Polacy chcą zobaczyć Strefę Wykluczenia na własne oczy. Serial "Czarnobyl" jak najlepsza reklama
Lata włożone w promocję, billboardy na ulicach, chwytliwe hasła i slogany płynące z telewizji i radia nie wypromują miejscowości turystycznej tak, jak jeden udany film lub serial. Właśnie przekonują się o tym polskie firmy organizujące wycieczki do Czarnobyla, do których masowo zgłaszają się osoby, które z wypiekami na twarzy obejrzały słynny serial HBO.
Podróżujemy i konsumujemy rozrywkę w skali, która jest nieznana w dziejach ludzkości. Według danych Światowej Organizacji Turystyki jeszcze w latach 90. Liczba zagranicznych wyjazdów wahała się w granicach 500-600 mln rocznie.
W 2012 r. udało się przebić miliard i co roku ta liczba idzie w górę. Ułatwia nam to dodatkowo działalność tanich linii lotniczych. Osoby, które 29 czerwca 2018 r. zerknęły na portal FlightRadar24, mogły złapać się za głowę. Na niebie w tym samym czasie znajdowało się przeszło 19 tys. maszyn!
Nałóżmy na to kilka kolejnych liczb. Pod koniec ubiegłego roku Netflixa subskrybowało prawie 140 mln użytkowników. A to przecież tylko część osób korzystających z tej platformy, bo Amerykanie tracą co roku niemałe pieniądze przez współdzielenie kont. Rekordy w box office biła każda kolejna premiera części Władcy Pierścieni – tylko pierwsza z nich, tylko w Polsce i wyłącznie przez 4 pierwsze dni zdążyła przyciągnąć do kin pół miliona naszych rodaków. A przecież szaleństwo na punkcie Froda i kolegów dopiero się wtedy rozkręcało.
445 mln wyświetleń – to liczba, jaką do tej pory nabił na YouTube teledysk Justina Biebera I’ll show you.
Co łączy te wszystkie wydarzenia? Każde z nich skierowało strumień turystów w określone miejsca. Władca Pierścieni nakręcił modę na podróże do Nowej Zelandii. Netflix takich trendy miejscówek jest w stanie rozkręcić mnóstwo, na razie największym sukcesem było chyba jednak skierowanie uwagi widzów na miasto Pablo Escobara – Medellín.
W przypadku Biebera jest jeszcze ciekawiej. Młody wokalista nagrał klip w jednym z islandzkich kanionów. Po najeździe jego fanów Agencja Ochrony Środowiska uznała, że najbezpieczniej będzie zamknąć atrakcję na pewien czas, by nie doprowadzić do jej zadeptania przez zwiedzających.
Czytaj także:
Z początku zastanawiałem się, kiedy to całe szaleństwo się rozpoczęło. Nakręcenie turystów na wizytę w danym miejscu nigdy nie było prostsze. Widzą to zresztą same miasta – Woody Allen od dłuższego czasu żyje z tego, że dobijają się do niego z pieniędzmi i żądaniem: „Stwórz nam ładną widokówkę”.
Ekspertka wskazuje jednak, że z takim zjawiskiem mamy do czynienia od zarania dziejów.
Najnowszym przykładem może stać się "Czarnobyl" od HBO GO.
Platforma dopiero co zakończyła emisję 5 odcinków, a produkcja już wskoczyła na pierwsze miejsce najlepiej ocenianych seriali w serwisie IMDb. Przy okazji emisji ostatniego z nich HBO Go zaczęło mieć nawet problemy techniczne. Wcześniej takie oblężenie serwerów było możliwe tylko, gdy do sieci trafiała nowa część Gry o Tron.
Choć finału "Czarnobyla" część osób mogła jeszcze nie zobaczyć, jego ogromną popularność zaczyna już odczuwać część polskich przedsiębiorców.
Bury zauważył jednocześnie, że klienci mają dość ambiwalentne podejście do miejsca awarii reaktora jądrowego. Część osób traktuje go jak atrakcję turystyczną, a część - nawet w trakcie samych wycieczek - ma poczucie, że nie do końca powinni tutaj być. Dla nich to przede wszystkim miejsce katastrofy.
Z jego pierwszych obserwacji wynik, że chcą wydłużać czas pobytu – nawet do maksymalnie przewidzianych 3 dni. Wszystko po to, by lepiej poczuć klimat tego miejsca.
Bardziej wstrzemięźliwy w tej materii jest znany popularyzator Czarnobyla Paweł Mielczarek ze Strefy Zero. Przedsiębiorca twierdzi, że jest jeszcze za wcześnie, by mówić o przełożeniu popularności serialu na zainteresowanie wyjazdem do Czarnobyla.
Inna sprawa, że przynajmniej wśród polskiej widowni popularność "Czarnobyla" została nakręcona z niemała pomocą Mielczarka, który zorganizował do strefy zero szereg wypraw z youtuberami. Najbardziej znanym z nich był Krzysztof Gonciarz, który z okazji 33 rocznicy awarii nakręcił tam 4 odcinki, oglądane średnio przez kilkaset tysięcy osób.
Wszyscy moi rozmówcy wskazują, że Czarnobyl raczej nie jest i nie będzie drugą Islandią czy Nową Zelandią. Nie przyciągnie turystów za pomocą odbierających dech w piersiach scenerii, ba, nie wzbudzi raczej żadnych pozytywnych emocji.
Część osób otwarcie podaje w wątpliwość sens wyjazdów do skażonej przez promieniowanie strefy, uznając to za przejaw lekkiego wariactwa.
Mateusz Bury opowiada, że szkodliwość promieniowania bywa wyolbrzymiona. W wielu miejscach na świecie występuje naturalne promieniowanie, które jest wyższe niż w strefie, do której jego firma organizuje wyjazdy. Rozwija się tam też roślinność, pojawiają się zwierzęta. Mimo to – część komentujących pozostaje nieprzekonana.
Mimo to trudno uznać wyjazd do skażonej strefy wokół elektrowni za typową wycieczkę.