Parlamentarny zespół ds. legalizacji marihuany bardzo chce pokazać, że pogłoski o jego lenistwie są nieuzasadnione. W odpowiedzi jeszcze w listopadzie mamy poznać projekt ustawy depenalizującej niewielkie ilości marihuany na własny użytek. Jednak droga do zielonego światła w Sejmie jest jeszcze bardzo daleka.
Beata Maciejewska (Lewica), przewodnicząca zespołu ds. marihuany, stara się trzymać rękę na pulsie. Gremium, któremu szefuje, za chwilę kończy rok, a lista dokonań jest pusta jak kasa Poczty Polskiej, po wiosennej wyborczej corridzie wicepremiera Jacka Sasina.
Jednak pandemia i wynikające z lockdownu kłopoty gospodarcze były na tyle dominujące, że nikt w Polsce sobie głowy nie zawracał ani marihuaną, ani parlamentarzystami, którzy udają, że coś chcą w tym zakresie zmienić. Do czasu. Bo skoro od paru dni po sieci krążą wyniki badań CBOS, wykonane na zlecenie Stowarzyszenia Wolne Konopie, w których ponad 60 proc. Polaków uważa, że posiadanie konopi na własny użytek nie powinno być karane więzieniem, to przewodnicząca zespołu ds. legalizacji marihuany postanowiła, że to już jest ten czas, w którym warto się odezwać.
„Będziemy rozmawiać o trzech projektach ustaw dotyczących marihuany leczniczej, konopi siewnych, a także marihuany stosowanej przez dorosłych do celów rekreacyjnych” – zadeklarowała Beata Maciejewska, wskazując plan pracy zespołu na posiedzenie zaplanowane 23 listopada.
Marihuana do Sejmu tak szybko nie trafi
Ale to wcale nie oznacza, że już można wypatrywać na sejmowym horyzoncie procedowania nad proponowanymi zmianami w przepisach. Sama Beata Maciejewska wyraźnie zaznacza, że stosowne projekty ustaw będą przedstawione na razie na posiedzeniu samego zespołu. To zaś nie jest jednoznaczne z tym, że w niedługim czasie takie przepisy będą przekazane do Sejmu i tam procedowane. Przynajmniej na razie nie ma takich planów ani żadnych granic czasowych.
Inna sprawa, że część proponowanych rozwiązań ustawowych wymaga konkretnego doprecyzowania. Np. dokładne określenie, co to znaczy sformułowanie „niewielka ilość” przy omawianiu dekryminalizacji marihuany.
„To jest kwestią do dyskusji. Zwróciłam się do Biura Analiz Sejmowych z prośbą o pokazanie, jak wyglądają te ilości na własny użytek w poszczególnych krajach Unii Europejskiej” – zdradza szefowa parlamentarny zespół ds. legalizacji marihuany.
Projekt ustawy już jest. Tylko po co udawać?
Można tym wszystkim działaniom zespołowi parlamentarnemu przyklasnąć na baczność, gdyby nie nieodparte wrażenie, że znowu mamy do czynienia z prowizorką. Po co wszak debatowanie nad nowym projektem ustawy depenalizującej marihuany i sprawdzanie europejskich standardów skoro taki dokument już istnieje od miesięcy?
Przecież Wolne Konopie mają już wszystko gotowe. Swoje pomysły zakładające posiadanie 30 gramów na własny użytek i hodowlę w domu do 4 krzaków chcieli przekazać w formie inicjatywy obywatelskiej. Jednak zbiórkę 100 tys. podpisów, by projekt można było dalej przekazać do Sejmu, skutecznie przerwała pandemia.
Jako czyny o znikomej szkodliwości społecznej, przewidywane w obecnym stanie prawnym kary pozbawienia wolności są niecelowe, nieskuteczne i niepotrzebnie obciążają wymiar sprawiedliwości oraz organy ścigania
- czytamy w gotowym projekcie.
A może to nie polityka, a szukanie kasy gdzie się da?
Być może za nagłym i niespodziewanym zainteresowaniem parlamentarzystów sprawą marihuany i jej depenalizacją nie stoi wcale polityka i wieczne poszukiwanie poklasku wśród potencjalnych wyborców. Tylko bardziej przyziemne potrzeby finansowe? Już chyba dla nikogo nie jest tajemnicą, że na legalizacji rekreacyjnej marihuany zbija się krocie. Przecież nawet nad Wisłą szacuje się (skromnie), że z tego tytułu do budżetu państwa mogłoby rocznie trafiać nawet 9-10 mld zł (to koszt Skarbu Państwa przy okazji trzynastych emerytur).
Na marihuanę jako skuteczne remedium na finansowe bolączki po pandemii patrzą już zresztą np. w Nowym Jorku. Tamtejszy gubernator Andrew Cuomo przekonuje, że gospodarkom w wychodzeniu na prostą pomoże właśnie legalizacja marihuany. Trudno się tym słowom dziwić, skoro w stanie Colorado sprzedaż marihuany medycznej i rekreacyjnej osiągnęła w 2019 r. rekordowy poziom 1,75 mld dol. (wzrost w porównaniu z 2018 r. o 13 proc.). Zresztą w podobnym tonie, jeszcze w trakcie wyborczych potyczek, wypowiadała się wybrana na zastępcę Joe Bidena Kamala Harris. Obiecała, że po wygraniu wyścigu wyborczego marihuana będzie zdekryminalizowana na szczeblu federalnym w całych Stanach Zjednoczonych.
Izrael już idzie tą drogą
Marihuana ma pomóc w wychodzeniu z pandemii nie tylko w USA. Dokładnie w tym kierunku postanowili podążać w Izraelu. Właśnie tam ogłoszono rozpoczęcia prac przygotowujących noty prawne pod nowe regulacje dla konopi indyjskich. Pierwszy projekt dotyczy dekryminalizacji, a drugi legalności marihuany dla osób powyżej 21. roku życia. Takie przepisy mają być podstawą do stworzenia przemysłu konopi indyjskich dla dorosłych w Izraelu. Nie nastąpi to jednak wcześniej niż w 2021 r.
„Spodziewam się, że pierwszym etapem będzie całkowita dekryminalizacja konsumpcji marihuany, w której użytkownicy nie będą podlegać karze kryminalnej ani grzywnom administracyjnym” - uważa Oren Lebovitch, redaktor izraelskiego magazynu „Cannabis Magazine”, w rozmowie z Marijuana Business Daily.