Prezes huty ArcelorMittal zapowiedział, że po wakacjach wstrzymuje pracę wielkiego pieca i stalowni. Jednym z powodów są bardzo wysokie ceny prądu. Dla Krakowa ta decyzja to duży cios – oznacza kilkadziesiąt mln zł straconego podatku i przeszło 1000 osób na bruku.
Kilka dni temu Geert Verbeeck, prezes ArcelorMittal Poland ogłosił, że czasowo wstrzymuje prace w hucie od września tego roku. Choć mowa tylko o zawieszeniu, wszyscy szykują się na najgorsze. Bardzo prawdopodobne, że piec nie zostanie już uruchomiony, a 1200 pracowników wyląduje na stałe na bezrobociu (choć to nie jest przesądzone, bo koncern szuka dla nich miejsca w innych oddziałach). Wygaszenie to bardzo radykalny krok, ponowne uruchomienie pieca wiąże się z bardzo dużymi kosztami finansowymi.
Zamknięcie huty byłoby też ciosem dla Krakowa. Miasto zarabia na hucie w formie podatków ok. 60 mln zł rocznie.
Wygląda na to, że ArcelorMittal stanie się w ten sposób jedną z pierwszych ofiar polityki energetycznej rządu.
Na decyzję największego producenta stali na świecie, poza spadkiem popytu na stal i jej wzmożonym importem spoza UE, duży wpływ miały coraz wyższe ceny energii elektrycznej. Koncern zwracał uwagę na to, że są one o niemal połowę wyższe niż w sąsiednich Niemczech. A, że spółka prowadzi bardzo energochłonną działalność, to mocno odbija się to na ogólnych kosztach produkcji.
Wspomniane wcześniej Niemcy mogłyby być zresztą dla Polski pewnym wzorem. Nasz zachodni sąsiad wprowadził program wsparcia dla przemysłu energochłonnego w postaci ulg i rekompensat łagodzących koszty związane z rosnącymi cenami uprawnień do emisji CO2. Unia Europejska dopuszcza taką formę pomocy, bo nie chce, by efektem dbałości o środowisko na Starym Kontynencie była ucieczka produkcji do biedniejszych krajów, które nie wymagają redukcji emisji gazów cieplarnianych. W Polsce, mimo licznych apeli, podobnego prawodawstwa wciąż się nie doczekaliśmy.
Przedstawiciele rządu wolą w tym czasie podkreślać, że decyzja ArcelorMittal to efekt działań Unii Europejskiej. W trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego minister Jadwiga Emilewicz zwracała przede wszystkim uwagę na politykę klimatyczną UE i rosnące koszty praw do misji CO2.
Tyle, że te ostatnie rosną i będą rosły, a Polska wciąż deklaruje w tym czasie przywiązanie do węgla. Pieniądze zamiast na budowę elektrowni atomowej, idą na dodatki do programu 500+, a do 2023 r. mamy postawić kolejny… blok węglowy.
To będzie nas w przyszłości drogo kosztować.
Międzynarodowa organizacja petrochemiczna ICIS szacuje, że w latach 2019-2025 ceny prądu w Polsce pójdą w górę o 40 proc. - z 50 euro do 70 euro za MWh.
* Fot: wikipedia.org/ Zygmunt Put Zetpe0202/CC BY-SA 4.0