REKLAMA

A co, jeśli inflacja już nigdy poniżej 10 proc. nie zejdzie?

Inflacja w końcu zacznie spadać. Już zaczęła i to bardziej niż spodziewali się najwięksi optymiści. Oczywiste jest to, że jeszcze przez kilka miesięcy znowu będzie rosła. Ale co potem? Wielu ekonomistów uważa, że wcale nie jest kwestią czasu, żebyśmy w końcu zeszli do jednocyfrowych poziomów, żeby było jak kiedyś, kiedy to wszystko się dopiero zaczęło. Możliwe, że zejdziemy do 10-14 proc. i stop - lepiej już nie będzie. Dlaczego? M.in. dlatego, że Polacy już przyzwyczaili się do złego i wysoką inflację po prostu zaakceptują. Uratować mogłoby nas ewentualnie to, że nie możemy skutecznie dopominać się o podwyżki w pracy, ale to słabe pocieszenie.

kontrola paragonów skarbówka
REKLAMA

To pierwszy raz od wielu miesięcy, kiedy inflacja okazała się niższa, niż wszyscy oczekiwali. Niby pozytywne zaskoczenie, średnia oczekiwań ekonomistów regularnie ankietowanych przez „Rzeczpospolitą” to 18 proc., ci najbardziej optymistyczni mówili: 17,5 proc., a mamy 17,4 proc. Hura!

REKLAMA

Ale popatrzcie na te dane od ciemnej strony. Miesiąc do miesiąca, a więc w listopadzie w porównaniu do października ceny wzrosły o 0,7 proc., co oznacza, że gdyby przez kolejne 12 miesięcy taki wzrost się utrzymał, roczna inflacja nadal byłaby wysoka - 8,4 proc.

A pamiętajmy, że ten wzrost o 0,7 proc. nastąpił, mimo że ceny energii spadły. To też zły znak.

No i jeszcze pozostaje pytanie, czy za chwilę te spadki cen energii przełożą się na spadki cen wszystkiego innego, skoro wcześniej wzrosty przekładały się podwyżki? No właśnie!

Ekonomista Ignacy Morawski, szukając odpowiedzi na to pytanie, znalazł niepokojącą analogię do  kryzysu energetycznego z lat. 70. Kiedy w 1973 r. nastąpił szok surowcowy jako skutek izraelsko-arabskiej wojny Jom Kipur, inflacja wystrzeliła z niskich poziomów i kiedy szok ustał, a ceny surowców się ustabilizowały, inflacja grzecznie zaczęła spadać. Ale! Nie było już powrotu do tego, co przed szokiem. Inflacja, owszem, spadła, ale zatrzymała się znacznie wyżej.

Uratuje nas to, że smuteczki pracownika można zignorować

To, co może nas ochronić przed powtórką takiego scenariusza to fakt, że mamy ciągle jeszcze szanse, że tym razem ceny surowców spadną. W latach 70. już nie spadły, jedynie się ustabilizowały, a sytuacja została opanowana.

Poza tym ówczesna gospodarka była bardziej energochłonna niż dziś - zwraca uwagę Morawski. No i banki centralne są bardziej niż wówczas zdeterminowane, żeby z inflacją walczyć.

A na deser ostatni argument, który może przeważyć, że jednak uda się zbić inflację ponownie do bardzo niskich poziomów: mamy słabe mechanizmy indeksacji płac.

To akurat smutny argument, bo choć może pomóc w walce z inflacją, to jednak świadczy o tym, że pracownik ma słabe narzędzia do tego, by dostać podwyżkę w pracy. Musi o nią walczyć, przepychać się z szefem, albo paść na kolana i prosić. A na przykład tacy Belgowie od przyszłego roku dostaną masowo 12 proc. podwyżki i nie muszą nic robić, bo mają po prostu automatyczną indeksację płac.

Już za późno, Polacy już urządzili się w du…

Ale są też argumenty za tym, że nie uda na się uciec przed powtórką scenariusza z lat. 70. Jakie? Pozwólcie, że zacytuje Stefana Kisielewskiego, legendarnego publicystę i prozaika:

I całkiem możliwe, że to dobrze opisuje nasz problem z inflacją - jest ona już tak wysoka, że łatwo się zakotwicza, czyli po prostu nie chce dalej spadać, bo Polacy przyzwyczaili się już do złego i są w stanie akceptować duży wzrost cen.

W tej dyskusji rozpoczętej przez Ignacego Morawskiego zakotwiczeniem na bardzo wysokim poziomie straszy Mikołaj Raczyński, były członek zarządu Noble Founds TFI. Wysokim, czyli jakim? Uważajcie: 10-14 proc.! 

Optymista powie: ej, zaraz, nie straszcie, bo oczekiwania inflacyjne Polaków właśnie spadają, a to one mają kluczowy wpływ na inflację i owo zakotwiczenie!

Rzeczywiście, ostatnio, czyli w pierwszej połowie listopada spadły o 2,5 pkt proc., co pokazały dane Komisji Europejskiej. Ta bowiem robi takie badania w Polsce rękami GfK Polonia.

REKLAMA

Tylko że ten spadek oznacza, że już nie 46 proc., a 43,5 proc. badanych spodziewa się dalszego wzrostu cen powyżej 18 proc. Przecież to nadal strasznie dużo!

Ciągle jest się czym martwić, bo rzeczywiście sprowadzenie inflacji poniżej 10 proc. może nie tyle nie uda się nigdy, ale może nie udać się bardzo bardzo długo.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA