Koronawirus rozkłada polską gospodarkę na łopatki. Latem dobije nas rekordowa susza
O nadchodzącej suszy coraz głośniej mówiło się jeszcze przed wykryciem w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Uderzenie pandemii w polską gospodarkę i codzienne życie Polaków przykryło ten temat, ale zagrożenie nie przeminęło. Nadchodząca susza może zdziesiątkować tegoroczną produkcję rolną.
Pod koniec stycznia Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie ostrzegało, że ówczesne dane wskazują na bardzo intensywną suszę atmosferyczną i rolniczą. Już wtedy eksperci zapowiadali tragedię dla rolnictwa i kosmiczne wręcz ceny warzyw i owoców. Teraz jest jasne, że będzie tylko gorzej.
Za nami kolejna, bezśnieżna, wyjątkowo sucha zima. Jak przekonuje w „Dzienniku Gazeta Prawna” Grzegorz Walijewski, rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, tak złej sytuacji hydrologicznej, jak na początku tego roku w naszym kraju nie było nigdy wcześniej.
W Wielkopolsce, na Kujawach i Dolnym Śląsku opady za grudzień 2019 r. stanowiły jednie 40-60 proc. normy wieloletniej. W styczniu br. na południu kraju odnotowano deficyt opadów sięgający ponad 50 proc. wieloletniej sumy opadów
- podają Wody Polskie.
Nadchodzi trzecia susza z rzędu
Meteorolodzy jeszcze mieli nadzieję, że brak śniegu w zimie zrekompensują obfite opady deszczu w lutym. Tak się jednak nie stało. Przez to już trzeci rok z rzędu odbija się to na warunkach hydrologicznych polskich rzek. Szczególnie niskie stany utrzymują się w rzekach na południu kraju: Czarny Dunajec, Ropa, Wiar, Uszwica, Szreniawa, Prądnik, Ochotnica, Raba, Skawa, Przemsza, Biała, Psina, Ruda, Bystrzyca, Piława, Nysa Kłodzka i Odra.
Niestety to niejedyna przepowiednia nadchodzącego kataklizmu. Jak podaje IMGW, „wilgotność gleby w warstwie 0-7 cm miejscami spadła do 5 proc., w lasach obowiązuje 3. najwyższy stopień zagrożenia pożarowego, poziom rzek spada. Na 4 wodowskazach notowana jest strefa stanów średnich a na 16 pozostałych strefa stanów niskich”.
Zagrożenie pożarowe rośnie w całym kraju
Bezśnieżna zima i raczej sucha wiosna wpływają też na coraz większe zagrożenie pożarowe. Dlatego leśnicy apelują, żeby lasów nie odwiedzać teraz nie tylko ze względu na wprowadzone obostrzenia - w odpowiedzi na pandemię koronawirusa - ale także właśnie przez coraz bardziej suche lasy, występujące po prawdzie na terenie całego kraju. Łącznie od początku roku we wszystkich lasach wybuchło już blisko tysiąc pożarów.
Obecnie sytuacja pożarowa jest jeszcze bardziej niebezpieczna, sytuacji nie poprawia brak opadów, ściółka jest bardzo sucha
- ostrzega Anna Malinowska, rzecznik prasowy Lasów Państwowych.
Tym bardziej możliwe, że wprowadzony zakaz wchodzenia do lasów będzie po 11 kwietnia jednak przedłużony.
Ta susza będzie wyjątkowo bolesna dla naszych kieszeni
Przewidywania meteorologów mówią, że liczne opady deszczu powinny wystąpić dopiero w maju. Ale to dla wielu rolników będzie zdecydowanie za późno.
Nikt już też specjalnie nie udaje, że to wszystko czynniki pogodowe nie będą miały wpływu na jakość i wielkości plonów. Co gorsza: na znacznym terenie Polski zasobów wody nie udało się odbudować jeszcze po zeszłorocznej suszy. A to z kolei musi odbić się na cenach w sklepach za owoce i warzywa.
Trzeci raz z rzędu powtarza się nam suchy scenariusz na początku okresu wegetacyjnego roślin. Może mieć to znaczący wpływ na ich rozwój
- stawia sprawę jasno Piotr Pawliczek, z Zakładu Klimatologii i Ochrony Atmosfery Uniwersytetu Wrocławskiego.
Państwowy Instytut Ekonomiczny już w styczniu, w Tygodniku Gospodarczym ostrzegał, że „obserwowany obecnie niski poziom wilgotności gleby oraz stanu wód podpowierzchniowych, o ile nie zostanie zrekompensowany regularnymi i umiarkowanymi opadami deszczu w okresie wiosennym, przyczyni się do wzrostu kosztów żywności”. Teraz, w czasie pandemii koronawirusa, która wyjątkowo skutecznie wyhamowała i zastopowała produkcję oraz usługi, a też zerwała łańcuchy dostaw - jest jasne, że szok cenowy będzie jeszcze większy.
Retencja, czyli polska kula u nogi
Brak odpowiedniej ilości zbiorników retencyjnych to egzamin, który tak naprawdę oblewa kolejna ekipa rządząca. Dość powiedzieć, że w naszym kraju obecnie retencjonujemy w zbiornikach ok. 6,5 proc. wody, a np. w Hiszpanii to ponad 45 proc. Eksperci zaś przekonują, że warunki fizyczne i geograficznego naszego kraju pozwalają na retencjonowanie wód na poziomie nawet 15 proc.
We wrześniu 2019 r. rząd przyjął uchwałę ws. założeń do programu podniesienia retencji w Polsce w latach 2021–2027. Program, którego przyjęcie przewiduje się na przełomie 2020 i 2021 r., ma dwukrotnie zwiększyć możliwości magazynowania wody w naszym kraju. Wartość inwestycji z tym związana szacowana jest od 10 do 14 mld zł. Tak przynajmniej zakładały plany przed pandemią koronawirusa, która także tutaj może wprowadzić konieczne korekty.