REKLAMA

To nie są dobre czasy dla nauczycieli. Z podwyżek pensji nici, a do tego kolejny cios Polskiego Ładu

Nauczyciele mieli pracować trochę więcej, ale za to dostać podwyżkę o 23 proc., jednak związkowcy przelicytowali i długo wyczekiwana reforma Karty Nauczyciela została właściwie pogrzebana, a podwyżki pensji będą skromne. Na razie jednak są obniżki pensji i to wielkie, trwa bowiem seria błędów w naliczaniu im pensji. Efekt w niektórych przypadkach jest miażdżący – zamiast 750 zł dodatkowego wynagrodzenia za nadgodziny - 16 zł.

nauka-zdalna-minister-Czarnek
REKLAMA

Zacznijmy jednak od Polskiego Ładu, pisałam niedawno, że obietnica rządu, że nauczyciele po styczniowej wpadce z ich wypłatami otrzymają w lutym wyrównanie, a ich pensje w większości nie będą niższe niż przed reformą podatkową w wielu przypadkach, nie zostały dotrzymane. Wielu nauczycieli żadnego wyrównania za styczeń nie dostało, w lutym znów otrzymali niższe pensje, a na dodatek z ich wynagrodzeniami za nadgodziny stało się coś bardzo dziwnego.

REKLAMA

„Dziennik Gazeta Prawna” pisze właśnie o „paskach grozy”, które zalewają internet. Nauczyciele pokazują w nich, jak wiele stracili, a niektóre przykłady robią piorunujące wrażenie, bo obciążenia z tytułu PIT i składek ZUS potrafiły wynieść nawet 90 proc. pensji brutto! To dotyczy wypłat za nadgodziny. Przykład? Z 750 zł wypłaty brutto zostało 16 zł.

Nie, to niemożliwe, by tak właśnie miał działać system. On się zepsuł, coś bardzo nie działa i najwyraźniej długo nikt tego nie potrafi naprawić. Według Grzegorza Ogórka, starszego menedżera w dziale doradztwa prawnopodatkowego PwC cytowanego przez „DGP”, przynajmniej w części przypadków za problem może odpowiadać system kadrowo-płacowy, który policzył zaliczki PIT podwójnie.

Ale powody mogą być jeszcze dwa: część najlepiej zarabiających nauczycieli mogła przekroczyć górny limit ulgi dla klasy średniej, przez co straciła do niej prawo, szczególnie w miesiącu, kiedy wypłacane są trzynastki. Część z kolei mogła się po prostu przestraszyć całej tej ulgi i złożyć w miejscu pracy wniosek o jej niestosowanie.

Ale cały ten bałagan, niezależnie od przyczyn, woła pomstę do nieba.

Wielka reforma Karty Nauczyciela do kosza

A to nie wcale nie koniec kłopotów nauczycieli. Od miesięcy bowiem ważyły się losy wielkiej reformy Karty Nauczyciela, która miała zmienić warunki ich pracy. Zasada była prosta: zamiast 18 godzin tygodniowo mieli pracować 22 godziny, ale w zamian mieli otrzymać solidne podwyżki wynagrodzeń rzędu 23 proc. To wszystko miało wydarzyć się od września 2022 r.

Nic takiego jednak się nie wydarzy i jak twierdzi „DGP”, minister edukacji Przemysław Czarnek poinformował już o zaoraniu reformy Karty Nauczyciela kuratorów, choć publicznie ogłosi to dopiero w tym tygodniu.

Efekt będzie taki, że nauczyciele zamiast 23 proc. dostaną jedynie 4,4 proc. podwyżki - podobnie jak cała budżetówka. W najbardziej optymistycznym scenariuszu będzie to 6 proc., ale to mało prawdopodobne. W takim wypadku nauczyciel dyplomowany od września otrzymałby 243 zł brutto więcej, bardziej prawdopodobne, że dostanie jedynie o 178 zł więcej.

Dlaczego nie udało się po tylu miesiącach prac i negocjacji doprowadzić do zmian w Karcie Nauczyciela i podwyżek rzędu 1400 zł brutto? Minister edukacji obwinia związkowców, którzy nie chcieli iść na jakikolwiek kompromis. I częściowo ma rację. Ale resort edukacji też się specjalnie nie starał.

Związkowcy rzucali fochem

Bo to było tak: projekt zmian w Karcie Nauczyciela miał zostać przedstawiony samorządom i związkom zawodowym po świętach Bożego Narodzenia, ale do spotkania nie doszło, bo związkowcy wiedzieli już, że plan polega na tym, że podwyżka będzie, ale tylko w zamian za większą liczbę godzin pracy. A więc foch.

Kolejne spotkanie miało odbyć się 5 stycznia z oświatową Solidarnością, ale znów foch - związek nie zgodził się na kontynuowanie rozmów na temat takich zmian. 

W tym samym czasie mediacje prowadziła Kancelaria Prezydenta, ale też nic nie dały. Foch.

A teraz jest już za późno, bo tylko do końca maja można zwalniać nauczycieli, dla których nie byłoby pracy przez podwyższenie pensum, a przecież projekt musiałby przejść przez Sejm i Senat. Nie ma na to już czasu.

I tak z powodu ostrej gry związkowców, podwyżki o 23 proc. przeszły nauczycielom koło nosa. 

Ale nie, ZNP wcale z tego powodu nie płacze, bo ważniejsze najwyraźniej dla związku było, by nie dać sobie wcisnąć większego pensum. Więcej! ZNP jest przekonany, że i w przyszłym roku zmian w Karcie nie będzie, bo to rok wyborczy i nikt nie będzie chciał takiego zamieszania. To źle?

REKLAMA

Związkowcy uważają, że bardzo dobrze i podwyżki wyszarpią po prostu inaczej: w ustawie budżetowej nadal jest przecież specjalna rezerwa m.in. na podwyżki dla nauczycieli, w wysokości 3 mld zł - kwota ta miała być im przekazana właśnie za zwiększenie pensum, ale ZNP przekonał senacką większość, by każdemu nauczycielowi podnieść z tej puli pensje o 700 zł. Tylko że posłowi PiS odrzucili poprawki Senatu.

Ta gra pewnie wróci przed wyborami, a wtedy łatwiej będzie o podwyżki bez rozmowy o pensum. A więc gra na ostro, czas się nie liczy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA