Tak właśnie wygląda nasz patriotyzm zakupowy. Wciąż kupujemy polskie, ale mniej chętnie
Pod względem patriotyzmu konsumenckiego bijemy na głowę Niemców, a wyprzedzamy nawet Francuzów czy Włochów. Jedynie Hiszpanie mają większe zamiłowanie do przedkładania rodzimych produktów nad importowane, ale to nie znaczy, że taka postawa nie ulega u nas erozji.
Firma doradcza Grant Thornton opublikowała wyniki najnowszej edycji „Buy Locally Index”, czyli badania poziomu patriotyzmu konsumenckiego w Europie. Okazuje się, że wskaźnik ten jest w Polsce prawie dwukrotnie wyższy niż w Niemczech, ale nie wszystkie wnioski są optymistyczne.
Na pewno jesteśmy wielkimi patriotami ekonomicznymi, jeśli chodzi o nasze deklaracje. Zgodnie z przeprowadzonym w 2020 roku badaniem Open Research aż 91 proc. polskich konsumentów deklarowało, że chętniej kupuje polskie produkty niż zagraniczne. Grant Thrornton postanowił jednak skonfrontować to z twardymi danymi makroekonomicznymi.
Ekologicznie i ekonomicznie
Według obliczeń analityków Grant Thronton na podstawie danych Eurostatu, w 2021 roku import do Polski finalnych dóbr konsumpcyjnych wyniósł 63,3 mld euro, a to jedna piąta wszystkich wydatków konsumpcyjnych gospodarstw domowych. To nieco poniżej średniej unijnej (22,7 proc.), ale są kraje, w których odsetek ten jest o wiele niższy. We Włoszech zaledwie jedna dziesiąta wydatków gospodarstw domowych przypada na importowane towary.
Dlaczego patriotyzm konsumencki ma znaczenie? Z jednej strony kupowanie lokalnych produktów jest bardziej ekologiczne, bo zwykle oznacza krótszą drogę transportu dóbr, a – na co bardziej zwraca się uwagę – ma pozytywne skutki ekonomiczne, czyli wydane przez konsumentów pieniądze pozostają w lokalnym obiegu gospodarczym.
Na relację importu do konsumpcji silny wpływ ma wielkość danej gospodarki. Bycie patriotą konsumenckim jest dużo prostsze w potężnej, samowystarczalnej gospodarce, niż w małej, w której oferta rodzimego przemysłu jest uboga. Baza wytwórcza w Niemczech czy Francji jest na tyle szeroka, że tamtejsi konsumenci, którzy chcą kupić lokalny produkt, prawie na pewno taki znajdą na półkach sklepowych. Zupełnie inaczej jest w małej Estonii – tamtejsi producenci nie są w stanie wytworzyć konkurencyjnych towarów w każdym obszarze – czytamy w raporcie.
To właśnie dlatego postanowiono skupić się tylko na dziesięciu największych gospodarkach, co też nie jest do końca sprawiedliwe, ponieważ PKB na głowę mieszkańca Polski jest na ich tle niższy. Bogatsi konsumenci mogą w naturalny sposób pozwolić sobie na wybór lokalnych towarów, jeśli są droższe od importowanych.
Jak wskazują autorzy opracowania, polscy konsumenci wciąż należą do ścisłej europejskiej czołówki pod względem skłonności do preferowania lokalnych produktów. Buy Locally Index w 2022 roku wyniósł w przypadku Polski 68,1 pkt. Spośród 10 największych gospodarek UE wyprzedza nas tylko Hiszpania, ale tam wskaźnik ten to aż 100 pkt.
Stać nas na coraz droższe rzeczy. Z importu
A co z tymi mniej optymistycznymi wnioskami? Grant Thornton zwraca uwagę, że od lat w Polsce rośnie import towarów konsumpcyjnych. Od 2010 do 2021 roku jego udział w polskiej konsumpcji wzrósł z 11,3 proc. do 19,8 proc. Autorzy opracowania wyjaśniają, że rosnący udział importu w konsumpcji przy
utrzymywaniu się samowystarczalności polskiej gospodarki na zbliżonym poziomie sprawia, że Buy Locally Index wyraźnie się obniża.
Polscy konsumenci nie powinni zupełnie unikać zakupów produktów zagranicznych, zwłaszcza jeśli w skuteczny sposób konkurują one ceną czy jakością z polskimi odpowiednikami
– uważa Tomasz Wróblewski, szef Grant Thornton Polska.
Wróblewski podkreśla, że zdrowa konkurencja z zagranicznymi produktami motywuje rodzimych producentów do innowacyjności i podnoszenia jakości zarządzania. Jak mówi, polskie pochodzenie produktu powinno być jedynie kolejnym obok ceny, jakości czy walorów ekologicznych kryterium
wyboru towarów w trakcie zakupów.