REKLAMA

Afera frankowa to żart przy tym, co się właśnie kroi. Może być grubo i przed sądem stanie Skarb Państwa

Zaczyna się. Pierwszy pozew o WIBOR został złożony do sądu. Ale kancelarie szykują się już na całą falę rozżalonych kredytobiorców. I mogą iść na całego, jak w aferze Get Back - zaciągnąć do sądu nie tylko bank, ale i Skarb Państwa, w tym wypadku KNF.

Afera frankowa to żart przy tym, co się właśnie kroi. Może być grubo i przed sądem stanie Skarb Państwa
REKLAMA

Kredytobiorcy składają pozwy. Na pierwszy ogień idą najodważniejsi. Albo najbardziej zdeterminowani. Potem nieśmiało podążają ciągle jeszcze nieliczni. Reszta przygląda się i nabiera odwagi. Grupa rośnie powoli, aż zapadają pierwsze wyroki, okazuje się, że można wygrać z systemem, więc fala zaczyna wtedy na serio wzbierać. 

REKLAMA

Tak było z frankowiczami, którzy najpierw nieśmiało zaczęli podważać swoje umowy w sądach, dziś to już masowe zjawisko, w które jeszcze 3-5 lat temu banki nie chciały uwierzyć. I tak może być wkrótce również z kredytobiorcami zadłużonymi w złotym, przy czym frankowicze przetarli im już nieco szlaki, więc ta kula śnieżna może tym razem rosnąć szybciej.

Nikt nie zaglądał WIBOR-owi w zęby, dopóki było tanio

Jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy WIBOR zaczynał dopiero rosnąć, pisałam o tym, że możemy mieć z nim problem natury prawnej i aferę co najmniej podobną do tej z frankowiczami

Był listopad. Stopy procentowe wzrosły wówczas z 0,1 proc. do 1,25 proc., a WIBOR 3M z 0,24 proc. do 1,7 proc. (23 listopada 2021 r.). Ale to było dopiero teoretyzowanie, pokazywanie, że do sposobu wyliczania WIBOR-u można mieć wątpliwości, a jeszcze większe można mieć co do tego, czy oddaje on rzeczywistość rynkową, a więc realny koszt pozyskania kapitału przez banki, bo tym właśnie ów wskaźnik powinien być.

Dziś stopa referencyjna jest na poziomie 2,75 proc, WIBOR 3M na poziomie 3,44 proc, WIBOR 6M - 3,87 proc., a kredytobiorcy są wściekli, bo ich raty rosną i to szybko. Więc zaczynają się przyglądać temu WIBOR-owi dokładniej i wściekają się jeszcze bardziej, bo jak wskazywał niedawno Maciej Bednarek w serwisie subiektywnie o finansach, WIBOR może być zawyżony i to nawet siedmiokrotnie.

No i czara goryczy się przelała. Do Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynął właśnie pierwszy pozew o WIBOR - a dokładniej o unieważnienie umowy o kredyt hipoteczny z oprocentowaniem opartym o WIBOR.

WIBOR jak spready walutowe?

Na jakiej podstawie? Prawnicy z kancelarii Frejowski i Wspólnicy, którzy go przygotowali w imieniu klienta PKO BP, utrzymują, że w umowie kredytowej znajdują się wadliwe klauzule zmiennego oprocentowania, a sposób wyliczania WIBOR-u (i to już po zreformowaniu go, by nie pozostawiał bankom pola do manipulacji) jest niezgodny z unijnym rozporządzeniem BMR, o czym szeroko pisałam w Bizblog.pl pod koniec 2021 r.

Kancelaria prawna podkreśla, że banki-paneliści, którzy podają kwotowania do wyliczenia wskaźnika WIBOR, przez wiele miesięcy podawali tę samą wartość deklarowanej transakcji. Czy to oznacza, że wszystkie banki były w takiej samej sytuacji, mają takie same koszty finansowania i ten koszt pozostawał niezmienny przez długi okres? - pytają retorycznie prawnicy.

Użycie wskaźnika WIBOR przez bank prowadzi do wynaturzenia sposobu obliczania oprocentowania – prowadzi to bowiem do uzyskania przez bank podwójnego źródła zarobku, tj. nie tylko marży, ale również różnicy pomiędzy wysokością WIBOR a kosztem uzyskania pieniądza przez bank, co jest sprzeczne z art. 69 Prawa bankowego, z którego wynika, iż wynagrodzeniem banku z tytułu udzielenia kredytu są odsetki, prowizja oraz określone w umowie opłaty dodatkowe

- piszą autorzy pozwu.

I twierdzą, że to sytuacja analogiczna jak ze spreadami przy kredytach walutowych - banki na nich zarabiały, a to nie powinno być ich źródło zarobku. Tak i dziś według kancelarii banki zarabiają dodatkowo na zawyżonym WIBOR-ze.

Kancelaria Frejowski i Wspólnicy przeciera szlaki, ale już szykuje kolejne pozwy w imieniu klientów trzech banków, którzy zaciągnęli kredyty w 2010, 2014 i 2020 r. - pisze subiektywnieofinansach.pl.

I nie ona jedna zapewne. Na fali problemu frankowego mamy wysyp kancelarii specjalizujących się w kredytach, dla których złotówkowicze mogą stać się nowym, wielkim rynkiem. A złość złotówkowiczów będzie rosła, bo z pewnością to nie koniec podwyżek stóp. Niedawno analitycy Goldman Sachs podnieśli nawet swoje prognozy, szacując, że koniec podwyżek nastąpi w Polsce dopiero, kiedy dobiją do 5 proc. Może być z tego kolejna wielka draka, jak ta kula śnieżna się rozpędzi, bo dzięki frankowiczom konsumenci poczuli moc.

Zapytałam kilka kancelarii prawnych, czy złotówkowicze zaczęli już pukać do ich drzwi.

Kancelaria Mazur i Wspólnicy, która specjalizuje się w kredytach frankowych, na razie jeszcze nie planuje rozszerzenia oferty o obsługę kredytobiorców złotowych, takich spraw jest jeszcze zbyt mało, a podważanie umów kredytowych opartych o WIBOR wymaga przygotowania przez prawników zupełnie innej strategii. Nie wyklucza jednak tego w przyszłości, kiedy ten rynek się rozrośnie, a kredytobiorcy złotowi też masowo ruszą do sądów podobnie jak frankowicze.

Iwona Rzucidło Kancelaria Radcy Prawnego dokładnie przeciwnie - już w tej sprawie działa.

Mamy coraz więcej zapytań od kredytobiorców zadłużonych w złotym w związku z rosnącym WIBOR-em. Pracujemy już też nad konkretnym pozwem, a to dopiero początek i przecieranie szlaków, gdyż fala pozwów dopiero będzie powoli narastać

- mówi mec. Iwona Rzucidło.

Jaką strategie mogą przyjąć prawnicy w sprawach o kredyty złotowe?

Nie chcę mówić zbyt dużo, by nie ujawniać know-how mojej kancelarii, ale myślę, że sytuacja może być nieco podobna do tej w tzw. aferze Get Back, to znaczy oprócz banku udzielającego kredytu w oparciu o WIBOR (i kwestionowania posługiwania się tym wskaźnikiem) mogą w pozwie jako pozwani pojawić się również inne podmioty odpowiedzialne, jak Skarb Państwa w postaci np. Komisji Nadzoru Finansowego. Nie można wykluczyć, że nadzór nie podjął odpowiednio skutecznych działań w związku ze szczególną sytuacją oferowania kredytów złotówkowych przez banki w czasie pandemii

- mówi mec. Iwona Rzucidło.

KNF ma schizofrenię?

Mamy tu przecież kuriozalną sytuację, nawiązującą zresztą do kredytów frankowych. KNF nakłaniała frankowiczów do zawierania ugód z bankami na warunkach oprocentowania w wysokości sumy stawki WIBOR i marży banku (i tym samym przejścia na kredyt w PLN), następnie z kolei przestrzegała złotówkowiczów przed tym samym WIBOR-em, ostrzegając, że wzrośnie. KNF jednocześnie więc zachęca i zniechęca do WIBOR-u, który stale rośnie

- mówi mec. Rzucidło.

No i jest jeszcze jeden wątek.

Komisja Nadzoru Finansowego wydała bankom rekomendację, by informowały klientów o możliwości zadłużania się w oparciu o stałą stopę procentową zamiast o zmienną (zależną od WIBOR) i zachęcały do tego. Tymczasem mam wiele sygnałów od klientów, że jeden z większych banków, i to mimo wielokrotnych zabiegów kredytobiorców, nie chce zgodzić się na aneksowanie umowy i zmianę oprocentowania zmiennego na stałe

- wyjaśnia radca prawny.

A więc jest kolejny hak na bankowców.

Mec. Wojciech Bochenek z kancelarii Bochenek i Wspólnicy również przyznaje, że zaczyna się już jakiś ruch i pojawiło się zainteresowanie usługami prawnymi ze strony tzw. złotówkowiczów, choć to jeszcze nie jest zupełnie ta skala, co w przypadku frankowiczów.

Na razie analizujemy umowy kredytowe zawarte w złotym, bo to nie jest tylko kwestia podważania samego wskaźnika WIBOR

- mówi mec. Bochenek.

Zaznacza, że jest część umów kredytowych w złotych zawartych w tym samym czasie, co kredyty frankowe, czyli w latach 2004-2007/2008, w których funkcjonują bardzo podobne zapisy, pozwalające na arbitralne kształtowanie oprocentowania jak w kredytach frankowych - decyzją zarządu banku.

Oczywiście zarząd banku mógł podjąć decyzję o zmianie wysokości oprocentowania w każdym czasie na podstawie wskaźników wymienionych w umowie, które były niejednolite i niejednoznaczne. Dodatkowo treść postanowień umownych, nie określała o ile może wzrosnąć oprocentowanie i w jakim interwale czasowym. Tak skonstruowane postanowienia umowne określające klauzulę zmiennego oprocentowania były poddane ocenie SOKiK, które okazały się nieuczciwe. W niektórych sprawach zakwestionowanie klauzuli zmiennego oprocentowania ustalanego jednostronną decyzją zarządu banku doprowadziła do stwierdzenia nieważności umowy kredytowej. Taki scenariusz znany jest ze spraw frankowych. Sądzimy, że w części umów złotowych te zapisy mogą nadal funkcjonować.

- wyjaśnia mec. Bochenek.
REKLAMA

Nawet jeżeli w międzyczasie został podpisany aneks do umowy, które zmieniały sposób ustalania oprocentowania, to jeżeli w treści takiego aneksu nie znalazły się informacje o wadliwości tej klauzuli, skutkach jej bezskuteczności i świadomości klienta, że zawierając aneks doprowadza do uzdrowienia wadliwej umowy, wówczas konsumenci mogą nadal dochodzić na drodze sądowej stwierdzenia nieważności umowy kredytowej w całości lub usunięcia z jej treści klauzuli zmiennego oprocentowania i pozostawiania oprocentowania opartego o stałą marżę banku z dnia zawarcia umowy

- dodaje.

Bankowcy chyba już nigdy nie będą mieli łatwego życia.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA