Ceny rasowych psów w czasie ostatniego roku gwałtownie wzrosły. Może to nie pandemia, a nad Wisłą po prostu urodziło się zdecydowanie ostatnio więcej szczeniaków? Odwiedziliśmy hodowle psów rasowych i poprosiliśmy o opinię Związek Kynologiczny w Polsce.
Liczba urodzonych szczeniąt w stosunku do ubiegłych lat spektakularnie nie wzrosła
– przekonuje Andrzej Gumulak, rzecznik prasowy polskiego Związku Kynologicznego.
Bezsprzecznie jest coś na rzeczy. Weźmy na przykład jeszcze nie tak popularną rasę psów w Polsce jak lagotto romagnolo - pies dowodny i aportujący. Jeszcze rok temu za szczeniaka z rodowodem trzeba było zapłacić ok. 4 tys. zł. Teraz?
Cena psa w pandemii wyraźnie wyższa
Obecnie wszystko stanęło na głowie. Cena za szczeniaka to teraz 5-6 tysięcy w porywach nawet do 8
– słyszymy w hodowli „Ustroński zakątek”.
Potwierdzają to też z hodowli tej samej rasy „Dolina owieczek”: obecna cena za szczeniaka to jakieś 7-8 tys. zł.
Może ten wzrost cen dotyczy tylko ras rzadkich, a tych popularnych już nie? No to patrzymy na golden retrievera, który od lat jest bardzo chętnie kupowany przez Polaków. Jeszcze rok temu, zanim wirus z Wuhan w pełni pokazał swoje oblicze, maksymalna cena za szczeniaka z rodowodem to było jakieś 4 tys. zł. Dzisiaj raczej bez wydania co najmniej 6 tys. ta sztuka raczej się nie uda.
Trend widoczny na całym świecie
Nie ma sensu temu aż tak się dziwić. Taka sytuacja wszak jest na całym świecie. W Wielkiej Brytanii organizacja charytatywna Dogs Trust już wcześniej wykazywała, że ceny psów zaledwie w ciągu kilku miesięcy urosły o ok. 89 proc.
Podwyżki w zależności od rasy mogą być mniejsze lub większe. Np. za szczeniaka buldoga francuskiego wcześniej trzeba było zapłacić 2-3 tys. funtów, a obecnie nawet 11 tys. funtów. Z kolei cocker-spaniel angielski to teraz wydatek do 3,5 tys. funtów, mimo że przed pandemią COVID-19 szczeniak tej rasy nie kosztował więcej niż 2,5 tys. funtów.
Okazuje się, że takie podwyżki niczego nie popsuły. Jak wylicza Direct Line's między początkiem marca a początkiem września 2020 r. Brytyjczycy kupili w sumie 5,7 mln zwierząt domowych, z czego 2,2 mln to psy. Średnia cena za psa wyniosła w tym czasie 801 funtów.
Wraz ze wzrostem cen psów, wywołanym wyłącznie tym, że w trakcie pandemii siedzimy częściej niż zwykle w domu, gwałtownie wzrosła też liczba oszustw. Wysoki popyt i idące z nim „pod rękę” wyższe ceny stworzyły lukratywny rynek dla przemytników szczeniąt - najczęściej z terenów Europy Środkowej i Wschodniej.
Z kolei Australijska Komisja ds. Konkurencji i Konsumentów (ACCC) informuje, że między styczniem a październikiem 2020 r. otrzymała ponad 1600 raportów na temat oszust przy sprzedaży szczeniąt na łączną kwotę 1,6 mln dol. australijskich strat. Dom tego dochodzi jeszcze lawinowy wzrost kradzieży psów.
Straty z powodu oszustw szczeniaków są ponad cztery razy wyższe niż te, których doświadczono w całym 2019 r.
– uważa ACCC.
Szczeniak fajny, ale nie na długo
Zawyżane sztucznie przez hodowców ceny psów to tylko jedna strona medalu. Jest też druga, jeszcze mniej przyjemna. Chodzi o to, że ludzie na całym świecie gremialnie rzucili się do kupowania psów, jak tylko okazało się, że mają zbyt dużo wolnego czasu w domu i nie do końca najczęściej wiedzą, co z nim zrobić.
Cztery łapy psa i spacery ze smyczą w ręku wydawały się idealną receptą na te pandemiczną chandrę. Zwłaszcza możliwość wyjścia z domu kusiła. Teraz, jak już wszyscy do różnych obostrzeń przywykliśmy, obecność psa nie już takim priorytetem. Widać to już bardzo wyraźnie w brytyjskich schroniskach, które zaczynają pękać w szwach. Z kolei na Pets4Homes coraz więcej ogłoszeń o psach do kupienia, które kilka miesięcy wcześniej ktoś nabył, ale już się zdążył znudzić.
W Polsce to jeszcze nie jest aż tak widoczne. Na razie cały czas decyduje u nas jednak czynnik ekonomiczny. I ze względu na coraz częściej astronomiczne ceny psów, Polacy po prostu częściej odwiedzają schroniska, żeby kogoś stamtąd wziąć, a nie zostawić.
Nie ma cienia wątpliwości, że obecnie zdecydowanie więcej niż jeszcze rok temu ludzi decyduje się na zwierzaka ze schroniska
– słyszymy w Miejskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Katowicach.
Planszówki drogie jak nigdy
Pandemia, pandemią, ale to wcale nie znaczy, że najstarsze prawa ekonomii mogą czuć się zagrożone. Wręcz przeciwnie - w czasie lockdownu kwitną jak chyba nigdy przedtem. Bo skoro miesiącami siedzimy w domu, to trzeba płacić więcej za wszystko, co nam się przy tej okazji może przydać. Np. za grę planszową.
Relacje między popytem a podażą już są opisane na tak wielu kartkach, że chyba nikomu nie trzeba ich tłumaczyć. Prawa ekonomii wydają się nie wzruszać upływem czasu i niezmiennie decydują, że wraz ze wzrostem cen rośnie ilość oferowanych dóbr. Teraz okazuje się, że jednak pandemia koronawirusa naruszyła nieco ten status quo. Bo coraz częściej bywa, że w trakcie zagrożenia epidemiologicznego płacimy więcej tylko z tego powodu, że jakichś dóbr bardziej niż zwykle potrzebujemy.
Dobrym przykładem tego prawidła są chociażby gry planszowe. Jeden z ich bardziej rozpoznawalnych producentów firma Revensburger zakończył 2020 r. ze sprzedażą o ok. 32 proc. lepszą niż rok wcześniej. W sumie planszówkowy gigant sprzedał w tym czasie 25 mln gier. Taka zwiększona zauważalnie ich popularność musiała mieć wpływ też na cenę. Dobrym przykładem tego mechanizmu jest popularna seria gier „Magia i Miecz”. Jeszcze rok temu, przed pandemią, dodatki do głównej gry (np. Miasto, czy Góry) kosztowały w granicach 135-140 zł. Skoro epidemia zamknęła nas w domach, to będziemy częściej grać - trzeba więc ceny podnieść. Dzisiaj zakup takiego dodatku do „Magi i Miecz” to wydatek nawet 300 zł.