Biedronka i hojność? Dobre sobie. Nie znam drugiej równie skąpej dużej sieci spożywczej w Polsce. Dlatego, gdy przeczytałem o buncie na pokładzie Jeronimo Martins, moja pierwsza myśl to: oj, ryzykownie sobie pogrywacie.
Obecny układ wynagrodzeń w Biedronce mocno premiuje duże miasta. Sieć podzieliła kraj na trzy strefy. Najmniej zarabiają pracownicy z prowincji. Przed nimi są kasjerzy z metropolii, a na samym szczycie piramidy znajduje się Warszawa. Wiadomo, życie w największym mieście w kraju jest droższe, same sklepy też generują pewnie wyższe obroty. Tak sobie to przynajmniej tłumaczę, patrząc na wysokość pensji kasjerów ustalanych przez Jeronimo Martins.
Pracownicy podchodzą jednak do tematu inaczej. Nie mogą zrozumieć, dlaczego pracownik sklepu zatrudniony na prowincji ma otrzymywać kilkaset miesięcznie złotych mniej od kolegi z Warszawy. Wszak wykonuje dokładnie tę samą pracę w tym samym wymiarze czasowym. I mają rację. Trudno nie odnieść wrażenia, że Jeronimo Martins wykorzystuje gorszą sytuację materialną i zawodową ludzi z małych miejscowości, by nieco oszczędzić na funduszu płac.
Kasjerzy spoza Warszawy protestują
No i w końcu się wkurzyli. I to nie na żarty. Money.pl pisze, że kasjerzy piszą do Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom i związku zawodowego NSZZ Solidarność z pytaniami, czy taka praktyka jest zgodna z prawem. Nie jest – przypomina od razu serwis – przytaczając wyrok Trybunału Sprawiedliwości, który zakazuje różnicowania płac w tej same firmie na podstawie miejsca pracy zatrudnionych. A w Biedronce, według słów szefa Solidarności Piotra Adamczaka, rozpiętość pensji sięga 300-400 zł.
Ten sam problem występuje w przypadku premii. Za 100-proc. frekwencje w Warszawie dostaje się 550 zł miesięcznie. W innych dużych miasta - 500 zł. Poza nimi już tylko 450 zł.
Adamczak twierdzi, że obroty na prowincji wcale nie muszą być mniejsze. Zdarza się, dowodzi, że przewijają się przez nie większe pieniądze niż w Krakowie czy Warszawie.
Logicznie rzecz biorąc, cały apel ma sens. Tyle że idea to jedno, a proza życia drugie. Biedronka nie słynie ze szczególnie hojnej ręki. Gdyby nie dramatyczny niedobór kasjerów na rynku pewnie z chęcią wypłacałaby minimalną krajową. Nie ona jedna dzieli pracowników wedle geografii. Ale punkt wyjścia u głównych konkurentów jest zdecydowanie wyższy.
Ile zarabia się w sieciach handlowych?
Nie wierzycie? To spójrzcie na gołe wynagrodzenia w czołowych sieciach spożywczych w kraju. W Lidlu kasjerzy dostają od 3,5 tys. do 4,3 tys. zł brutto. W należącym do tego samego koncernu Kauflandzie zarabiają do 4100 zł.
Ba, podobnie do Biedronki płaci nawet Netto, które odziedziczyło przyzwyczajonych do mizernych wypłat pracowników z Tesco. U Duńczyków wyciąga się dzisiaj (bez premii) między 2,3 tys. a 2,8 tys. zł brutto, a po uwzględnieniu dodatków frekwencyjnych – od 3250 zł do 3600 zł.
A w Jeronimo Martins? Początkujący kasjerzy dostają od 3250 zł do 3600 zł brutto miesięcznie. Już z premią za codzienne stawianie się w robocie, bo wystarczy jedno niefrasobliwe L4, by ta kwota zmniejszyła się o kilka stówek.
Ale to jeszcze nie wszystko. Po tym, jak zakaz handlu w niedziele stał się fikcją Lidl i Kaufland postanowiły dać pracownikom w ramach rekompensaty podwyżki.
Lidl, jak czytamy, w kwocie stanowiącej równowartość 30 proc. stawki godzinowej wynikającej z minimalnego wynagrodzenia za pracę, określonego w ustawie. Za niedziele niehandlowe. Kaufland mówi tymczasem o wszystkich niedzielach i 3 mln zł funduszu na podwyżki dla kasjerów i personelu magazynów.
Biedronka z kasy nie wyskoczy
A Biedra? Po skargach pracowników odpisała, że obowiązujące przepisy prawa nie nakazują jej uzgadniania otwarcia sklepów w niedziele niehandlowe z zakładową organizacją związkową. I tyle w temacie niepracowania. O gratyfikacjach finansowych Jeronimo Martins nawet się nie zająknęło.
Moim zdaniem konflikt o wynagrodzenia skończy się błyskawicznie. Na jeden z dwóch sposobów. Biedronka spacyfikuje związkowców i wszystko zostanie po staremu albo związkowcy przycisną Biedrę, a ta w odwecie przytnie wypłaty Warszawie. Prędzej uwierzę w to drugie niż nagłą hojność zarządu JM. Poza tym kasy automatyczne za darmo się nie postawią.