Cena emisji CO2 na rekordowych poziomach. Spalanie węgla nas zrujnuje
Giełda uprawnień do emisji gazów cieplarnianych coraz wyraźniej podąża tropem wyznaczonym przez Brukselę. W efekcie emisja jednej tony CO2 jeszcze nigdy nie była tak droga. Gospodarki w większości oparte na węglu czekają w tym roku nie lada kłopoty.
Wychodzi na to, że rację mają ci, którzy twierdzą, że dalsze obostrzenia związane z pandemią koronawirusa nie wpłyną już znacząco na ceny uprawnień emisji gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla. A właśnie w marcu 2020 r. z tych powodów cena emisji CO2 spadła z ponad 24 do ledwo przeszło 15 euro.
Niektórym zaczęło to przypominać nawet kryzys finansowy z 2008 r. Wtedy krach spowodował, że cena emisji okopała się wokół poziomu ledwo 10 euro i została na nim przez następne dziewięć lat.
Ci, którzy wierzą, że taki scenariusz może powtórzyć się i teraz - muszą jednak jak najszybciej zweryfikować swoje poglądy. Dlaczego? Bo najwyraźniej europejską giełdę ETS właśnie przestał interesować koronawirus, w efekcie tego za wyemitowanie jednej tony CO2 jeszcze nigdy nie trzeba było zapłacić aż tak dużo.
Emisja CO2 z rekordem powyżej 34 euro
Owszem, pandemia wiązała się z historycznym od czasów II wojny światowej załamaniem zapotrzebowania energetycznego. Tylko że teraz widać jak na dłoni, że tym razem nie mieliśmy do czynienia z początkiem jakiegoś odwrotnego trendu, a jedynie z incydentem, podpalanym gospodarczymi emocjami. Dobrze widać było to pod koniec roku, kiedy poszczególne giełdy otrząsały się już z koronawirusowego kurzu. Do tego doszły takie aspekty jak ewentualne przerwy dostaw gazu z Norwegii, czy strajk pracowników francuskich elektrowni jądrowych.
Efekt? Jeszcze pod koniec 2020 r. cena uprawnień emisji CO2 skoczyła do 32 euro. Potem się uspokoiła, ale nie na długo. 2021 rok giełda ETS postanowiła powitać nowymi rekordami. Już w pierwszy poniedziałek roku cena za emisję jednej tony CO2 przebiła kolejny szklany sufit i osiągnęła wartość aż 34,25 euro. Rok temu to było 24,43 euro.
Cena za CO2 w górę, czyli Bruksela odchodzi od węgla
Takiego wzrostu cen uprawnień emisji CO2 można było się spodziewać. Przyjęcie wcześniej przez Parlament Europejski stanowiska w sprawie nowego celu klimatycznego, czyli redukcji emisji dwutlenku węgla do 2030 r. na poziomie 55 proc. - miało na to swój wpływ. A przecież to dopiero początek brukselskiego Zielonego Ładu i wyganiania wszystkiego, co ma związek z węglem. ETS zaś ma być giełdą, która pospieszy największe marudy, ociągające swój rozwód z czarnym złotem.
Pierwotnie niemiecki rząd zakładał, że do 2025 r. cena za emisję CO2 wzrośnie do ok. 35 euro, co wszak już teraz ma miejsce. Dlatego gabinet federalny Angeli Merkel zdecydował się w połowie roku na korektę, wedle której za 5 lat za wyemitowanie jednej tonu dwutlenku węgla przyjdzie zapłacić nawet 55 euro lub więcej. Tak spore zaś podwyżki będą stanowić bardzo duże zagrożenie ekonomiczne dla gospodarek, które w dalszym ciągu są energetycznie uzależnione od węgla.
Pożegnajcie węgiel albo będziecie płacić krocie
Emisja CO2 na takich poziomach cenowych to naprawdę twardy orzech do zgryzienia dla polskiego rządu. Grzegorz Tobiszowski, były wiceminister energii a obecnie eurodeputowany przekonuje, że bez działań polskiego rządu w sprawie ETS nasze zakłady energetyczne zaczną za 3-4 lata bankrutować. Jego zdaniem takie same kłopoty co Polacy mogą mieć też Niemcy, Czesi i Węgrzy. W podobnym, mocno pesymistycznym tonie, w sprawie cen emisji CO2 wypowiada się też szef górniczej Solidarności Bogusław Hutek.
Gdyby limit klimatyczny podnieśli tylko z 40 do 50 proc., to ok. 18 proc. naszych elektrowni i kopalni czekałby upadek
– ostrzegał już kilka miesięcy temu, jeszcze zanim PE przyjął nowy cel klimatyczny.