Ostro na linii górnicy – rząd. Związki grożą strajkiem, jakiego Polska dawno nie oglądała
Ministerstwu Aktywów Państwowych nie udało się udobruchać związkowców i zaprosić do stolicy na prezentację planu naprawczego Polskiej Grupy Górniczej. Górnicy zdania nie zmieniają i do końca miesiąca czekają na premiera u siebie. Jeśli Mateusz Morawiecki z zaproszenia nie skorzysta, to grożą, że zorganizują strajk, jakiego dawno Polska nie oglądała.
Związkowcy doskonale zdają sobie sprawę nie tylko z tego, co się dzieje w samej PGG, ale w całej branży. Zaproszenia MAP nie zamierzają przyjąć Albo premier Mateusz Morawiecki do końca lipca przyjedzie na rozmowy do Katowic, albo reaktywują Międzyzakładowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Grożą protestami w województwie, jakich dawno w Polsce nie było.
Górnicy chcą kompleksowych działań
Ministerstwo Aktywów Państwowych chciało rozmawiać z górnikami o planie naprawczym PGG w najbliższy czwartek 23 lipca. Wiadomo już, że do spotkania nie dojdzie. Resort wyszedł z taką inicjatywą po tym, jak przedstawiciele Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiej NSZZ „Solidarność”, Związku Zawodowego Górników w Polsce, Porozumienia Związków Zawodowych „Kadra”, WZZ „Sierpień 80” oraz Komisji Krajowej Związku Zawodowego Pracowników Dołowych napisali list do premiera.
Związkowcy dają do zrozumienia, że z wicepremierem i szefem resortu aktywów państwowych Jackiem Sasinem nie chcą rozmawiać, szkoda ich czasu. Teraz związkowcy odpowiadają, że zaproszenie z ministerstwa niczego nie zmieniło.
Nie traktujemy Pańskiego zaproszenia na rozmowy dotyczące restrukturyzacji PGG, które mają się odbyć 23 lipca w Warszawie, jako odpowiedzi na nasze wystąpienie skierowane do premiera Mateusza Morawieckiego
– piszą związkowcy w liście do wicepremiera Jacka Sasina.
Tylko Katowice, żadna Warszawa
Do górniczych apeli składanych w ostatnim czasie na ręce premiera Morawieckiego dołączyły Górnicze Centrale Związkowe OPZZ. Też napisali do szefa rządu, do Jacka Sasina i dodatkowo do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Niezrozumiałe jest dla nas, ażeby dyskusję o górnictwie węgla kamiennego prowadzić w Warszawie zamiast w Katowicach, gdzie są naszym zdaniem znacznie lepsze i bezpieczniejsze warunki spotykania się przy wciąż trwającej pandemii koronawirusa oraz reżimie sanitarnym
– czytamy w liście.
Związkowcy oczekują zdecydowanej i natychmiastowej reakcji premiera i z niepokojem czekają na „przedstawienie obiecanej przez rząd strategii transformacji energetycznej z uwzględnieniem jej sprawiedliwości oraz zielonego ładu, której kluczowym elementem powinny być nie tylko konsultacje społeczne, ale również uzgodnienia na poziomie kraju, dotyczące jej założeń oraz ostatecznego kształtu, obejmujące także zakres legislacyjny na poziomie Unii Europejskiej”.
Górnictwo na decydującej prostej
Sytuacja PGG – podobnie jak całej branży – jest coraz gorsza. I nic nie wskazuje, żeby w najbliższej przyszłości miała ulec poprawie. Polskie kopalnie wciąż więcej węgla wydobywają, niż sprzedają (coraz mniej popularny surowiec na świecie jest też coraz tańszy), czego efektem jest zaleganie blisko 8 mln ton czarnego złota na przykopalnianych zwałach.
Na dodatek UE najwyraźniej przyspiesza zakręt w zieloną stronę i energia z węgla będzie przez Brukselę traktowana coraz gorzej.
Na razie sektor górniczy w Polsce zamiast konkretnego planu na najbliższe lata ma coraz pełniejszy zestaw plotek. Jedna z nich wskazuje na zadłużenie, jakie ma mieć PGG. Według nieoficjalnych informacji, do których udało nam się dotrzeć, jest to nawet 4 mld zł, częściowo odziedziczone po poprzedniczce, czyli Kompanii Węglowej. Tymczasem wcześniej prezes PGG Tomasz Rogala wyliczał niezbędną dla spółki pomoc w ramach tarczy antykryzysowej na ponad 300 mln zł, co miało zagwarantować płynność finansową przynajmniej do końca roku.
Tomasz Głogowski, rzecznik PGG, w rozmowie z Bizblog.pl, przekonuje, że obecnie wszelkie zobowiązania wobec pracowników są realizowane. O tym, czy faktycznie spółka ma szansę wyjść w tym roku na prostą, nawet się nie zająknął.