Wicepremier Sasin nie przekonał związkowców. To koniec Polskiej Grupy Górniczej?
Minister Jacek Sasin miał nadzieję, że jak zaprosi do siebie przedstawicieli górniczych central związkowych, to namówi ich do wdrożenia planu w związku z epidemią koronawirusa, który zakłada wprowadzenie na trzy miesiące czterodniowego tygodnia pracy. Z kolei wynagrodzenia pracowników miałyby być proporcjonalnie zmniejszone do krótszego czasu pracy, czyli o 20 proc.
Wczorajsze spotkanie nie zakończyło się podpisaniem jakiegokolwiek porozumienia. Strona rządowa powtórzyła propozycję PGG, a związkowcy jeszcze raz przedstawili swój pomysł: przestój ekonomiczny przez jeden dzień w tygodniu , ale wynagrodzenie w tym czasie nie może być mniejsze niż 60 proc. standardowej dniówki, na co nie zgadza się Ministerstwo Aktywów Państwowych.
Związkowcy mają wszystko jeszcze raz przemyśleć.
W tym celu dzisiaj spotkają się szefowie poszczególnych central związkowych i przedstawić stronie rządowej swoje ostateczne, uzgodnione stanowisko w czwartek, 23 kwietnia.
Dzisiaj trudno wyrokować, jaką związkowcy podejmą decyzję. Ale jest oczywiste, że rozmowy między związkowcami łatwe nie będą. Na szali wszak zarząd PGG, ale i minister Jacek Sasin kładą przyszłość górniczej spółki. Odrzucenie propozycji przez związkowców już nie tylko ma oznaczać, że PGG koło nosa przejdzie ok. 70 mln z rządowej tarczy antykryzysowej, ale w ogóle jej byt wtedy będzie zagrożony.
Brak porozumienia to upadłość PGG?
Tomasz Rogala, prezes PGG, od paru tygodni powtarza, że spółka jest „w stanie głębokiego kryzysu”. Jeżeli związkowcy nie przyjmą propozycji ograniczenia produkcji i cięć w wynagrodzeniach, miesięczne straty sięgać mogą nawet 240 mln zł. W trzy miesiące na minusie może być już w ten sposób nawet 700 mln zł.
Jeszcze ostrzej sprawę miał przedstawić Jacek Sasin, dla którego odrzucenie propozycji PGG przez centrale związkowe, może oznaczać nawet ogłoszenie upadłości węglowego giganta.