Wmawiają nam, że atom jest bezpieczny. A Francja już nie wie, co ma robić z odpadami
Polska jak już kocha, to na zabój. Tak właśnie teraz jest z energetyką jądrową, która za kilka lat ma nas najpierw uratować od gazu, a potem od węgla. Politycy nawet w telewizji śniadaniowej przekonują, że już bardziej w zgodzie ze środowiskiem nie można być. Bo atom klimatowi żadnej szkody nie robi. Ale chyba za każdym razem przy takich słowach po kryjomu trochę krzyżują palce u dłoni, bo wiedzą, że to tylko połowa prawdy. Wystarczy zerknąć w kierunku Francji, żeby się o tym przekonać.
Energetyka jądrowa to temat wałkowany w Polsce na różne sposoby od miesięcy. Jeden atom wybudują nam Amerykanie, z drugim pomogą Koreańczycy, a Francuzi z kolei ciągle przekonują, że w przypadku trzeciego oni cały czas są w grze. Nikt już za bardzo nie wierzy w to, że - zgodnie z zapisami polityki Energetycznej Polski do 2040 r. - budowa pierwszego reaktora ruszy w 2026 r., tak żeby można było go uruchomić w 2033 r. Ale to w niczym nie przeszkadza, żeby na lewo i prawo opowiadać o tym, że energetyka jądrowa jest najlepszym rozwiązaniem, bo to źródło energii, które żadnej krzywdy środowisku nie robi.
Energetyka jądrowa, czyli Francja zaczyna mieć pod górkę
Czy rzeczywiście elektrownie jądrowe to takie idealne rozwiązanie? We Francji, gdzie w sumie znajduje się aż 56 reaktorów (obecnie czynna z nich jest tylko połowa), odpowiedź na to pytanie wcale nie jest tak oczywista. Zwłaszcza po ostatnich doniesieniach. Reuters wszak informuje, że powoli francuskim składowiskom odpadów jądrowych grozi nasycenie. Co więcej: baseny chłodzące paliwo na północno-zachodnim krańcu kraju mogą być pełne do końca dekady. EDF szacuje, że dotyczy to czterech basenów. Tymczasem budowa nowego zbiornika, warta 1,25 mld euro, ma zakończyć się najwcześniej w 2034 r. Rozstrzyga się też przyszłość projektu, wedle którego atomowe resztki trafią 500 m pod ziemią, w formacji gliny we wschodniej Francji.
Polska już ma składowisko odpadów promieniotwórczych
Eksperci podkreślają, że to wcale nie jest tak, że całość odpadów jądrowych jest niebezpieczna dla środowiska. Zdecydowana ich większość (nawet 90 proc.) to odpady o krótkim terminie żywotności, 7 proc. to odpady przejściowe, a reszta, czyli 3 proc. to te odpady najbardziej niebezpieczne, z radioaktywnością na poziomie 95 proc. I jeszcze jeden ważny aspekt: odpady jądrowe w większości mogą być traktowane jako surowiec wtórny.
I okazuje się, że Polska na składowanie takich odpadów, przynajmniej w pierwszej fazie, jest przygotowana. A to za sprawą Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych z siedzibę w Świerku koło Otwocka pod Warszawą, który powstał wraz z uruchomieniem pierwszego w kraju reaktora EWA w 1958 r. Zakład jest operatorem Krajowego Składowiska Odpadów Promieniotwórczych w Różanie. To teren dawnego foru wojskowego, który zajmuje ponad 3 ha. Ministerstwo Aktywów Państwowych z kolei od dłuższego czasu bierze pod uwagę bodę Nowego Składowiska Odpadów Promieniotwórczych, gdzie mają trafiać odpady z polskiej elektrowni jądrowej.