REKLAMA

Ekogroszek po 2000 zł to już przeszłość. Przyjęto ustawę, przez którą ceny węgla wzrosną kilkukrotnie

Ustawa górnicza przeszła przez Sejm i zamierza namieszać w cenach węgla. Pamiętacie czasy ekogroszku po 2000 zł? To już nieaktualne. Przygotujcie się na podwyżki cen węgla.

Ekogroszek po 2000 zł to już przeszłość. Przyjęto ustawę, przez którą ceny węgla wzrosną kilkukrotnie
REKLAMA

Ekogroszek po 2000 zł, zwykły węgiel w granicach 1500 zł? Niestety po przyjęciu ustawy górniczej te ceny mogą stać się nieaktualne i za kopalniany opał przyjdzie nam zapłacić kilka razy wiele więcej. Prawa ekonomii są nieubłagane i wyższe koszty utrzymania kopalń oznaczają wyższe koszty węgla w Polsce. A co, jeśli nie zgodzi się UE? Wtedy to będzie jej wina.

REKLAMA

Nowelizacja ustawy o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego zakłada wpompowanie w PGG grubych miliardów złotych. Jeśli rządowi poważnie zależy na przepchnięciu zmian w finansowaniu kopalń, to 30 mld zł na ratowanie PGG i innych spółek wyłożą Polacy. A może rząd wie, że Bruksela nie zgodzi się na bombastyczny plan pomocy publicznej dla polskich górników. Wtedy znów będzie mógł zwalić winę za sytuację w energetyce na tę niedobrą Unię.

Jeżeli chodzi o ceny węgla i dekarbonizację, PiS nie ma sobie nic do zarzucenia. Wiadomo: horrendalne podwyżki rachunków za prąd to wina Donalda Tuska, pakietu Fit for 55 i ETS. Sobie rządzący nie mają nic do zarzucenia. Wyparli już z pamięci, że to oni zgodzili się na nowy cel klimatyczny UE, nakazujący redukcję emisji dwutlenku węgla o 55 proc. do 2030 r.

Milczy też prezydent Andrzej Duda, który jeszcze kilka lat temu na Szczycie Klimatycznym ONZ COP24 w Katowicach szokował, przekonując, że węgla wystarczy Polsce na 200 lat. Na chwilę refleksji nie ma też czasu wicepremier i szef aktywów państwowych Jacek Sasin, który do ostatniej chwili bronił węglowej wersji Elektrowni Ostrołęka

A teraz rząd przepycha przez Sejm ustawę górniczą, która zakłada system pomocy publicznej dla branży. Ten w ciągu 10 lat ma przekazać górnictwu polskiemu 28,8 mld zł. Przepisy, które czekają na podpis prezydenta, zakładają również zawieszenie, a docelowo umorzenie składek na ubezpieczenia społeczne. Chodzi o ZUS, w tym Fundusz Pracy, Fundusz Solidarnościowy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, Fundusz Emerytur Pomostowych oraz ubezpieczenie zdrowotne. Koniec końców mają być też umorzone zobowiązania PGG wobec PFR w wysokości 1 mld zł. 

Warto jednak pamiętać, że tę ustawę górniczą też musi jeszcze notyfikować Komisja Europejska.

Tylko w tym roku PGG ma dostać 5 mld zł

Rząd w ten sposób chce ratować PGG. To największa spółka węglowa w UE, która zatrudnia ok. 38 tys. ludzi. Już wcześniej szefostwo giganta zapowiadało, że pieniędzy już na niewiele zostało – jedynie na wypłatę czternastek i wynagrodzeń za luty. Jak wynika z danych przekazanych przez PGG, 15 grudnia spółka miała ponad 818,9 mln zł zobowiązań wobec ZUS. Ubiegłoroczne należności publicznoprawne PGG to blisko 3 mld zł. Warto przypomnieć, że 2020 r. spółka zakończyła stratą ok. 2 mld zł, a po trzech kwartałach 2021 r. na minusie było już prawie 2,3 mld zł.

