Skażenie Odry to dopiero przygrywka. Eksplozja toksyn i koniec wakacji nad Bałtykiem – oto gwóźdź programu
Katastrofa w Odrze powinna uświadomić rządzącym, że przyroda jest niezwykle delikatną i wrażliwą materią, a wszelkie zaniedbania w tej dziedzinie potrafią potwornie się zemścić. Tymczasem na dnie Bałtyku tyka bomba zegarowa. Zatopione tam składy broni chemicznej wciąż niewiele obchodzą rząd. Zrezygnował nawet z ćwierć miliarda od Unii Europejskiej na specjalistyczny statek do oczyszczania Bałtyku. Bo po co nam taki sprzęt.
Skażenie Odry owiane jest tajemnicą. Wciąż nie wiadomo dokładnie, co było przyczyną zanieczyszczenia wody i jakie będą ostateczne skutki katastrofy. Tymczasem wciąż wisi nad nami widmo tragedii, która przyćmiłaby wszystko co do tej pory oglądaliśmy. Chodzi o broń chemiczną spoczywającą na dnie Bałtyku.
Nasz rząd robi w tej sprawie niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Potwierdziły to badania Najwyższej Izby Kontroli. Ale zaniedbania to jedno. Rząd, który rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy na programy socjalne, skasował nawet projekt budowy specjalistycznego statku do oczyszczania Bałtyku.
Choć od tego momentu minęły dwa lata, to w kontekście skażenia Odry, warto przypomnieć jakie decyzje podejmowali ostatnio politycy w sprawie ochrony środowiska, w tym zwłaszcza wód. Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa anulowała w 2020 r. przetarg na statek ratowniczy „neutralizujący trujące zanieczyszczenia na dnie Bałtyku”, ponieważ „nie leżało to w interesie publicznym”, nieważne, że straciliśmy 238 mln zł unijnego dofinansowania.
Broń chemiczna w Bałtyku to realne zagrożenie
Kontrola NIK w tym samym czasie wykazała, że zarówno administracja morska jak i ochrony środowiska nie rozpoznawały zagrożeń wynikających z zalegania w zatopionych na dnie Bałtyku wrakach ropopochodnego paliwa i broni chemicznej.
Nie oszacowały ryzyka z nimi związanego i skutecznie nie przeciwdziałały rozpoznanym i zlokalizowanym zagrożeniom. Może to doprowadzić do katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę.
Największe zagrożenie stanowią pochodzące z okresu drugiej wojny światowej jednostki Stuttgart i Franken. Z pierwszego już wydobywa się paliwo, drugi, z powodu korozji może się zapaść w każdej chwili i spowodować ogromną katastrofę ekologiczną.
Na dnie Bałtyku zalegają wraki, które mogą wywołać katastrofę ekologiczną
Do tego w rejonie Głębi Gdańskiej może spoczywać na dnie co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących (BŚT), w tym jeden z najbardziej toksycznych: iperyt siarkowy. Od wojny już kilkakrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów.
Wśród najgroźniejszych możliwych źródeł zanieczyszczeń Bałtyku wymienia się rozlewy paliw i substancji ropopochodnych oraz uwalnianie się substancji z broni chemicznej (bojowych środków trujących i produktów z ich rozpadu). Jak się okazało w wyniku międzynarodowych i krajowych projektów badawczych problemy te dotyczą również polskiej strefy Bałtyku.
Na naszych wodach zalegają setki wraków statków, a także broń i amunicja chemiczna – pozostałości głównie po drugiej wojnie światowej i okresie zimnej wojny. Problem wbrew pozorom mimo upływu kolejnych dekad nie jest zanikający, a nabrzmiewa.
Wraz z postępującą korozją wraków, pojemników i beczek z bronią i amunicją chemiczną oraz zwiększającą się eksploatacją Morza Bałtyckiego, wzrastają ryzyka przedostawania się do wód i dna Bałtyku oraz organizmów żywych szkodliwych substancji (ropy i substancji ropopochodnych, bojowych środków trujących i produktów ich rozpadu), w tym ryzyko nagłego, niekontrolowanego wycieku ogromnej ilości substancji niebezpiecznych (m.in. paliw lekkich i ciężkich) wskutek zapadnięcia się skorodowanego wraku okrętu i rozszczelnienia pojemników z paliwem.
W przypadku jednostki Franken przeprowadzone przez Instytut Morski w Gdańsku badania wskazują na możliwość zalegania nawet 6000 ton paliw i produktów ropopochodnych. Skorodowany wrak może pod wpływem własnego ciężaru zapaść się i spowodować nagły wyciek dużej ilości toksycznych substancji.
Tymczasem jak wynika z ustaleń kontroli NIK, odpowiedzialna za zwalczanie zagrożeń i zanieczyszczeń środowiska morskiego spowodowanych rozlewem na powierzchni morza substancji ropopochodnych Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa, byłaby zdolna do zebrania własnymi siłami i środkami około 3000 ton oleju, a przy wykorzystaniu sił i środków innych jednostek – do 3500 ton.
W otoczeniu wraku Stuttgartu stwierdzono plamę o przybliżonej powierzchni zaolejenia 415 tys. mkw. Zasięg skażenia dna cały czas się powiększa. Badania przeprowadzone przez Instytut Morski w Gdańsku w kwietniu 2016 r. potwierdzają stwierdzoną w 2009 r. „(…) lokalną katastrofę ekologiczną. Tam gdzie zalega mazut utworzyła się strefa azoiczna (strefa pozbawiona życia), która wraz z plamą poszerza swój zasięg degradując środowisko naturalne (…)”.
Znalezione na terenie Niemiec duże ilości amunicji chemicznej oraz zapasów bojowych środków trujących wojska alianckie w oparciu o ustalenia Konferencji Poczdamskiej postanowiły zatopić. Na obszarze Morza Bałtyckiego wyznaczono miejsca (były to znajdujące się poza polskimi obszarami morskimi lub na ich granicy m.in. Głębie Gotlandzka i Bornholmska).
Jednak jak wynika z międzynarodowego projektu badawczego CHEMSEA wyznaczone miejsca nie stanowią jedynych, w których zatapiano pojemniki. Potwierdzono bowiem występowanie bojowych środków trujących lub produktów ich rozpadu również w Głębi Gdańskiej i Rynnie Słupskiej – w polskich obszarach morskich.
Stanowisko składowania środków bojowych w Głębi Gdańskiej ma średnicę 0,62 mil morskich. Ponadto chemiczne środki bojowe znajdowano na plażach w Dziwnowie, Kołobrzegu i Darłowie, co sugeruje istnienie większej liczby takich podmorskich składowisk, jak i zatapianie broni chemicznej także podczas transportu do miejsc wyznaczonych.
Najwyższa Izba Kontroli punktuje działania urzędników
Najwyższa Izba Kontroli wskazuje na brak pełnego rozpoznania zagrożeń wynikających z zalegania wraków z paliwem i broni chemicznej na dnie Morza Bałtyckiego.
Administracja morska i administracja ochrony środowiska wzajemnie obarczają się odpowiedzialnością za przeciwdziałanie tym zagrożeniom, nie uznając swoich kompetencji, podczas gdy zdaniem NIK z przepisów jasno wynika podział obowiązków w zakresie rozpoznania zagrożeń. Ponadto w miejscach gdzie takie rozpoznanie już zostało dokonane, ww. administracje nie podejmowały działań prewencyjnych i interwencyjnych.
Zarówno Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej jak i Minister Środowiska (obecnie Minister Klimatu) zostali ocenieni negatywnie przez NIK.
Administracja morska (Minister Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wraz z Dyrektorami Urzędów Morskich: w Gdyni, Słupsku i Szczecinie) mimo upływu nawet 70 lat od zatopienia statków i broni chemicznej nie dokonała inwentaryzacji dna i nie rozpoznała miejsc, ilości, rodzaju i stanu materiałów niebezpiecznych (paliwa i produktów ropopochodnych z wraków oraz bojowych środków trujących i produktów ich rozpadu).
Nie opracowano metodyki i techniki szacowania ryzyka związanego ze skażeniem środowiska morskiego. Nawet w przypadku mogących stanowić największe ryzyko wśród rozpoznanych wraków statków, niemieckich jednostek Franken i Stuttgart, jak i zlokalizowanych w Głębi Gdańskiej miejsc zatopienia broni chemicznej, nie podejmowano skutecznego przeciwdziałania tym zagrożeniom, które doprowadziłoby do ich neutralizacji.
Administracja ochrony środowiska (Minister Środowiska, obecnie Minister Klimatu, wraz z Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska) pomimo posiadania informacji o zagrożeniach ze strony materiałów niebezpiecznych, nie prowadziła monitoringu wód polskich obszarów morskich, w tym osadów i organizmów żywych (m.in. ryb, omułków), pod względem stężeń bojowych środków trujących oraz produktów ich rozpadu, a także - z wyjątkiem benzo(a)pirenu - paliwa i produktów ropopochodnych z wraków statków.
Samorządy podnoszą alarm w sprawie broni chemicznej
Katastrofa na Odrze powinna przypomnieć rządzącym, że problem jest realny. Tym bardziej, że alarmujące sygnały docierają do nich od lat. Odrębnym problemem jest uświadomienie rybaków, czym grozi kontakt ze skorodowanym pojemnikiem lub nieznaną substancją.
Wspólny apel do prezesa Rady Ministrów w sprawie ratowania Bałtyku wystosowali samorządowcy z Pomorza. W odpowiedzi minister infrastruktury poinformował, że powstała Baza Danych Obiektów Podwodnych (BDOP) BHMW w której gromadzone są dane o wrakach. A sam problem wymaga szerokiej międzynarodowej współpracy
Wcześniej w 2018 r. senator Rybicki złożył z kolei interpelację do ówczesnego ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka w sprawie wraku Frankena. Senator pytał o działania, jakie planuje podjąć ministerstwo, aby zlikwidować zagrożenie katastrofą ekologiczną.
W odpowiedzi minister Gróbarczyk wyjaśnił, że w wodzie wokół wraku nie obserwuje się żadnego widocznego wycieku paliwa i brak jednoznacznych dowodów na to, że we wraku zalega paliwo.
Samorząd województwa pomorskiego od wielu lat zwracał uwagę na problem związany z zanieczyszczeniem wód Bałtyku.
Niestety, przykro to mówić, ale od lat, żaden rząd nie podął zdecydowanych działań, aby rozwiązać problem
– zaznacza Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego.
Samorząd województwa wielokrotnie apelował do różnych instytucji zarówno krajowych, jak i zagranicznych o działanie.
Założyliśmy również wnioski do Krajowego Planu Odbudowy, aby przeznaczyć środki finansowe nie tylko na monitoring zagrożeń, ale również na fizyczne prace związane z eliminacją zagrożeń
– dodał Struk.
Broń chemiczna w Bałtyku
Po wkroczeniu wojsk alianckich i radzieckich na teren Niemiec odkryte zostały duże ilości amunicji chemicznej oraz zapasów bojowych środków trujących w pojemnikach. Na mocy konferencji poczdamskiej znalezioną broń chemiczną postanowiono zatopić w Morzu Bałtyckim.
Głównymi miejscami jej zatopienia stały się: południowo-wschodnia część Głębi Gotlandzkiej, wschodnia część Głębi Bornholmskiej oraz cieśniny Mały Bełt i Skagerrak. Nie są to jedyne miejsca, w których zatopiona broń chemiczna może się znajdować (pojemniki były wyrzucane ze statków także na trasach transportu do wyznaczonych stref, a część mogła dryfować na znaczne odległości, w dodatku część dokumentacji dotycząca zatapiania broni chemicznej mogła nie zostać do tej pory ujawniona).
Szacuje się, że zatopionych zostać mogło 6-13 tys. bojowych środków trujących, głównie takich środków jak iperyt siarkowy, arsyny (difenylochloroarsyna, difenylocyjanoarsyna, adamsyt), tabun czy fosgen.
Jednym z zagrożeń stwarzanych przez zatopioną broń chemiczną jest możliwość wyłowienia środków trujących z morza przez załogi kutrów rybackich i skażenie sprzętu oraz ludzi (pierwsze takie przypadki odnotowano już w 1947 roku).