Holandia ma gigantyczne złoża gazu i jest gotowa ich użyć. Na pohybel Putinowi
Komisja Europejska na różne sposoby próbuje szukać alternatywy dla gazu z Rosji. Jednym z pomysłów jest zwiększenie produkcji przez Holandię. Na przeszkodzie stoją los mieszkańców północno-wschodniej części kraju i wewnętrzna skomplikowana układanka polityczna.
Nie jest łatwo zerwać z uzależnieniem od surowców z Rosji. W 2021 r. UE sprowadziła ze Wschodu aż 155 mld metrów sześciennych gazu ziemnego i Bruksela ma nie lada kłopot, jak i skąd zasypać tę dziurę. Na 19 maja średnie wypełnienie magazynów gazu UE to ponad 41 proc. W najlepszej sytuacji jest Polska (przeszło 89 proc.), Portugalia (prawie 89 proc.) i Hiszpania (ok. 65 proc.). W najgorszej z kolei: Szwecja (6,57 proc.), Chorwacja (niecałe 20 proc.) i Bułgaria (20,7 proc.).
Poszczególne kraje przygotowują się jak mogą na odcięcie do gazu z Rosji. Włochy chcą zastąpić ok. 29 mld metrów sześciennych gazu sprowadzanego co roku stamtąd dostawami z Algierii, Libii, Egiptu i Kataru. Najspokojniej na te gazowe zawirowania patrzy Polska, która w październiku uruchomi Baltic Pipe, łączący nasz kraj z gazowymi złożami Norwegii. Propozycją na następne lata dla całej UE jest strategia REPowerEU, która stawia na magazynowanie energii i na OZE. To jednak musi potrwać. Tymczasem Maximilian Hess z amerykańskiego think tanku Instytut Badań nad Polityką Zagraniczną (FPRI) ma inną propozycję, która jest szybszą receptą na uwolnienie się gazu z Rosji.
Holenderska odpowiedź na gaz z Rosji
Hess uważa, że nic tak Europie nie pomoże zerwać z uzależnieniem od gazu z Rosji, jak tylko ponowne uruchomienie produkcji surowca na polu gazowym w Groningen w Holandii. To największe złoże w Europie. Jego powierzchnia liczy 862 km kwadratowych, a wydobywalne zasoby szacowano przed rozpoczęciem eksploatacji na ok. 2800 mld metrów sześciennych gazu.
Wydobycie stamtąd surowca rozpoczęto w 1963 r. W 1976 r. roczna produkcja osiągnęła jak na razie rekord: 88 mld metrów sześciennych. Jeszcze w 2016 r. wydobywano stąd ok. 20 mld metrów sześciennych gazu. Ale tegoroczne szacunki mówią tylko o 7,6 mld metrów sześciennych, choć jeszcze w marcu były brane pod uwagę cięcia do poziomu 4,6 mld metrów.
Od kryzysu naftowego w latach 1973–1974 (dopingowanego wojną izraelsko-arabską) Holandia traktowała złoża w Groningen przede wszystkim jako rezerwę bezpieczeństwa energetycznego i gaz czerpała z mniejszych złóż. Ale teraz jesteśmy chyba świadkami końca takiej polityki.
Na przeszkodzie stoją lokalsi i krajowa polityka
Sęk w tym, że zwiększenie produkcji gazu z pól w Groningen może oznaczać dla holenderskiego kłopoty. Gabinet Marka Rutte ma ledwo parę głosów przewagi w parlamencie. Tworzy go koalicja m.in. z liberalną partią D66, w składzie, która opowiada się za transformacją energetyczną i wzywa do stopniowego wycofywania gazu ziemnego. Przy ewentualnym zwiększeniu produkcji z pól w Groningen władza musiałaby sobie zaprzeczyć i narazić się też mieszkańcom północno-wschodniej części kraju. Wcześniejsza eksploatacja wywoływała wstrząsy sejsmiczne, które zdewastowały tysiące domów i zmusiły rząd w Holandii do wypłaty odszkodowań.
Zdaniem ekspertów to jedyna recepta dla samej Holandii, która z Rosji sprowadza już ok. 20 proc. gazu, ale ten import wzrasta wraz z pomniejszaniem roli pól w Groningen. Presja na rząd w Amsterdamie rośnie, zwłaszcza że Państwowy Nadzór Górniczy Holandii wylicza, że poziom wydobycia wynoszący 12 mld metrów sześciennych rocznie jest bezpieczny dla mieszkańców, a wybuch wojny w Ukrainie radykalnie zmienił nastawienie Holendrów do tego pomysłu. Wyniki sondażu opublikowanego w lokalnej gazecie na początku marca pokazują, że 61 proc. respondentów opowiada się za zwiększeniem wydobycia gazu zimnego z Groningen.