Firmy szykują dla pracowników wredny prezent pod choinkę. Pieniądze wtopią miliony Polaków
Polski Ład wchodzi od 1 stycznia, ale miliony Polaków odczują go już w grudniu. I choć sam pomysł na pierwszy rzut oka wygląda na całkiem niezły z punktu widzenia pracowników, to głównie opłaci się pracodawcom.
Grudzień to ostatni miesiąc, w którym przedsiębiorcy mogą rozliczać się ze skarbówką na starych zasadach. Od 1 stycznia w życie wchodzi Polski Ład, a wraz z nim w górę mają pójść wynagrodzenia milionów pracowników. Niepokojące jest to, że jeżeli pracodawcy uznają, że chcą zaoszczędzić i wypłacą pensje do końca roku, Polacy obejdą się smakiem.
Rozwiązania wprowadzone przez Polski Ład do systemu podatkowego są przeciwieństwem efektu św. Mateusza. Nie, nie chodzi o naszego premiera, tylko apostoła innej dobrej nowiny.
Po reformie zyskać mają najmniej zarabiający, straci natomiast klasa średnia, a przede wszystkim osoby wyciągające ponad 11 tys. zł brutto miesięcznie.
Polski Ład namieszał w podatkach
Przypomnijmy może dlaczego. Przede wszystkim od nowego roku rząd podnosi kwotę wolną od podatku więc skarbówka odczepi się od każdej zarobionej złotówki aż do progu 30 tys. zł rocznie. Umownie przyjęta klasa średnia, zarabiająca między 5,7 tys. a 11,1 tys. zł miesięcznie, dostanie ulgę, która w przypadku górnego poziomu widełek będzie przekraczać 500 zł miesięcznie.
W górę idzie też limit, po którego przekroczeniu wpada się w II próg podatkowy. Do tej pory wynosił on 85 tys. zł brutto rocznie, od 1 stycznia daninę dochodową w wysokości 32 proc. trzeba będzie odprowadzać po przekroczeniu 120 tys. zł.
Tyle jeśli chodzi o udogodnienia. Ministerstwo Finansów uderza jednocześnie w portfele zamożniejszych Polaków. W rozmowie z Polskim Radiem mówił o tym wiceszef resortu finansów Piotr Sarnowski. Według wyliczeń ministerstwa osoby zarabiające na umowie o pracę od 13 tys. zł brutto na podatkowej refomie rządu po prostu stracą. Ile?
To można oszacować na podstawie kalkulatora Nowego Ładu zamieszczonego na stronie ministerstwa. I tak przy zarobkach rządu 13 tys. zł, miesięczna strata wyniesie ok. 14 zł. Niby niewiele, ale im dalej w las, tym większą ofiarę będzie musiał złożyć podatnik.
Przy 20 tys. brutto, zatrudniony będzie już przeszło 500 zł w plecy. Jeżeli ma na utrzymaniu dziecko może tylko mruknąć pod nosem: łatwo przyszło, łatwo poszło. Gorzej, jeżeli nie może liczyć na żadne świadczenia od państwa - wtedy mówimy już o czystej stracie. Przy 50 tys. brutto danina pochłonie już o 2,8 tys. zł więcej.
Firmy zrobią w grudniu dwa przelewy i jeszcze na tym zaoszczędzą
Ale wróćmy do statystycznego Kowalskiego. Ten, według zapewnień rządu, ma tylko zyskać, a przynajmniej nic nie stracić. Największy zysk, dowodzi min. Sarnowski, odnotują Polacy zarabiający do 6 tys. zł brutto. W kalkulatorze wygląda to tak:
- minimalna krajowa 2022: 3010 zł to zysk 154 zł miesięcznie
- 4000 zł brutto - zysk 114 zł miesięcznie
- 5000 zł brutto - zysk 47 zł miesięcznie
Wyższe wynagrodzenia mogłyby teoretycznie trafić do pracowników już w ramach grudniowej wypłaty – wskazuje „Rzeczpospolita”.
Większość firm w Polsce wypłaca wynagrodzenia po zakończeniu miesiąca. A że fiskus uznaje, że moment osiągnięcia przychodu występuje w chwili wpłynięcia środków na konto, grudniowa wypłata złapałaby się na zasady związane z Polskim Ładem.
Beneficjentom reformy, wskazuje ekspertka powinno więc zależeć, by ich pracodawcy wypłacali wynagrodzenia w dotychczasowym trybie. Sęk w tym, że firmy z pewnością szybko to sobie skalkulują i może się okazać, że pośpiech im się opłaci.
Przedsiębiorcy mogą nie zdążyć z przygotowaniem programów kadrowo-płacowych na początek stycznia. Zmian jest mnóstwo, a producenci oprogramowania już sygnalizują, że mogą być opóźnienia w aktualizacji, poza tym systemy trzeba też skonfigurować i przetestować
– tłumaczy Rz Alicja Borowska-Woźniak z biura rachunkowego ASCS-Consulting.
Jeżeli firmy udźwigną wypłatę dwóch pensji (za listopad i grudzień) w ciągu niespełna 30 dni, dadzą radę odprowadzić podwójne zaliczki na podatek dochodowy i zapłacić składki ZUS, trudno będzie znaleźć argument przeciwko świątecznej niespodziance dla pracowników. Nieprzyjemnej niespodziance.
Sami zatrudnieni woleliby pewnie podziękować za taki prezent i poczekać z przelewem do stycznia. Przepisy mówią jednak tylko o granicznej dacie wypłaty. Ta nie może nastąpić później niż 10. dnia następnego miesiąca. Za pośpiech nikt pracodawcy nie rozliczy.