REKLAMA

Czesi żalą się, że przez kopalnię Turów muszą układać z sąsiadami harmonogramy kąpieli

O tym, jak trudno będzie o czesko-polskie porozumienie w sprawie dalszego funkcjonowania kopalni Turów chyba najlepiej świadczy ostatni list mieszkańców paru czeskich miejscowości do premiera Andreja Babiša. Piszą o pękających ścianach domów, uciążliwym hałasie, ubywającej wodzie pitnej i żądają zdecydowanie bardziej kategorycznej postawy wobec Polski.

Turow-wyzszy-poziom-wod-gruntowych
REKLAMA

Polski rząd najwyraźniej realizuje swoją taktykę, która ma polegać na przeciąganiu w czasie rozmów z Czechami w sprawie przyszłości kopalni Turów. Tak, żeby dociągnąć do początku października, czyli do wyborów parlamentarnych u naszych południowych sąsiadów. Premier Mateusz Morawiecki liczy na to, że nowe rozdanie polityczne w Pradze skruszy czeski opór i rozmowy na temat Turowa będą wtedy wyglądać już zupełnie inaczej.

REKLAMA

List mieszkańców Uhelnej, Liberca, Vaclavic i Chrastavy do czeskiego premiera pokazuje jednak, że sprawy mogą mieć całkiem inny obrót, zupełnie nie po myśli jednak polskiego rządu.

Codziennie zbliżają się do nas koparki polskiego konsorcjum górniczego PGE, które nielegalnie rozszerza wydobycie w kopalni Turów, w kierunku naszych domów

– czytamy w tym liście.

Jego autorzy dziwią się, że „koparki jeżdżą pomimo tego, że od dwóch miesięcy obowiązuje zakaz wydobycia, który został ogłoszony przez Trybunał Sprawiedliwości UE w związku z pozwem Czech”.

Przez Turów Czesi żyją cały czas w strachu

Czesi zwracają jednocześnie uwagę, że „polscy politycy wielokrotnie powtarzali, że Polska nie będzie przestrzegać orzeczeń TSUE”. Tym bardziej dziwi, że Praga negocjuje z Warszawą warunki, dzięki którym Czechy mają wycofać skargę z TSUE. Jednocześnie to właśnie Trybunał Sprawiedliwości UE ma być najważniejszym strażnikiem przyszłej, międzynaporowej umowy między Czechami a Polską. Mieszkańcy Uhelnej, Liberca, Vaclavic i Chrastavy skarżą się dodatkowo, że nikt ich nie informuje o postępach kolejnych rozmów i negocjacji.

Żyjemy nieustannie w strachu o przyszłość

– czytamy w liście do czeskiego premiera.

Coraz mniej wody pitnej to tylko jeden z kłopotów Czechów wywołany przez kopalnię Turów. Teraz z roku na rok bardziej dokuczliwy hałas i pękające częściej niż do tej pory ściany w budynkach mieszkalnych. Szczególnie dotkliwy jest brak wody: do picia, gotowania, mycia się.

Ludzie układają sobie harmonogramy kąpieli i chodzą do sąsiadów, żeby się umyć

– piszą Czesi.

Nasi południowi sąsiedzi boją się o swoją przyszłość

Autorzy listu do czeskiego szefa rządu boją się też o swoją i swoich dzieci przyszłość. Uważają, że nawet jak Polaków uda się nakłonić na wybudowanie u nich nowej sieci wodociągowej – to nic się za bardzo nie zmieni. „W okolicy widzimy wysychające strumienie, a tam, gdzie pozostaje woda, ma znacznie mniejszy przepływ” – przekonują Czesi. I zastanawiają się, jak będzie wyglądać tutaj życie ich dzieci. Zaznaczają, że nie wierzą Polsce, kiedy ta zapewnia, że za 30 lat PGE zacznie przekształcać tutejszy kompleks energetyczny w jezioro dla turystów. 

REKLAMA

Dlatego ich zdaniem jedyną możliwą receptą jest natychmiastowe zakończenie wydobycia węgla w kopalni Turów. W innym przypadku bowiem, w ich ocenie, podpisana w przyszłości umowa z Polską będzie zwykłą kartką papieru, z zapisami nie do wyegzekwowania i zweryfikowania. 

„Chronimy nasze domy i krajobraz, w którym żyjemy z naszymi rodzinami. Nie pozwólmy, aby górnictwo zbliżyło się do nas jeszcze bardziej – konsekwencje byłyby fatalne dla nas i naszego otoczenia” – podsumowują mieszkańcy Uhelnej, Liberca, Vaclavic i Chrastavy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA