Też łyknęliście narrację, że rząd zatroszczył się o najbiedniejszych Polaków i obsypie ich teraz złotem? Rząd zastosował stary numer i znów finalnie zostawi tę grupę na lodzie. I to tak, że poszkodowani nawet się nie zorientują!
Podwyższenie kwoty wolnej do 30 tys. zł, rozszerzenie 500+ do nawet 2500+, zwiększenie drugiego progu podatkowego do 120 tys. zł i gwarancje bankowe przy zakupie mieszkań to główne fajerwerki, które politycy Zjednoczonej Prawicy odpalili w ostatnią sobotę.
Nowy Ład miał w założeniu pomagać biedniejszej części społeczeństwa. Rząd szacuje, że osoby zarabiające 3000 zł brutto zyskają 153 zł na rękę miesięcznie. Ci, którzy dostają 3,5 tys. brutto – 147 zł.
W skali całego roku daje to 1,7-1,8 tys. zł. To niemal jak trzynasta pensja. Oprócz tego premier Morawiecki zapowiedział też podwyższenie składki zdrowotnej, co uderzy po kieszeni klasę średnią, szczególnie dobrze sytuowanych przedsiębiorców. Nic dziwnego, że program znalazł poparcie nawet w szeregach opozycji, która na hasło „wyższe podatki” zareagowała jak pies Pawłowa.
Co kryje Nowy Ład?
Intuicyjnie można przecież zakładać, że wzrost dochodów państwa przełoży się na poprawę jakości usług publicznych. Składka zdrowotna jako ogólnonarodowa zrzutka na konającą służbę zdrowia? Brzmi jak plan. Ale rząd PiS-u nie byłby sobą, gdyby odsłonił przed nami wszystkie karty.
Premier Morawiecki po raz kolejny zastosował swój stary manewr. O co chodzi? Budżet państwa na obniżaniu podatku dochodowego traci relatywnie niewiele. W 2019 r. łączne wpływy z PIT to 65 mld zł. Zdecydowanie mniej niż w przypadku VAT (180 mld zł) oraz akcyzy (72 mld zł). Tych dwóch ostatnich danin rząd nie rusza, a jeżeli już, to raczej po to, by podnieść ich stawki.
Z PIT jest inaczej. Rząd dzieli się nim z samorządami. Na konta gmin wpada mniej więcej co trzecia złotówka. Dzięki temu systemowi Warszawa w 2019 r. zarobiła 6,1 mld zł przy wydatkach sięgających 19 mld. To ponad jedna czwarta miejskiego budżetu.
Właśnie dlatego ilekroć PiS zaczyna gmerać przy podatkach, prezydenci miast wpadają w popłoch. Gminy były zmuszone ciąć wydatki już przy okazji zmniejszenia stawki podstawowej PIT z 18 proc. do 17 proc. i zwolnienia z dochodowego podatników do 26. roku życia. Samorządy rozłożyły bezradnie ręce – część inwestycji trzeba było przyciąć.
Teraz czeka nas powtórka z rozrywki. Tym razem uderzenie będzie jednak dużo bardziej bolesne. To już nie tylko kwestia remontu dróg, przebudowywania skrzyżowań, czy rewitalizacji skwerów.
Warszawa straci miliard zł
Związek Miast Polskich ostrzega, że po wprowadzeniu Nowego Ładu ubytek we wpływach samorządów z z podatku PIT sięgnie nawet 10-11 mld zł. Średniej wielkości miasta stracą dziesiątki milionów złotych rocznie. A duże? Duże stracą dużo więcej.
Mariusz Wiśniewski, zastępca prezydenta Poznania szacuje straty na 400 mln do 500 mln zł rocznie.
Sama idea kwoty wolnej od podatku jest słuszna, ale jeśli samorządy nie uzyskają rekompensaty, to oznaczać będzie radykalne ograniczenie wszystkich naszych wydatków społecznych i inwestycyjnych
– podsumował na Twitterze
Rafał Trzaskowski twierdzi, że Warszawie ubędzie nawet miliard złotych. To około 5 proc. rocznego budżetu stolicy Polski. Skutki?
Będziemy musieli likwidować wszystkie te programy, które staramy się organizować dla warszawianek i warszawiaków: dopłaty do lekcji dodatkowych w szkołach, darmowych żłobków czy np. wsparcia organizacji pozarządowych
– tłumaczył Trzaskowski na antenie TVN24
A takich programów pomocowych trochę w stoicy się nazbierało. Z pomocy materialnej dla uczniów, stypendiów i zasiłków szkolnych polska klasa średnia raczej nie korzysta. Tak samo jak średnio ruszy ją pewnie likwidacja darmowych przejazdów komunikacją miejską dla uczniów i seniorów po 70 roku życia, bonu żłobkowego czy „Wyprawki dla Warszawskiego malucha”.
Wstrzymanie tych środków uderzy przede wszystkim w najuboższych warszawiaków. Taki sam scenariusz czeka nas w innych miastach, miasteczkach i gminach wiejskich. Gdzieś trzeba będzie sobie w końcu odbić utracone dochody.
Pytanie tylko, ile osób zorientuje się, że wyższe wydatki na życie, nakręcone w dodatku rosnącą inflacją, to wina Nowego Ładu? Obstawiam, że zdecydowana mniejszość. Reszta zachłyśnie się przy wypełnianiu deklaracji podatkowej, a potem zacznie złorzeczyć na złodziei z ratusza.