Irlandzki przewoźnik długo zwodził klientów co do terminu, w którym zwróci pieniądze za odwołane połączenia. Niedoszli pasażerowie do znudzenia nasłuchali się o problemach wiążących się z nagłym przetransferowaniem setek milionów euro na ich konta. W końcu jednak szef spółki, Michael O'Leary, przemówił.
fot: David Precious/flickr.com/CC BY 2.0
Ryanair półtora miesiąca temu niemal całkowicie zawiesił połączenia. Od tego czasu klienci dobijają się do infolinii irlandzkiego przewoźnika, starając się zdobyć informacje o terminie zwrotu pieniędzy. Często bezskutecznie.
Michael O'Leary długo w tym temacie milczał. Do sieci przedostawały się tylko screeny rozmów prowadzonych między pracownikami i pasażerami, z których wynikało, że ci drudzy na szybki przelew od Ryanaira nie mają co liczyć.
Zwroty w ciągu 12 tygodni
Szef irlandzkiego przewoźnika zabrał jednak w końcu głos i rozwiał wiele wątpliwości. Na antenie BBC Breakfast O'Leary powiedział, że jego firma jest w trakcie rozpatrywania 35 mln wniosków. Przed pandemią, tłumaczył CEO Ryanaira, tygodniowo spływało do niego 10 tys. formularzy.
O'Leary podaje, że przewoźnik wypłacił już klientom 500 mln euro. Wnioski opiewające na kolejne 700 mln są w trakcie przetwarzania. Ich rozpatrzenie, zdaniem szefa Ryanaira, potrwa do 12 tygodni.
Zapewniamy wszystkich, że ich pieniądze są bezpieczne. Jeśli chcesz otrzymać zwrot gotówki, bądź cierpliwy. Musimy przetworzyć zaległe wnioski, mając ograniczoną liczbę pracowników w naszych biurach, ale zwroty są już w drodze
– cytuje menedżera „Daily Mail“.
Potyczki Ryanaira z klientami
Do tej pory O'Leary tłumaczył zwłokę w bardzo lakoniczny sposób – wniosków jest po prostu zbyt dużo. Należy uzbroić się w cierpliwość i czekać na swoją kolej. No i klienci czekają, część z nich już od wielu tygodni.
W tak zwanym międzyczasie narastała frustracja. Klimatu wokół przewoźnika nie poprawiały zresztą jego ostatnie działania. Ryanair najpierw porozsyłał klientom maile, w których sprytnie ukrył informację o możliwości ubiegania się o zwrot gotówki, eksponując jednocześnie vouchery jako formę rekompensaty. W treści wiadomości znalazło się też powiadomienie, że ewentualny odbiór pieniędzy będzie możliwy dopiero po... utracie ważności vouchera, czyli po 12 miesiącach.
Rozwiązaniem wybranym przez część poszkodowanych było skorzystanie z procedury chargeback. Zwrócenie się do banku z prośbą o interwencję i zwrot środków na kartę kredytową nie pozostało jednak bez reakcji linii. Serwis MoneySavingExpert dotarł do rozmów, w których pracownicy Ryanaira tłumaczyli klientom, że skorzystanie z chargeback to oszustwo. W odwecie przewoźnik miał uniemożliwić im korzystanie ze swoich usług w przyszłości.
Dobrze, że szef Ryanaira w końcu wyszedł do konsumentów z jasną deklaracją, wyjaśniając szczegółowo przyczyny opóźnień. Źle, że stało się to tak późno. Być może O'Leary, dając do zrozumienia, że sytuacja jest pod kontrolą, próbuje zachęcić pasażerów do kupna biletów na świeżo odmrażane trasy? Jak pisaliśmy w Bizblog.pl, Irlandczycy ruszają właśnie z rynkową ofensywą, obiecując bilety za pół ceny.