Kasę z podatków zgarnie rząd, a jak chcesz nowy park albo szkołę, to wyłóż z własnej kieszeni
Brzmi absurdalnie, ale Warszawa właśnie wkracza na tę drogę. Miasto ogłosiło, że firmy mogą dorzucać się do miejskiego funduszu, by finansować nowe nasadzenia drzew.
Warszawa nowym pomysłem się chwali, nie wstydzi. To podobno bardzo światowe, według władz stolicy robią tak w Londynie czy Nowym Jorku - firmy wspierają finansowo inicjatywy miejskie, same dzięki temu mogą się pochwalić, że są takie odpowiedzialne i wspierają zrównoważony rozwój.
Stołeczny ratusz zaczyna od nasadzania drzew i proponuje przedsiębiorcom wpłacanie środków na specjalny Zielony Fundusz, z którego finansowane będą nasadzenia. Według ratusza, przedsiębiorcy sami chcą włączyć się w zieloną transformację stolicy i już wcześniej dopytywali o taką możliwość.
Otrzymujemy wiele sygnałów od przedsiębiorców - i bardzo dużych i mniejszych, lokalnych - którzy pytają, jak wesprzeć rozwój zieleni w Warszawie
– twierdzi prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Mechanizm ma działać nie jak wspólny worek z pieniędzmi, ale firmy wpłacające pieniądze będą miały wpływ na to, czy zostaną one przeznaczone na lasy miejskie, parki czy drzewa przy ulicy.
Celem Funduszu jest także zaangażowanie przedsiębiorstw w rozwój miasta, budowanie poczucia wspólnoty i wspólnej odpowiedzialności za miejską przestrzeń. Im będzie ona bardziej zielona, tym bardziej atrakcyjna i korzystna dla zdrowia
– wyjaśnia Justyna Glusman, dyrektorka koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju.
I to wszystko bardzo ładnie brzmi, może to nawet niezły pomysł. Ale martwi mnie co innego.
Prezydent stolicy Rafał Trzaskowski podkreśla, że oprócz tego, że pomysł jest superinnowacyjny, to wynika z tego, że samorządom brakuje pieniędzy, a sytuację może pogorszyć jeszcze zapowiedź wdrożenia Polskiego Ładu.
Fundusze samorządów są w bardzo złym stanie i nic nie zapowiada poprawy tej sytuacji. Według propozycji zmian podatkowych rządu samorządy mogą stracić miliardy złotych
– twierdzi Trzaskowski.
A Związek Miast Polskich pokazuje, o jakiej skali mówimy, o czym niedawno pisał szczegółowo Adam Sieńko. Przypomnę tylko krótko: po wprowadzeniu Polskiego Ładu ubytek we wpływach samorządów z podatku PIT sięgnie nawet 10-11 mld zł. Średniej wielkości miasta stracą dziesiątki milionów złotych rocznie, Poznań szacuje straty na 400 mln do 500 mln zł, Warszawa na 1 mld zł - to 5 proc. rocznego budżetu stolicy.
Gdzieś te pieniądze trzeba będzie zaoszczędzić, a Trzaskowski już zdążył wyjaśnić gdzie: w dopłatach do lekcji dodatkowych w szkołach, darmowych żłobkach czy wsparciu organizacji pozarządowych.
I taki oto będzie skutek reformy podatkowej, że najbiedniejsi zyskają, ale budżet centralny też za dużo nie straci - stracą za to samorządy, czyli znów ci najbiedniejsi, którzy nie będą mogli korzystać np. z tych darmowych żłobków. Jak zauważa dosadnie Adam, „Nowy Ład zabierze kasę szarakom, a ci jeszcze będą się cieszyć”, bo się nie zorientują.
Rząd wypłaci samorządom wyrównanie?
I niby rząd obiecuje, że samorządom te ubytki jakoś zrekompensuje, ale ciągle nie wiadomo w jaki sposób i w te obietnice trudno uwierzyć, szczególnie samorządowcom nieprzychylnym władzy.
I skończy się na tym, że za chwilę nie tylko firmy będą się zrzucać na miejską zieleń, ale zwykli mieszkańcy będą robić zbiórki na finansowanie ważnych organizacji pozarządowych, dla których zabraknie pieniędzy, a krok dalej jest już tylko zrzutka na chodnik na osiedlu, bo jak chcesz mieć, to musisz sobie sam za to zapłacić, mimo, że niby płacisz właśnie na to podatki.