Chcecie prądu z elektrowni atomowej? To znajdźcie miejsce na radioaktywne śmieci
Pierwszy raz pytałem Ministerstwo Klimatu i Środowiska o wybór lokalizacji dla nowego składowiska odpadów radioaktywnych, w związku ze zbliżającą się coraz większymi krokami budową pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej, w pierwszej połowie 2023 r. Potem nabór chętnych gmin ze względu na brak chętnych, parę razy przekładano. Ale jak zapytałem teraz, czy zgłosili się jacyś samorządowcy, usłyszałem, że resort klimatu już się tym nie zajmuje.
Dzisiaj chyba nikt nie wierzy, że budowa pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej ruszy zgodnie z planem, czyli w 2026 r. Już teraz mówi się o 2-3 latach opóźnienia. Bez względu na termin wejście w energetykę jądrową wymaga od nas zainwestowania w składowisko odpadów radioaktywnych. Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych z siedzibę w Świerku koło Otwocka pod Warszawą, który powstał wraz z uruchomieniem pierwszego w kraju reaktora EWA w 1958 r., jest operatorem Krajowego Składowiska Odpadów Promieniotwórczych w Różanie, które już teraz pęka w szwach. Dlatego trzeba szukać nowej lokalizacji. Do tej pory naborem chętnych gmin do takiej inwestycji zajmowało się Ministerstwo Klimatu i Środowiska, ale już tego nie robi.
W tej sprawie prosimy o kontakt z Ministerstwem Przemysłu - dowiedziałem się od Wydział Komunikacji Medialnej MKiŚ.
Odpady radioaktywne
Dlaczego odpadami radioaktywnymi nie zajmuje się już MKiŚ? Być noże chodzi o przesunięcie kompetencji z Ministerstwem Przemysłu, być może stało się tak z innych względów. To potwierdza, że z wyborem lokalizacji dla nowego składowiska odpadów radioaktywnych mamy problem. Pierwszy nabór chętnych do tego gmin resort klimatu i środowiska prowadził do 15 listopada 2023 r. Nikt się nie zgłosił, więc przyjmowanie wniosków przedłużono do 30 czerwca 2024 r. Niestety, efekt ten sam: brak chętnych.
Wpływ na to miało prawdopodobnie to, że nabór został przedłużony w czasie przed wyborami samorządowymi - przekonywało wtedy Ministerstwo Klimatu i Środowiska.
A czy teraz w ogóle trwa jakiś nabór wniosków i czy w końcu zgłosiły się do niego jakieś chętne gminy? Z tymi pytaniami kierujemy się do Ministerstwa Przemysłu i czekamy na odpowiedzi.
A może radioaktywna marchewka jest za mała?
Inni przekonują, że ostatnie wybory samorządowe w żaden sposób nie wpłynęły na wybór lokalizacji pod nowe składowisko odpadów radioaktywnych. Przecież nabór zorganizowano też przed tymi wyborami i skutek był dokładnie taki sam. W czym więc rzecz? W zbyt małej zachęcie dla samorządowców ze strony rządu. Przecież wiadomo, że taka inwestycja wiązać będzie się z pewnymi - słusznymi bądź nie - niepokojami społecznymi. Trzeba więc będzie takiej chętnej gminie fajnie zapłacić.
Więcej o odpadach przeczytasz na Spider’s Web:
I fakt, pieniądze są zdecydowanie za małe. Stawki nie były waloryzowane od 2012 r. Zgodnie z rozporządzeniem sprzed 12 lat operatorzy elektrowni jądrowych mają obowiązek utworzenia specjalnego funduszu likwidacyjnego. Wysokość wpłat na ten fundusz ma wynosić 17,16 zł od każdej wyprodukowanej megawatogodziny. Z kolei same gminy kuszone są coroczną dopłatę z budżetu państwa w wysokości 400 proc. dochodów z tytułu podatku od nieruchomości znajdujących się na terenie gminy, ale nie większych niż 10,5 mln zł.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że nie wszystkie odpady radioaktywne są niebezpieczne dla środowiska i otoczenia. Zdecydowana ich większość (nawet 90 proc.) mają krótki termin żywotności, 7 proc. to odpady przejściowe, a reszta, czyli 3 proc. to te odpady najbardziej niebezpieczne, z radioaktywnością na poziomie 95 proc.