Z deficytem czy bez ten budżet przejdzie do historii. I obyśmy tego nie pożałowali
Możliwe, że zrównoważony budżet od początku był wielką przedwyborczą ściemą. Jakoś nie chce mi się wierzyć że szef rządu nie zdawał sobie sprawy z tego, że pozostającą poza nawiasem trzynastkę dla emerytów uda się upchnąć w wydatkach bez wjechania na minus.
„Dziennik Gazeta Prawna” napisał dzisiaj „zrównoważony budżet to już historia” i zestawił obietnicę wypłacenia trzynastki emerytom, której koszt oszacowano na 10 mld zł, z zapowiedzią Jarosława Gowina, że posłowie z jego ugrupowania nie poprą likwidacji limitu składek ZUS, który miał przynieść kasie państwa wpływy na poziomie 5 mld zł. w Sumie minus 15 mld.
Dodatkowa emerytura nie została ujęta w budżecie na przyszły rok, ponieważ była to obietnica wyborcza, której spełnienie rządzący uzależnili od tego, czy wygrają wybory.
Trzynastka dla emerytów i fajny PR
Ten „trick” pozwolił PiS pochwalić się na kilka tygodni przed wyborami pierwszym w historii III RP budżetem bez deficytu i jednocześnie obiecać emerytom nagrodę w postaci trzynastki za głosowanie partię Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby rząd ujął dodatkową wypłatę dla emerytów przed wyborami, to by nie mógł się pochwalić zrównoważonym budżetem.
Polacy zagłosowali i teraz trzeba wyczarować pieniądze. A najłatwiej można to zrobić, realizując budżet z 10-mld deficytem.
Oczywiście zgodnie z logiką Jarosława Kaczyńskiego można by tak jak wcześniej próbować sięgnąć do kieszeni przedsiębiorców, ale tym razem nie będzie to już takie proste. Jeśli PiS był tak pewny swego i spodziewał się, że wybory nic w parlamentarnym układzie nie zmienią, to się przeliczył, bo Polska Razem Zjednoczona Prawica, ugrupowanie Jarosława Gowina, tak urosło w siłę, że jego lider zaczął stawiać warunki.
– Nie zagłosujemy za likwidacją limitu 30-krotności składek ZUS i myślę, że ten temat zostanie zdjęty z agendy – powiedział Jarosław Gowin w programie „Tłit” Wirtualnej Polski. W poniedziałek powtórzył to samo w Radiu Zet.
Jakby tego było mało, Dzisiaj głos w sprawie likwidacji 30-krotności składek ZUS zabrał rzecznik prezydenta Błażej Spychalski.
Prezydent znów zablokuje likwidację limitu ZUS?
Zgodnie z Konstytucją RP prezydent nie ma prawa zawetować ustawy budżetowej, ale może skierować wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, by ten zbadał, czy jej zgodność z ustawą zasadniczą. Już zresztą to zrobił w 2017 r.
Rząd próbował się już dobrać do tych pieniędzy. Dwa lata temu rząd Beaty Szydło też chciał znieść limit składek ZUS. Nowelizacja miała wejść w życie 1 stycznia 2018 r., ale Senat wprowadził poprawkę przesuwającą wejście w życie do 2019 r. Sejm ją przyjął pod koniec 2017 r. Ustawa trafiła na biurko prezydenta, który odesłał ją z kolei do Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał Konstytucyjny uznał wówczas, że ustawa jest niezgodna z Konstytucją RP (zaważyły kwestie formalne).
Zaplanowane przez rząd zmiany dotyczą składek ZUS od pensji najlepiej zarabiających. W tej chwili są one pobierane tylko do osiągnięcia 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia (143 tys. zł w 2019 r.). Potem na konto 350 tys. Polaków wpływa więcej pieniędzy, bo pensja z pensji nie są potrącane składki na ubezpieczenie społeczne i rentowe.
I jeszcze ta likwidacja OFE
"Dziennik Gazeta Prawna" pisze, że rząd nie planował równoważyć budżetu. Dopiero w czasie prac nad projektem budżetu okazało się, że jest to możliwe za sprawą likwidacji otwartych funduszy emerytalnych.
Zgromadzone tam pieniądze trafią na indywidualne konta emerytalne albo do ZUS. W pierwszym przypadku trzeba uiścić 15-proc. opłatę przekształceniową. Rząd szacował, że Fundusz Ubezpieczeń Społecznych dostanie z tego tytułu 19,3 mld zł, ale wypłatę do budżetu rozłoży na dwie równe transze w latach 2020–2021. Potem okazało się, że wypłaty nie będą równe i w przyszłym roku wpłynie 13,5 mld zł.
Budżetu to nie uratuje, ale rządzący dostaną od nas więcej kasy na swoje wyrafinowane zabawy. Dobrze, żeby nie zapomnieli, że idzie spowolnienie i do kasy państwa może trafić jeszcze mniej pieniędzy.