Emisje CO2 w Europie poszły w górę. Ożywienie gospodarcze po pandemii dopaliliśmy węglem
W zeszłym roku emisje w ramach unijnego systemu handlu emisjami wzrosły o 7,3 proc. w porównaniu z poziomem z 2020 r. Top wstępne i jeszcze niekompletne dane, możliwe więc, że rzeczywisty wzrost emisji będzie jeszcze większy.
Pandemia trochę popsuła unijny system handlu emisjami (EU ETS). Ożywienie gospodarcze, jakie po niej nastąpiło, oznaczało większe zapotrzebowanie energetyczne. Stabilność gwarantowały głównie paliwa kopalne. Nikt za bardzo nie chciał stanąć w połowie drogi z nadrabianiem straconego czasu, bo mniej wieje lub świeci. Ale to też ma swoją klimatyczną cenę w postaci zwiększonych emisji CO2.
Parlament Europejski już dał zielone światło dla reformy systemu emisji EU ETS. W głównej mierze chodzi o wykluczenie z niego instytucji finansowych, które spekulują, w efekcie czego z ceną emisji CO2 niekiedy dzieją się cuda. Np. 7 marca wyemitowanie jednej tony CO2 kosztowało mniej niż 60 euro. Dziesięć dni później było już jednak znacznie drożej, bo blisko 80 euro. Czyli mówimy o wzroście o jedną trzecią, w bardzo krótkim okresie.
Patrzący bardzo uważnie na poczynania Komisji Europejskiej think-tank Sandbag uważa jednak, że to zdecydowanie za mało, żeby osiągnąć europejskie cele klimatyczne i wypełnić jednocześnie porozumienie paryskie. Ekspertów niepokoi to, że w systemie EU ETS nadal mają obowiązywać bezpłatne przydziały, co zdaniem Sandbag ma być przeszkodą w dekarbonizacji, innowacji i samym funkcjonowaniu rynku emisji.
Ale pierwsza system ETS popsuła pandemia
Okazuje się, że przed spodziewaną reformą, system ETS mocno pochwiała pandemia. Ożywienie gospodarcze związane z większym zapotrzebowaniem energetycznym okazało się idealną receptą na serię krajowych lockdownów. Ale to też miało swoją cenę, co właśnie potwierdza KE. Okazuje się, że w 2021 r. emisje w ramach EU ETS wzrosły o 7,3 proc. w porównaniu z poziomem z 2020 r. Top wstępne i jeszcze niekompletne dane, możliwe więc, że rzeczywisty wzrost emisji będzie jeszcze większy. W górę przede wszystkim ciągnęło lotnictwo (wzrost emisji o 8,7 proc.), sektor energetyczny (8,3 proc.) i przemysł (5,2 proc.).
Swój wkład w ten proces zwyżkowych emisji miał również kryzys energetyczny. Bardzo drogi gaz nakłonił wielu do powrotu do węgla. To jednak wcale nie oznacza, że powinniśmy się na pewien czas pożegnać ze spadkami emisji. Mimo zeszłorocznego wzrostu te - w porównaniu z czasami jeszcze przed pandemii - dalej maleją. Emisje z 2021 r. w porównaniu z emisjami z 2019 r. są mniejsze o 4,4 proc. Eksperci zwracają uwagę, że państwa członkowskie powinny w krótkim czasie podjąć działania, żeby emisje znowu nie zaczęły rosnąć z roku na rok. Sześć krajów już teraz przewiduje, że na koniec roku ich emisje w ramach systemu ETS jednak wrosną. To Polska, Estonia, Islandia, Irlandia, Malta i Belgia.
Wpływ instytucji finansowych na system różnie oceniany
Wcześniej, zanim doszło do plenarnej dyskusji w PE o reformie systemu EU ETS, Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA), któremu KE zleciła wzmocnienie monitorowania rozwoju sytuacji na europejskim rynku emisji dwutlenku węgla. I z tych ustaleń wynika, że w systemie nie można dopatrzyć się żadnych manipulacji finansowych.
Z takimi argumentami nie zgadza się jednak polski rząd, który w nagłych skokach cenowych w systemie ETS widzi winę instytucji finansowych. Jeszcze rok temu wszak emisja tony CO2 kosztowała w okolicach 50 euro. Pod koniec października ub.r., jak już było jasne, że manipulacje z dostawami gazu ćwiczone przez Gazprom spowodowały niedobory w europejskich magazynach, zaczął się cenowy marsz w górę. W listopadzie padła bariera 60, 70 i 80 euro. W styczniu 2022 r. cena pobiła z kolei granicę 90 euro i zaczęła się bardzo zbliżać do poziomu 100 euro.