„Wielkie promocje”, czyli tzw. Black Friday dopiero 25 listopada, ale sprzedawcy już szaleją, kusząc was promocjami. Często udawanymi, a wy jesteście nabijani w butelkę. W tym roku po raz pierwszy konsumentów miała ochronić unijna dyrektywa Omnibus, ale Polska długo dłubała w nosie i nie zdążyła jej wdrożyć, choć miała czas do maja. Szykujcie się więc na ściemy, że cena została obniżona o 50 proc., choć tak naprawdę wcale niższa nie jest.
Miało być w końcu tak pięknie. Koniec ze sztucznym zawyżaniem cen tuż przed wprowadzeniem promocji tylko po to, żeby móc na metce napisać „-50 proc.”. Koniec z fałszywymi opiniami na temat sklepów czy produktów w internecie, które od lat są prawdziwą plagą. Wiele z nich łatwo poznać, że pisane są na zlecenie, bo brzmią niemal identycznie, albo sztucznym językiem, jakiego naturalnie nikt normalny nie używa. Ale część stara się bardziej. Chcesz kupić coś sprawdzonego, a i tak dajesz się nabrać na chłam, który zachwalała banda sprzedażowych trolli.
Sprzedawcy mówią, że promocja, ale tak naprawdę podnoszą ceny
Ustrzec nas przed tym miała unijna dyrektywa Omnibus, którą wdrożyć miały wszystko karej członkowskie. I nic dziwnego, że takie przepisy przygotowywane są na poziomie unijnym. To nie teoria spiskowa, że konsumenci są robieni w jajo na każdym kroku. Zobaczcie, co działo się w ubiegłym roku podczas tzw. Black Friday.
Advox Studio przygotowało kilka miesięcy temu szczegółową analizę, z której wynika, że choć plakaty reklamowe krzyczą, że sklep obniża ceny o 20-30-50 proc., to tak naprawdę średnia skala obniżek wyniosła zaledwie 3,6 proc.
To żaden interes. Częściowo dlatego, że Black Friday w Polsce to nie to samo, co np. w USA i promocje wcale nie są takie wielkie jak za oceanem. Ale również dlatego, że sprzedawcy po prostu nas oszukują. Ze wspomnianego raportu wynika, że ok. 10-15 proc. sprzedawców na tydzień przed Black Friday podniosło ceny swoich produktów tylko po to, żeby z okazji tego święta je znowu obniżyć i móc krzyczeć, jaka to wielka okazja.
Ha! Ale jest jeszcze przecież potem Cyber Monday! Kolejna okazja do niższych cen, tymczasem raport pokazuje, że z tej właśnie okazji co dziesiąty sklep internetowy wręcz podniósł ceny.
Polska dłubie w nosie już 1,5 roku
Temu właśnie kres chciała położyć Unia Europejska. Dyrektywa Omnibus nakazuje bowiem, że sklep, który obniża cenę, musi na metce pokazać nie tylko tę nową, ale też informację, jaka była najniższa cena tego produktu w ciągu ostatnich 30 dni przed promocją. To zresztą dotyczy nie tylko produktów, ale i usług, nie tylko sklepów stacjonarnych, ale internetowych.
No i jeszcze te upierdliwe fałszywe opinie o produktach pisane na zlecenie. Jak z nimi walczyć? To rolą sklepu ma być weryfikowanie, czy są prawdziwe i pochodzą od konsumentów, którzy rzeczywiście używali danego przedmiotu. Jak to robić? Przecież za tymi fałszywymi często stoi właśnie sam sprzedawca. No i właśnie on, zgodnie z życzeniem UE ma udowodnić, że te opinie jednak jakoś sprawdza i wytłumaczyć się, jak to robi.
No i wszystko pięknie, tylko że to naciągactwo wcale nie się nie skończy podczas tegorocznych jesiennych promocji. Miało się skończyć, ale polski rząd nie dowiózł.
Polska miała teoretycznie czas do 28 maja na wdrożenie unijnej dyrektywy Omnibus, ale tego nie zrobiła. I niby to nie oznacza, że unijne przepisy nie dotyczą polskich sprzedawców, tylko że skoro nie ma przepisów szczegółowych, wdrażających na przykład kary za załamanie dyrektywy, to kto by się tym przejmował?
A kary miały być duże. Za pierwszym razem 20 tys. zł, jak wykroczenia się powtórzą w ciągu 12 miesięcy - wtedy już 40 tys. zł. A może być jeszcze gorzej, bo jak ściema dotycząca obniżki cen zostanie uznana za nieuczciwą praktykę rynkową naruszającą zbiorowe interesy konsumentów, wtedy sprzedawca może zapłacić karę nawet w wysokości 10 proc. swojego rocznego obrotu.
Idzie bieda i sępienie nawet na darmowe dostawie
Skąd to wiadomo, skoro nie ma polskich przepisów wykonawczych? Stąd, że Polska nad nimi pracuje i to już od lipca 2021 r., ale jakoś ciągle nie udało się procesu legislacyjnego zakończyć.
No więc nie dość, że w tym roku czekają was te same przekręty co dotąd, to jeszcze kryzys przyciska sprzedawców, którzy wcale nie są tak chętni do obniżek, jak się spodziewacie.
Z badania operatora płatniczego Tpay wynika, że połowa sprzedawców planuje w tym roku z okazji Black Friday obniżyć ceny najwyżej o 30 proc. Co piąty szykuje rabaty zaledwie o 10 proc. lub mniej, a co dziesiąty sprzedawca chce obniżać ceny nawet do 70 proc.
Ale jednocześnie połowa sprzedawców to na święto zakupowe wcale nie zamierza zaoferować darmowej dostawy, 17 proc. chce wpuścić mniej reklam, i tyle samo planuje krótsze promocje niż dotąd. A i tak połowa pytanych firm liczy na wzrost i liczby i wartości zamówień.