I właśnie tę finansową dziurę publicznymi pieniędzmi zamierza zasypać rząd. PGG ma być zdecydowanie największym beneficjentem założonej i rozpisanej na 10 lat pomocy ze strony państwa. W sumie spółka do 2031 r. ma otrzymać na podstawie przyjętej przez Sejm ustawy górniczej co najmniej 20,7 mld zł (72 proc. z puli 28,8 mld zł).

W tym roku PGG z tego tytułu otrzymać 5 mld zł. Pamiętajmy, że roczne zobowiązania płacowe spółki wobec swoich pracowników przekraczają 3,6 mld zł. W kolejnych latach dotacje mają maleć. Jeszcze w 2023 r. PGG ma dostać przeszło 2,7 mld zł, w 2024 r. już 1,9 mld zł i docelowo transza zmniejszy się w 2031 r. do poziomu 1,2 mld zł. Tymczasem Węglokoks Kraj ma w sumie w te 10 lat dostać raptem ponad 1,5 mld zł, a Tauron Wydobycie - przeszło 6,5 mld zł.

Węgiel dopiero będzie drogi i wzrośnie jego import z Rosji.

Rząd tłumaczy, że te pieniądze potrzebne są spółkom górniczym do redukcji produkcji węgla. Greenpeace Polska wylicza tym samym, że zmniejszenie wydobycia przez te trzy spółki (PGG, Węglokoks Kraj i Tauron Wydobycie) o ok. 30 proc. (8 mln t) będzie kosztować budżet państwa do 2031 r. w sumie 31,2 mld zł (pomoc publiczna i umorzenie należnych spłat wobec ZUS i PFR). Aktywiści zauważają, że założona redukcja jest podobna do tej w latach 2018-2021, a mimo to jest znacznie droższa. W latach 2018-2021 wydobycie węgla zmniejszyło się o ok. 5 mln t. Bez żadnych dopłat. 

Ale przyjęta przez Sejm ustawa górnicza może mieć jeszcze inne konsekwencje. Chodzi o cenę węgla. Dzięki państwowej kroplówce zwiększy się budżet poszczególnych kopalni i tym samym wyższy będzie koszt ich utrzymania. A to oznacza, że wyższe będą też koszty węgla. Surowiec będzie więc coraz droższy, co zresztą wpisuje się w kilkuletnią tendencje. Jeszcze w 2018 r. za tonę węgla trzeba było zapłacić średnio pon ad 486 zł. W 2019 r. - już przeszło 647 zł, a w 2020 r. - 887 zł. W ubiegłym roku za 1000 kg węgla przyszło już zapłacić prawie 1000 zł (996 zł średnio). 

Jeszcze większych zwyżek można spodziewać się w przypadku ceny ekogroszku. Tu stawki zaczęły wariować kilka miesięcy temu, jak Ministerstwo Klimatu i Środowisko wyskoczyło z nowymi normami jakości węgla, które miały zamienić ekogroszek w groszek III. Nowych regulacji do tej pory nie ma i nie wiadomo, kiedy tak naprawdę nadejdą, ale producenci postanowili wykorzystać to zamieszanie i podnieśli cenę.

Jak wyliczają Kalkulatory Budowlane cena ekogroszku workowanego już w kilku województwach potrafi przebić granicę 2000 zł. Jeżeli pomoc publiczna dla górnictwa dostanie zielone światło w tej formie co teraz - jeszcze w tym roku będzie znacznie drożej. I na początku sezonu grzewczego 2022/2023 z rozrzewnieniem będziemy wspominać takie stawki.

Zwiększy się też import węgla. Bogusław Ziętek, przewodniczący „Sierpnia 80” w Rozmowie Dnia w Radiu Piekary przewiduje, że w ciągu kilku najbliższych lata w polskim systemie energetycznym zabraknie ok. 10 mln t. 

Tym samym import się zwiększy. Ten brakujący węgiel trzeba będzie skądś sprowadzić 

– nie ma złudzeń Ziętek.

Forum Energii wylicza, że przez dwie ostatnie dekady za import węgla, ropy naftowej i gazu ziemnego Polska zapłaciła ponad bilion złotych. Z tego 733 mld zł (nie licząc kosztu zakupu gazu) trafiło do Rosji. W ciągu tych ostatnich 20 lat zdecydowanie najbardziej zmienił się import węgla: z 1,5 mln ton w 2000 r. do 12,9 mln ton w 2020 r. To wzrost aż o 756 proc. A po tym jak ustawa górnicza wejdzie w życie (o ile) kupowanie rosyjskiego węgla ma jeszcze dodatkowo przyspieszyć.

