REKLAMA

Pamiętacie dziurę ozonową? Właśnie powraca, podziękujcie odpowiedzialnym za zmiany klimatu

Dziura ozonowa - koszmar lat 90., którym straszono dzieci w szkołach, studentów na uniwersytetach i dorosłych w telewizji. Nie bez przyczyn, bo lista zagrożeń, jakie niesie ze sobą wzrost promieniowania UV docierającego na Ziemię, jest zbyt długi, by wymieniać ją w nagłówku. Problem wydawał się jednak w dużej mierze zażegnany. A jednak. Musimy zmierzyć się z nimi ponownie.

Dziura ozonowa powróciła. Kolejny efekt uboczny zmian klimatu
REKLAMA

Szło nam już naprawdę dobrze. Nauka zwróciła politykom uwagę na problem rozrastającej się dziury ozonowej w latach 80. Gdy okazało się, że tak Antarktydą drastycznie spada stężenie ozonu w atmosferze, decydenci na forum ONZ zgodzili się co do konieczności ograniczenia zużycia freonów, które ów freon niszczyły.

REKLAMA

Efekty tego międzynarodowego porozumienia są spektakularne. W 2019 r. NASA zwróciła uwagę, że dziura ozonowa jest najmniejsza od czasu jej odkrycia, czyli od 1982 r. Spójcie sami:

Amerykanie zastrzegli wprawdzie, że stanowi to pewną anomalię, bo związane było z wyższą niż zwykle temperaturą w stratosferze (czyli warstwie atmosfery położonej nad warstwą ozonową), ale redukcję dziury ozonowej potwierdzają liczne badania.

Wyścig człowieka z globalnym ociepleniem

Jedno z nich - publikowane przez ONZ "Scientific Assessment of Ozone Depletion: 2018" zakłada, że dziura ozonowa zniknie do 2060 r. To moment, w którym zasklepią się ubytki nad Arktyką i Antarktydą. Wcześniej dziurę uda się załatać na półkuli północnej (lata 30.) i południowej (lata 50.).

Jest tylko jeden problem. Naukowcy coraz częściej podkreślają, że działania człowieka przeciwdziałające zubożeniu poziomu ozonu w atmosferze mogą zostać zniweczone przez skutki zmian klimatu. W badaniu Uniwersytetu Maryland (UMD), Instytutu Badań Polarnych i Morskich im. Alfreda Wegenera i Fińskiego Instytutu Meteorologicznego czytamy, że zmiany klimatyczne zubożają warstwę ozonu nad Arktyką.

Ross Salawitch z UMD tłumaczy to następująco: Zmiany klimatu sprawiają, że wiry polarne krążące wokół bieguna gwałtownie się ochładzają. Niższe temperatury tworzą warunki sprzyjające niszczeniu ozonu przez freony.

To rodzaj wyścigu między powolnym i stałym spadkiem CFC (freonami - przyp. red.), który potrwa od 50 lat do 100 lat, a postępującymi zmianami klimatycznymi

- wyjaśnia naukowiec

Wcześniej inną niepokojącą też postawili badacze z MIT. Według ich obserwacji w ciągu pół wieku oceany zaczną emitować więcej freonów, niż same pochłaniają. W wyniku wzrostu globalnych temperatur proces ten będzie jednak przyspieszał.

Elon Musk nie pomyślał?

Jest też druga kwesta. W 2018 r. Amerykanie zainteresowali się, skąd w atmosferze biorą się nowe freony, a dokładniej jeden z nich znany pod skrótem CFC-11. Okazało się, że za 60 proc. jego emisji odpowiadają fabryki we wschodnich Chinach. Robiły to oczywiście nielegalnie. Rok później dziennikarz New York Timesa ustalili, że winowajcą są zakłady z Xingfu.

REKLAMA

Lokalni producenci przyznali się do łamania przepisów i używania CFC-11 przy produkcji pianek izolacyjnych. Naukowcy nie mają jednak wątpliwości, że na świecie wciąż istnieją nielegalne źródła emisji.

Istnieją też obawy, że warstwę ozonową mogą nam podziurawić spadające Starlinki. Satelity od Elona Muska mają latać nad Ziemią w liczbie dziesiątek tysięcy egzemplarzy. Każdy z nich po utracie "przydatności do spożycia" będzie spadał, spłonie w atmosferze i zostawi w jej górnych warstwach związki chemiczne, które mogą zniszczyć naturalną ochronę planety przed promieniowaniem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA