Atom i łupki wracają do łask w Niemczech. Nie czas na fanaberie, gdy zima coraz bardziej straszy
Niemcy nie zamierzają z założonymi rękami czekać na sezon grzewczy bez dostaw rosyjskiego gazu. Stąd porozumienie z Norwegami o większej produkcji surowca. Ale to nie wszystko. Berlin całkiem na poważnie bierze pod uwagę wydłużenie żywota skazanych już na wygaszenie elektrownie jądrowych. Cała zimowa strategia zakłada jeszcze m.in. obniżenie temperatury w budynkach publicznych i możliwy powrót do szczelinowania, w celu uzyskania dostępu do gazu łupkowego.
Politycy z CDU/CSU już wcześniej proponowali, żeby w dobie obecnego kryzysu energetycznego przynajmniej na jakiś czas przeprosić się z energetyką jądrową. Ale taka perspektywa nie przekonała większości niemieckich parlamentarzystów i pomysł przepadł.
Teraz jednak wraca ze zdwojoną siłą, jak wynika z lektury „The Wall Street Journal”. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami trzy jeszcze czynne bloki atomowe (kiedyś u naszych zachodnich sąsiadów było ich w sumie 19) Emsland, Neckarwestheim 2 oraz Isar 2 miały zakończyć swoją działalność z końcem 2022 r. Tyle że w przypadku dalszych manipulacji z dostawami gazu, realizowanymi przez Gazprom, ich łączna moc na poziomie 4,3 GW może okazać się dla Berlina zbawienna. Wszystko ma być jasne po wykonaniu stress testu u naszych zachodnich sąsiadów w najbliższych tygodniach. Chociaż czasowy powrót Niemców do atomu jest już podobno przesądzony.
Elektrownie jądrowe pozwolą zaoszczędzić gaz?
Mimo że dla kanclerza Niemiec Olafa Scholza elektrownie jądrowe mają znaczenie wyłącznie dla produkcji energii elektrycznej i tylko dla jej niewielkiej części, to ostatnio - w trakcie spotkania w Mulheim an der Ruhr - stwierdził, że ich dalsza eksploatacja może mieć jednak sens. Bo też, jak przyznaje szef niemieckiego rządu, postępy w rozbudowie energetyki wiatrowej były liche i Berlin szuka energetycznej alternatywy. Przedłużenie żywota trzech niemieckich elektrowni jądrowych, które odpowiadają za ok. 6 proc. zapotrzebowania energetycznego kraju, mogłoby pomóc odciążyć elektrownie gazowe i węglowe, które tym samym byłyby w stanie zasypywać przede wszystkim gazowe dziury.
Niemcy zresztą już te trzy elektrownie jądrowe, wskazane do wygaszenia, ponownie uruchomili, po tym, jak w czerwcu Gazprom zakręcił kurek z gazem i od tego czasu przepustowość Nord Stream 1 wynosi raptem 20 proc. To jak długo będą pracować, nie jest jeszcze ustalone. Podobno rozważane są dwa scenariusze. W pierwszym dochodzi do przesunięcia wygaszania niemieckich elektrowni jądrowych o kilka miesięcy, np. do połowy 2023 r. W drugim zaś atom ma z naszymi zachodnim sąsiadami zostać na znacznie dłużej, bo nawet na parę lat – co najmniej do końca zimy 2024 r.
Niemcom ma pomóc nie tylko atom, ale też gaz łupkowy
Niemcy obecny kryzys energetyczny traktują bardzo poważnie. Zwłaszcza że wszystkie wyliczenia ekspercie wskazują, że ewentualnie całkowite zamknięcie gazociągu Nord Stream 1 będzie dla gospodarki naszych zachodnich sąsiadów bolesnym i odczuwalnym ciosem, przez który mocno skurczy się ich PKB. Krajowy regulator szacuje, że zużycie gazu musi ulec zmniejszeniu o 20 proc., jeżeli Niemcy nie chcą borykać się z niedoborami gazu następnej zimy. Dlatego specjalny plan Berlina zakłada nie tylko czasowy powrót do węgla i atomu, czy obniżenie temperatury w budynkach publicznych.
Coraz głośniej mówi się również o zniesieniu zakazu szczelinowania, który obowiązuje u naszych zachodnich sąsiadów od 2017 r. Z raportu Federalnego Instytutu Nauk Geologicznych i Zasobów Naturalnych wynika, że niemieckie zasoby gazu łupkowego szacowane są na ponad dwa biliony metrów sześciennych. To ilość równa 20-krotnemu, rocznemu zużyciu gazu w Niemczech (to wyliczane jest na ok. 100 mld m sześc.).