A jeśli Komisja Europejska nie pozwoli?

Polski rząd od początku powtarza na brukselskich salonach, że nasz kraj jest w wyjątkowej sytuacji jeżeli chodzi o transformację energetyczną. I to się zgadza. Dane Eurostatu nie pozostawiają złudzeń: w 2020 r. już tylko dwa kraje UE produkowały węgiel kamienny, czyli Polska (wyprodukowała w sumie 54,4 mln ton węgla kamiennego, co stanowi 96 proc. całkowitej produkcji UE) i Czechy (2,1 mln ton, czyli 4 proc.).

Polska jest obecnie w ok. 70 proc. uzależniona energetycznie od węgla, za co odpowiada ten rząd i też poprzednie gabinety. Bo nikt do tej pory nie traktował polskiej dekarbonizacji na poważnie. Wcześniejsza ekipa pod wodzą premier Ewy Kopacz też publicznymi pieniędzmi starała się wyciągnąć z finansowego dna Kampanię Węglową. Bez skutku.

Ale nie ma co liczyć na jakieś polityczne bicie się w piersi. Wiadomo, że jak coś pójdzie nie tak - winna będzie Unia i Komisja Europejska. A to, zdaniem wielu, bardzo prawdopodobny jednak scenariusz. 

Zdaniem przedstawicielki Greenpeace Polska w najgorszym razie trzeba będzie z odsetkami zwracać otrzymane pieniądze i dosyć gwałtownie restrukturyzować branżę górniczą w najbliższych latach. Co będzie miało potężne konsekwencje m.in. dla rynku pracy.

Dekarbonizacja po polsku

Brak zgody ze strony KE jest prawdopodobny. Pakiet legislacyjny Fit for 55 ma ułatwić wypełnienie nowego celu klimatycznego, czyli redukcji emisji CO2 na poziomie 55 proc., a docelowo ma otworzyć drzwi dla Zielonego Ładu, który poprowadzi UE do neutralności klimatycznej w 2050 r. I zdecydowana większość krajów już podążą tą ścieżką.

Ostatnio Słowenia stała się już 23. krajem europejskim, który ogłosił wycofanie się z węgla. W tym 16 krajów już zrezygnowały z węgla lub zrobią to do 2030 r. Najwcześniej wyrzucanie czarnego złota z miksu energetycznego chce zacząć Francja, która już w 2022 r. planuje zamknąć wszystkie swoje elektrownie węglowe (oprócz elektrowni Cordemais, gdzie ma odbywać się współspalanie węgla z biomasą).

W 2024 r. podobnie chce postąpić Wielka Brytania, a rok później Włochy, Irlandia, Grecja i Węgry. W kolejnych latach planuje to także Macedonia Północna (2027), Dania (2028), Finlandia i Holandia (2029) a w 2030 r. Hiszpania i Słowacja. Ostatnio też nowy rząd Czech ogłosił datę odejścia od węgla na rok 2033. Niemcy zaś chcą to zrobić do 2038 r. Żadnego, konkretnego planu dekarbonizacji nie ma jeszcze tylko pięć europejskich krajów: Polska, Bośnia i Hercegowina, Turcja, Kosowo i Serbia. Teraz zaś wychodzi na to, że nie dość, że Warszawa nie ma żadnej antywęglowej strategii, to dodatkowo chce kolejnymi miliardami złotych dokarmiać górnictwo przez następne 10 lat.

Tymczasem eksperci wskazują, że poszlak dekarbonizacja powinna dokonać się najpóźniej przed końcem 2035 r., czyli na długo przez zamykaniem ostatnich kopalni w 2049 r., co zakłada umowa społeczna rządu z górnikami. 

Z kolei Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego, wylicza że z roku na rok Polska wydobywa mniej węgla o 1,5-3 proc. mniej i jego zdaniem ten trend będzie w kolejnych latach tylko przyspieszać.

REKLAMA

Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy na bizblog.pl 29.01.2022 roku

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA