REKLAMA

Chipsem w Saudów. Orlen robi wszystko, by ceny paliw mieć w nosie

Polska sieć stacji benzynowych ogłosiła, że szuka producenta chipsów. Przysmaki mają być produkowane pod marką własną Orlenu. Dziwi was to? A nie powinno. Orlen uderza w najczulsze miejsce polskich kierowców.

Orlen chce mieć własne chipsy. Próbuje uniezależnić się od cen ropy
REKLAMA

Orlen poinformował właśnie, że szuka firmy, dzięki której będzie mógł sprzedawać własne chipsy. obrandowane jako „Chipsy O!”. Z ogłoszenia wynika, że chodzi o chipsy ziemniaczane i paprykowe o gramaturze 40 i 140 g.  

REKLAMA

Niby to żaden news. Sieć już wcześniej zapowiadała, że będzie rozwijać markę własną „O!”, pod której szyldem sprzedaje już m.in. wodę mineralną. O!Shop stanowi już zresztą osoby format, który funkcjonuje już w 388 miejscach. Zapowiadany był jako sposób na repolonizację dostawców.

Przereklamowana benzyna

Strategia Orlenu wydaje się dość klarowna. Na sprzedaży paliw stacje potrafią nawet tracić pieniądze. Wiele zależy od aktualnej wartości ropy naftowej. Rok temu, gdy cena hurtowa oleju napędowego wynosiła 5,31 zł brutto za litr, Polska Izba Paliw Płynnych alarmowała, że właściciele stacji muszą dokładać do interesu. Każdy sprzedany lit oleju napędowego kosztował ich 18 groszy. Na litrze benzyny zarabiała w tym czasie tylko kilka groszy. Okazało się, że średnia marża to minus 11 groszy.

Oczywiście bywają i lepsze czasy. Jeżeli ceny ropy, a co za tym idzie - paliwa, idą w dół, stacje mogą sobie pozwolić na zwiększenie marży. Paradoksalnie pomaga im to w osiągnięciu rentowności. Ale na to, że baryłka potanieje w najbliższym czasie nie ma co liczyć. Od momentu ataku na ośrodki wydobywcze w Arabii Saudyjskiej jej cena idzie w górę w tempie niespotykanym od 30 lat.

Stacje benzynowe nie wezmą ciężaru złagodzenia podwyżek cen ropy na własne barki. Analitycy już przebąkują o realnym wzroście do poziomu 5,4-5,5 zł za litr. Być może czeka nas więc kolejny okres, w trakcie którego stacje będą funkcjonować pomimo tego, że sprzedają nam benzynę, a nie dzięki temu. Badania przeprowadzone w USA przez organizację AFPD (Associated Food and Petroleum Dealers) pokazały, że nawet 75 proc. zysku stacji pochodzi ze sprzedaży asortymentu. Dystrybutor paliwa to tylko haczyk, który ma przyciągnąć klientów do właściwego żerowiska.

Ratunek w chipsach

I w takim momencie, całe na biało wjeżdżają słone przekąski od Orlenu. Czemu miałyby być ważniejsze na przykład od wody? Ano dlatego, że większość kierowców, wbrew deklaracjom, na stacjach szuka alkoholi. Wyszło to nieco mimochodem. Otwartym tekstem trochę głupio się do tego przyznawać, ale gdy brytyjska firma doradcza UCE GROUP LTD. i agencja marketingu mobilnego Mobiem Polska zapytały nas o promocje, okazało się, że chcielibyśmy wiedzieć, za ile dostaniemy czteropak, a za ile połówkę.

REKLAMA

Ta informacja była najważniejsza dla co trzeciego ankietowanego. Mniejsze zainteresowanie wzbudziły nawet części samochodowe i gastronomia (czyt. słynne hot-dogi). Pomaga w tym zapewne ustawa o zakazie handlu w niedzielę, która dodatkowo wyeksponowała stacje, jako miejsce, w którym po prostu zaopatrujemy się w jedzenie i picie.

Chipsy są tutaj dobrem komplementarnym, pierwszą rzeczą, jaka prawdopodobnie wpadnie nam do głowy po zaopatrzeniu się w napoje z procentami. Produkcja ich pod własną marką przez Orlen sprawi, że marża stacji wzrośnie. I to właśnie przez takie niepozorne ruchy, stacja zmniejsza stopniowo ryzyko związane z wahaniem cen ropy. Choć od tej nadciągającej podwyżki nic jej już raczej nie uchroni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA