Negocjacje rządu z górnikami idą jak po grudzie. Kością niezgody wciąż są gwarancje zatrudnienia
Na czwartek 11 marca zaplanowano kolejną rundę negocjacji rządu z górniczymi związkami zawodowymi. Niby jest blisko porozumienia, ale cały czas obie strony okopują się na własnych stanowiskach, jeżeli chodzi o ustawowe gwarancje zatrudnienia. Pewne jest za to jedno: polskie górnictwo nie ma już więcej czasu na przeciąganie liny.
Na finał tak naprawdę ciągnącego się od września ubiegłego roku serialu pt. „umowa społeczna rządu z górnikami” najbardziej z zaciśniętymi kciukami czekają pewnie pracownicy Polskiej Grupy Górniczej. Bo to w tej spółce podobno już w kwietniu mogą być kłopoty z wypłatą wynagrodzeń. Jedynym zaś możliwym zastrzykiem gotówki na horyzoncie jest pożyczka z Polskiego Funduszu Rozwoju. Ten jednak swoją pomoc uzależnił od przedstawienia konkretnego planu restrukturyzacji PGG. I w ten sposób zamyka się kółko finansowe, które zaczyna coraz bardziej ściskać.
Jeszcze dwa tygodnie temu Wacław Czerkawski, szef śląskiego OPZZ, przekonywał, że strony są „na etapie, kiedy można myśleć o określeniu realnego horyzontu czasowego”, kiedy będzie można zakończyć rozmowy i podpisać umowę społeczną. Dzisiaj to już nie jest takie pewne. Na czwartek zaplanowano dyskusję nad najnowszą wersją umowy społecznej. Jej podpisanie możliwe jest w następnym tygodniu. O ile rząd spełni ostatni warunek górników, którego spełnić nie chce.
Ustawowe gwarancje zatrudnienia dla górników
Pod koniec września ubiegłego roku rząd podpisał z górnikami porozumienie, z którego wynika, że ostatnia polska kopalnia węgla ma iść pod nóż w 2049 r. Od tego czasu związkowcy pazurami trzymają się i tego harmonogramu i daty końcowej. Z tego powodu na początku tego roku szybko do kosza trafił rządowy projekt umowy społecznej, w której rząd zapomniał wpisać jakiekolwiek daty.
Teraz podobno już nie ma z tym problemu. Największą kością niezgody pozostają za to dwie inne sprawy: system subsydiowania węgla dla energetyki oraz ustawowe gwarancje zatrudnienia dla górników. W pierwszej sprawie Bogusław Hutek, szef „Solidarności” w PGG, przewiduje, że nie stanie się to wcześniej niż w ostatnim kwartale tego roku. Wszystko tak naprawdę zależy od Brukseli. Od jej wszak zgody już w porozumieniu z września 2020 r. uzależniono całą transformację górnictwa i energetyki. Rozmowy mają zacząć się jak najszybciej po podpisaniu umowy społecznej.
Znacznie twardszym orzechem do zgryzienie są ustawowe gwarancje zatrudnienia dla górników. Związkowcy doceniają wynegocjowane już osłony socjalne, ale to ciągle za mało. Nie chcą potem żadnych niespodzianek. Stąd żądania, żeby ich pracę zagwarantowała specjalna ustawa. Tyle że rząd - zwłaszcza w gospodarczej zawierusze, jaką wywołała pandemia - bardzo nie chce w żaden sposób wyróżniać żadnej grupy zawodowej, bo reszta skoczy mu zaraz do gardła. Odpowiedzialny po stronie rządu za transformację górnictwa i za te rozmowy wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń uważa, że takie gwarancje tylko dla górników byłyby niezgodne z Konstytucją RP. Kto ustąpi?
Okrągły stół w sprawie górnictwa?
Przyszła umowa społeczna rządu z górnikami ma jeszcze jeden kłopot. Rośnie presja, by do stołu zasiedli nie tylko górnicy, ale także organizacje pozarządowe i przede wszystkim samorządowcy. Apel do premiera Mateusza Morawieckiego w tej sprawie wystosowali już samorządowcy zrzeszeni w Śląskim Związku Gmin i Powiatów oraz Stowarzyszeniu Gmin Górniczych w Polsce. Podpisali się pod nim też reprezentanci Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Chcemy wysłuchać różnych głosów i uzgodnić wspólne cele dalszych działań, a także przystąpić do wspólnych prac nad dokumentem, który umożliwi przekształcenie naszego regionu w taki sposób, aby wykorzystać jego potencjał i wzmocnić dalszy rozwój
- przekonuje Piotr Kuczera, Przewodniczący Śląskiego Związku Gmin i Powiatów, prezydent Rybnika.
Śląscy samorządowcy przy tej okazji przypominają, że zatrudnieni w kopalniach stanowią niecałe 2 proc. mieszkańców (ok. 83 tys. pracowników na ok. 4,5 mln ludzi), ale z sektorem w sumie współpracuje 400 tys. osób.
Dopiero w tym kontekście widać prawdziwą skalę wyzwań oraz liczbę zagrożonych miejsc pracy, a także wymiar możliwego kryzysu gospodarczego i społecznego
– uważa Grażyna Dziedzic, prezydent Rudy Śląskiej, członek Zarządu Śląskiego Związku Gmin i Powiatów.
Prezydenci górniczych miast jednym głosem przekonują, że transformacja górnictwa i energetyki wtedy przyniesie najwięcej korzyści, jak rozmowa na jej temat będzie prowadzona jak najszerzej. Zdaniem Anny Hetman, przewodniczącej Zarządu Stowarzyszenia Gmin Górniczych w Polsce, prezydent Jastrzębia-Zdroju, „tylko w ten sposób zminimalizujemy jej skutki społeczne i gospodarcze”. Dlatego ten górniczy okrągły stół z samorządowcami i organizacjami pozarządowymi powinien być organizowany równolegle z toczonymi się rozmowami z górnikami w sprawie umowy społecznej. Rząd na razie w żaden sposób nie odniósł się do tego apelu.
Rząd i tak wystrychnie górników na dudka?
Bodaj najbardziej pesymistycznie na toczone rozmowy rządu z górnikami patrzy Bogusław Ziętek, przewodniczący WZZ „Sierpień 80”. W rozmowie z portalem wnp.pl mówi, że absolutnie nie wierzy w dochowanie harmonogramu ustalonego pod koniec września ubiegłego roku. Jego zdaniem data 2049 r. jest nie do utrzymania. Bo, jak twierdzi, „energetyka już teraz zmniejsza odbiór węgla do swoich elektrowni”.
Przyjęta przez rząd Polityka energetyczna Polski do 2040 roku zakłada drastyczny spadek zapotrzebowania na węgiel już do roku 2030. A zatem większość kopalń będzie musiała zostać zlikwidowana przed 2030 rokiem
– wyrokuje Ziętek.
Szef „Sierpnia 80” ma też pretensje do polskiego rządu za zbytnią zgodę na dyktat Brukseli. Chociażby jeżeli chodzi o uzyskanie dla Polski specjalnej ścieżki opłat emisyjnych. Nie od dziś wszak wiadomo, że gospodarka naszego kraju oparta na węglu największe bodaj kłopoty - te jak najbardziej policzalne euro, czy złotówkach - będzie miała z unijnym systemem handlu emisjami ETS. Już teraz za wyemitowanie tony CO2 trzeba płacić więcej niż 40 euro. Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami wylicza, że w 2030 r. to już będzie nawet 72 euro. A to oznacza, że dla bardzo wielu polskich kopalni i elektrowni rachunek ekonomiczny będzie już nie do podniesienia.