Przyczajony Lidl, skryta Biedronka. W internecie zawrzało po otwarciu e-sklepu przez niemiecką sieć
Swój sklep internetowy poza Biedronką ma już praktycznie każda licząca się sieć handlowa w Polsce. Walka online o klienta jest bezwzględna. Tu nie ma miejsca na przeciętność i obowiązuje zasada: wyróżnij się albo giń. Uruchomienie przez Lidla sklepu online podziałało na konkurentów jak wetknięcie kija w mrowisko. Teraz wszyscy klienci czekają na ruch Biedronki.
W przypadku sklepów stacjonarnych jest odrobinę łatwiej. Klient może przecież skierować kroki do pierwszej lepszej placówki, wychodząc z założenia, że nie ma sensu zasuwać dodatkowy kilometr, by zrobić zakupy w swojej ulubionej sieci.
W internecie argument lokalizacji odpada. Jeden sklep dzieli od drugiego jedno kliknięcie myszką. Wszystko rozchodzi się więc o aspekty czysto sprzedażowe, ceny, czas i koszt dostawy. W Google mnożą się w dodatku poradniki porównujące ze sobą poszczególne marki. No i konsument dostaje wszystko jak na dłoni.
A konkurencja zaostrzyła się, odkąd w e-commerce postanowił wejść Lidl. Jeden z dwóch największych dyskontów w Polsce przez długi czas trzymał się od online z daleka, ale kiedy postanowił wejść do internetu, to od razu z przytupem. I od niego właśnie zaczniemy.
W Lidlu bez zakupów na śniadanie.
Gdy niemiecki dyskont uruchamiał stronę, zapowiadał, że klienci szybko znajdą na niej atrakcje, wychodzące poza bieżącą ofertę sieci. I rzeczywiście. Nie minęło kilka tygodni a na lidl-sklep.pl pojawiły się damskie torebki od Michaela Korsa, zaś kilka dni temu buty Birkenstock, w których paradują gwiazdy.
A był to dopiero początek, bo Lidl ogłosił, że tymczasowo rezygnuje ze opłat za dostawę. Od 13 do 19 maja kurierzy dostarczą nam zakupy niezależnie od wysokości zamówienia. Normalnie taki przywilej daje dopiero rachunek od 150 zł wzwyż.
Niestety korzystając z tej oferty nie zrobimy sobie drobnych zakupów na śniadanie. Segment spożywczy w sklepie internetowym Lidla jeszcze się nie pojawił. Do wyboru mamy więc (poza torebkami) takie rzeczy, jak odzież sportowa, buty, zabawki czy akcesoria do wyposażenia warsztatu. Czyżby Niemcy czekali na ruch swojego największego konkurenta z owadem w logo?
W Auchan Direct obniżki, ale darmowa dostawa od 350 zł.
To raczej nie przypadek. Dokładnie w tym samym momencie, co Lidl z ofertą rabatów na dostawę wyszli też Francuzi z Auchan. Zazwyczaj za dostarczenie zakupów musimy tam zapłacić od 19,9 zł do nawet 25 zł, jeżeli dostawa ma mieć miejsce tego samego dnia, co złożone zamówienie (które musi wynosić od 100 zł w górę). Darmowo robi się dopiero wtedy, gdy zdecydujemy się na dostarczenie zakupów do punktów Auchan albo punktów zewnętrznych.
W ramach promocji między 13 a 19 maja ceny mocno spadły. Kurier dowiezie nam więc zakupy pod same drzwi za 9,90 zł (w przypadku zamówienia od 250 do 349,99 zł) lub całkowicie za darmo, jeżeli wydamy w sklepie co najmniej 350 zł.
Tesco ma inne zmartwienia.
W Tesco bez zmian. Koszt dostawy wynosi od 11,49 do 23,49 zł w zależności od miasta i terminu dostawy.
Trzeba jednak przyznać, że Brytyjczycy mają dzisiaj na głowie większe zmartwienia niż ceny dostaw. Sieć cały czas balansuje na granicy spektakularnego krachu. Po zamknięciu dziesiątek oddziałów i zwolnieniu ponad 1000 osób po raz pierwszy od lat udało jej się w Polsce osiągnąć rentowność. Nie wiadomo jednak, na jak długo.
Carrefour już dawno postawił na innowacyjność.
Bez specjalnych promocji obywa się też ostatnio Carrefour. Francuzi rozszerzyli za to zasięg dostaw. Teraz poza Warszawą i Katowicami zamówienia można składać w wybranych dzielnicach Krakowa. Dostawa jest darmowa powyżej 180 zł.
Inna sprawa, że sieć o kilka innowacyjnych rozwiązań zadbała już wcześniej, uruchamiając na przykład projekt Sąsiatki, czyli coś w rodzaju BlaBlaCar dla zakupów. Całość polega na tym, że zamówione przez nas produkty kupuje inny klient i przywozi nam je do domu. W zamian sam dostaje rabaty na kolejne zakupy.
Inna ciekawą propozycją jest „odbiór Drive”. To coś dla osób, które z jednej strony nie lubią marnować czasu w kolejkach do kasy, z drugiej – nie przepadają za obsługą takich urządzeń jak Paczkomaty albo Coolomaty. Po prostu podjeżdżamy samochodem pod oddział, a pracownik wrzuca nam zapakowane produkty wprost do bagażnika.
To już ostatnie chwile delikatesów Piotr i Paweł.
To już ostatnie chwile kultowych delikatesów. Po dwóch latach restrukturyzacji, obcięciu liczby placówek o połowę i przejęciu przez południowoafrykańską sieć handlową - Spar Group Ltd., marka niedługo zniknie z naszych miast.
Na razie sieć reklamuje się jeszcze jako „jedyne delikatesy z dostawą do domu”. Koszty dostawy nie powalają – od 80 do 199,99 zł trzeba doliczyć niecałe 10 zł, w przedziale 200-249,99 za „piątaka”, a powyżej tych sum dostawa będzie już całkowicie darmowa.
Przyczajona Biedronka nie wyklucza, że wejdzie do internetu.
W sieci wrze, bo internauci naprawdę czekają na ruch Portugalczyków i otwarcie wirtualnej wersji Biedronki. Pytania o to, kiedy to nastąpi znajdziemy na forach, Facebooku i w komentarzach pod niemal każdym materiałem o internetowym sklepie Lidla.
Jednak Jeronimo Martins, właściciel największej sieci handlowej w Polsce, konsekwentnie informuje, że skupia się na razie na innych segmentach działalności, odkładając e-commerce na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie wyklucza, że kiedyś udostępni Biedronkę online, ale w pierwszej kolejności chce stworzyć internetową wersję drogerii Hebe.
W rozmowie z Business Insider Polska Pedro Soares dos Santos, szef Jeronimo Martins, powiedział, że w zależności od tego, jak powiedzie się internetowy eksperyment z drogeriami, będzie zależało, czy Portugalczycy dadzą dzielone światło na start Biedronki online.
O tym, że Portugalczycy pracują nad online mówi się od bardzo dawna. Pierwsze informacje na ten temat pojawiły się bodaj przy okazji uruchamiania płatności elektronicznych przez sieć.
Nie łudźmy się, że konkurencja sprawi, że będzie taniej.
E-sklepy jedną ręką nam dają, a drugą – zabierają. Serwis e-handel podliczył niedawno, jak zmieniały się ceny towarów. Okazało się, że za koszyk złożony z 50 produktów wszędzie zapłacimy więcej. Na początku maja w porównaniu z marcem podwyżki wahały się od 5 do 22 zł.