W Polsce mamy tyle e-aut, ile Niemcy kupują w tydzień. Kiedy osiągniemy ten magiczny milion?
W 2025 r., po polskich drogach miało jeździć milion samochodów elektrycznych, ale biorąc pod uwagę tempo, w jakim je kupujemy, dobrze, jeśli będziemy ich mieli 100 tys. Jednak nie śmiejcie się z premiera Morawieckiego. Jego obietnica może mieć tylko 5 lat obsuwy. To niewiele, biorąc pod uwagę, że Donald Tusk w 2009 roku obiecywał Polakom elektrownię atomową, a po ponad 11 latach nadal nie wiadomo nawet, gdzie miałaby stanąć.
W 2020 roku pękła bariera 10 tys. aut elektrycznych jeżdżących po polskich drogach. Jak wynika z danych Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców przekazanych portalowi WysokieNapiecie.pl przez kancelarię premiera, na koniec 2020 r. w Polsce zarejestrowanych było 10 262 samochodów całkowicie elektrycznych i 5 303 hybryd plug-in.
Ale dane te mogą być poważnie niedoszacowane, szczególnie te dotyczące hybryd plug-in. WysokieNapięcie.pl zwraca uwagę, że obecnie po polskich drogach jeździ w ok. 15-18 tys. aut ładowanych z sieci elektroenergetycznej.
To tyle, ile w Niemczech sprzedaje się w ciągu tygodnia.
Daleko od marzeń premiera
Nikogo chyba nie zaskoczy, że te wyniki są dalekie od bajek, jakie kilka lat temu opowiadał rząd. Przypomnę nieśmiało, że na koniec 2020 r. po polskich ulicach miało jeździć 77 tys. takich pojazdów.
Jesteśmy daleko nie tylko do marzeń premiera Morawieckiego, ale też od krajów Zachodu. Po niemieckich drogach jeździ już 600 tys. aut elektrycznych i plug-in, po norweskich - 400 tys., a pamiętajmy, że żyje tam tylko 5 mln mieszkańców.
Wiem, porównuję Polskę do bogatych krajów, ale w Portugalii, gdzie zarobki są zbliżone do tych polskich, a kondycja gospodarki, szczególnie w pandemii pozostawia wiele do życzenia, w ciągu pierwszych trzech kwartałów zarejestrowano 12 tys. aut z wtyczką, a w Polsce - 5 tys.
Ale nie dramatyzujmy, jest też dobra wiadomość. Polska elektromobilność rozwija się nie wolniej niż na Zachodzie, po prostu jesteśmy na tej drodze kilka lat wcześniej. W miejscu, w którym jest dziś Polska, Stany Zjednoczone były osiem lat temu. To nie jest przepaść nie do nadrobienia.
Szczególnie, że tempo nadrabiania mamy dobre. Co roku liczba aut na prąd zwiększa się o połowę. Jesteśmy nawet ciut szybsi niż Zachód. Efekt niskiej bazy? Owszem. Ale ten etap musi przejść każdy kraj.
Od dzisiejszego poziomu rozwoju elektromobilności Polski, do przekroczenia łącznie 100 tys. aut z wtyczką na drogach, Chiny i Japonia potrzebowały 3 lata (osiągnęły ten cel odpowiednio w 2014 i 2015 roku). Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi potrzebowali 4 lata (osiągnęli ten poziom w 2017 roku), a Szwedzi 5 lat (przekroczyli liczbę 100 tys. takich samochodów w 2020 roku)
– wylicza WysokieNapiecie.pl.
Co to oznacza? Że gdybyśmy utrzymali dotychczasowe tempo przyrostu liczby aut elektrycznych, w 2025 r. będzie ich w Polsce 100 tys.
Kiedy pęknie milion?
Ciągle daleko do miliona, którego osiągnięcie właśnie w 2025 r. obiecywał premier. Nie ma się co na nim wyzłośliwiać. Dotąd tyko w Chinach i w USA udało się przekroczyć milion aut na prąd, a wielkość tych krajów jest zupełnie nieporównywalna do Polski.
Kiedy w takim razie osiągniemy poziom, o którym mówił Morawiecki? WysokieNapięcie.pl szacuje, że w 2030 r. Wtedy też co drugi sprzedawany samochód to powinien być elektryk. Tylko 5 lat obsuwy w stosunku do rządowych planów. To w gruncie niewiele.