatacji ośmiu elektrowni jądrowych i stopniowym odchodzeniu od energii jądrowej do 2022 r. Co w zamian? Oczywiście głównie rosyjski gaz z istniejącego rurociągu Nord Stream oraz budowanego wbrew amerykańskim sankcjom Nord Stream 2.
A co z polską atomówką, której budowa została zapowiedziana dziesięć lat temu? Ówczesny premier Donald Tusk obiecywał nawet, że prąd z pierwszej ukończonej polskiej elektrowni jądrowej popłynie już w 2020 roku. Dziś jesteśmy niemal w tym samym miejscu co wtedy – politycy rządzącej partii przedstawiają ambitne plany, ale wciąż nie wybrano nawet lokalizacji tej inwestycji.